grenadier napisał(a):
Co do epoki Bondarczuka,to można dodać,,O jeden most za daleko", ,,Bitwę o Anglię'' i ,,Wyzwolenie''. Bliżej Napoleona-,,Ostatni Mohikanin'' no i ,,Patriota''.
O "O jeden most za daleko" nasłuchałem się i naczytałem prawie samych superlatywów, ponoć to jeden z ostatnich filmów wojennych typu paradokumentalnego, gdzie pokazywano cały przebieg jakiejś bitwy, akcji, kampanii (tak jak wspomniane "Najdłuższy dzień" i "Bitwa o Anglię" czy "Bitwa o Midway" Smighta, "Most na Renie" Guillermina, "Bitwa o Anzio" Dmytryka, "Tora! Tora! Tora!" Fleischer i Fukasaku, który początkowo miał kręcić sam Kurosawa), muszę nadrobić tę zaległość i usłyszeć jak Gene Hackman kaleczy polską mowę w roli Sosabowskiego. To już chyba tradycja, że oprócz wartkiej akcji, efektom specjalnym i wagonom kostiumów tego typu filmom towarzyszy śmietanka aktorska (tym razem: James Caan, Laurence Olivier, Liv Ullmann, Ryan O'Neal - aktor z komediowym zacięciem, najbardziej znany z filmów Bogdanovicha, "Barry Lyndona" Kubricka czy melodramatu "Love Story", Sean Connery, Edward Fox - sławny po tytułowej roli w genialnym "Dniu Szakala", Dirk Bogarde, Maximilian Schell - laureat Oskara za wybitną kreację adwokata w "Wyroku w Norymberdze", Elliott Gould - ulubieniec Altmana, Michael Caine, Anthony Hopkins, Robert Redford)
"Ostatni Mohikanin'' to arcydzieło, obdarzone nieziemsko piękną ścieżką dźwiękową (
próbka) i współgrającą z nią obrazem, klasowe aktorstwo (na czele z jednym z moich ulubionych aktorów Danielem Day-Lewisem), no i po za wojną chodzi o coś więcej...Co ciekawe sama historia była ekranizowana blisko 20 razy, z czego najlepszą do czasu Michaela Manna była wersja z 1920 w reżyserii C. Browna i M.Tourneura. "Patriota" dla mnie to jakaś kaszana
podobnie jak inny film o tamtych czasach
"Rewolucja" z Pacino, takie grzeczne, amerykańskie bajki przesycone patosem i lukrem...
Wracając jeszcze na moment do filmów z okresu II wojny światowej. W późnych latach 60. zaczęły ukazywać się coraz lżejsze dzieła o tematyce wojenno-obozowej (choć pierwszym symptomem radzenia sobie z tym koszmarem dał rok 1953, gdy powstał "Stalag 17" polskiego Żyda z Suchej Beskidzkiej Billego Wildera, gdzie William Holden pryskał z hitlerowskiego obozu) jak klasyczne dziś "Parszywa dwunastka", "Złoto dla zuchwałych", "Wielka ucieczka", "Wielka włóczęga" (Louis de Funès i Bourvil), również wtedy Mike Nichols nakręcił nieudaną ekranizację "Paragrafu 22", a Stanley Kramer "Tajemnicę Santa Vittoria" (pisałem o niej jakiś czas temu). Jednocześnie widać, że konwencjonalne ukazywanie wojny jako konfliktu dwóch (i więcej) walczących armii odchodzi do lamusa, widzowie chcą czegoś więcej. Z pomocą reżyserom przychodzą pisarze kryminałów szpiegowskich, dzięki którym powstają, m.in. "Działa Navarony" Thompsona, "Tylko dla orłów" Huttona, "Bohaterowie Telemarku" Manna czy "Operacja Kusza" Andersona. Kinomanom o mocnych nerwach podobała się także konwencja thrillera, stąd wyborna "Armia cieni" Melville'a (o francuskim ruchu oporu), "Noc generałów" Litvaka albo "Pociąg" Franhaimera. Ale najciekawiej wyglądała wojna prezentowana przez pryzmat jednostek (biograficzny "Patton" Schaffnera, nowofalowy eksperyment formalny "Człowiek, który kłamie" Robbe-Grilleta, debiut Tarkowskiego "Dziecko wojny") bądź małych społeczności ("Wzgórze" Lumeta, "Hańba" Bergmana, "Matka i córka" De Sici, "Ludzie z pociągu" Kutza), tu najczęstszym gatunkiem bywał dramat psychologiczny, na tym polu nierzadko zabarwiając taśmę filmową tragikomizmem wybitne osiągnięcia notowała czeska Nowa Fala ("Pociągi pod specjalnym nadzorem" Menzla, "Wóz do Wiednia" Kachyny, "Diamenty nocy" Nemeca). Tymczasem w Polsce Ludowej mówienie o wojnie wiązało się z opowiedzeniem się za pewnymi ideałami - Różewicz wolał podkreślać patriotyzm bohaterów kampanii wrześniowej ("Wolne miasto", "Westerplatte"), podczas gdy nieukrywający sympatii do PZPR Janusz Morgenstern skupiał się na moralnych dylematach końca wojny ("Potem nastąpi cisza", "Ranny w lesie"). Być może najbardziej ambitnego odbiorcę winny zainteresować, dzieła pokroju "Zmierzchu bogów" Viscontiego, "Samsona" Wajdy, "Palacza zwłok" Herza lub "Konformisty" Bertolucciego, w których autorzy pokazywali początki nazizmu, faszyzmu i antysemityzmu. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale wygląda na to, że w latach 60. powstało większość klasyków kina drugowojennego...