post użytkownika Louis NicolasZ Pamiętnika dowódcy rakietników konnych Józefa Jaszowskiego:
"Tu stojąc [początek marca 1814, Saintines k. Compiegne - przyp.LN], musiałem odbyć pojedynek - pierwszy i zapewne ostatni w życiu - z następującego powodu. Kazano nam podawać stany służby; otóż jeden z oficerów naszej artylerii - porucznik Modzelewski - opisał w swoim stanie służby bitwy, w których bynajmniej się nie znajdował, a że się przed ludźmi nic nie ukryje, więc oficerowie między sobą o tym mówili, naturalnie i ja wszystkiego się dowiedziałem, ale pomyślałem razem: próżny człowiek - i na tym koniec, bo nie lubiłem się nigdy w cudze sprawy mieszać. Tymczasem obywatel, u którego kwaterą z kapitanem II klasy Riedlem stałem, Francuz, w wieku, bo jeszcze za Burbona u dragonów w randze oficerskiej służył, zaprosił kilku naszych oficerów na obiad, z którym dobrze wystąpił. Przy stole byliśmy wszyscy nieźle podochoceni, a gaworząc to o tym, to o owym ponieważ było nas trzech z dekoracjami Legii Honorowej, kapitanowie: Piętka, Riedel i ja, porucznik, gospodarz zwrócił mowę na nasze ozdoby, winszując nam, że w tak młodym wieku takiego dostąpiliśmy zaszczytu. Modzelewski, który żadnej ozdoby nie miał, tknięty tym, acz niesłusznie, począł swe bitwy wyliczać, między tymi i te, w których nie był, dając przez to do zrozumienia, że nie zawsze najzasłużeńszy odbiera nagrodę, ale szczęśliwszy. Ubodło mnie to do żywego, bo wziąłem to do mnie powiedziane, bo nie śmiałby mówić tego do kapitanów, samą rangą już zasłużeńszych, niż ja byłem, a że oprócz tego byłem otwartym nieprzyjacielem wszelkiego fałszu, blichtru i obłudy, odezwałem się do niego, że podobno nie we wszystkich bitwach, które sobie w stanie służby popisał, się znajdował. Rozgniewany tym do najwyższego stopnia, żem mu przy tylu świadkach taki zarzut zrobił, oświadcza, iż swój stan służby na kawałki podrze, ale mnie zarazem wyzywa na jutro. Nie było co przeciw temu powiedzieć, podniosłem więc rękawicę; za taka ofiarę warto przecież pojedynek odbyć, bijąc się niby za dobrą sprawę całego korpusu oficerskiego. Moim sekundantem był kapitan Riedel (...), sekundanta mego przeciwnika nie pamiętam. Modzelewski chciał się strzelać, ale sekundanci na to nie pozwolili. Biliśmy się tedy nazajutrz na pałasze, i byłem szczęśliwy po kilku złożeniach się ciąć go w rękę blisko łokcia; krew plusnęła, bośmy rękawy od koszul mieli zawijane aż za łokcie; natychmiast sekundanci przyskoczyli, oświadczając, iż dosyć tego, i wymagając, iżbyśmy sobie ręce na zgodę podali. Tak się rzecz skończyła, a z Modzelewskiego miałem potem przychylnego przyjaciela."
Pozwolę sobie zamieścić w tym temacie dwie pojedynkowe historię, które Gipsy zamieścił w napoleońskich anegdotach:
W Krolestwie Polskim dochodzilo czesto do pojedynkow w mieszanej gwardii polsko-rosyjskiej wielkiego ksiecia Konstantego.
Jednego z walczacych, podoficera Mejera, wielki ksiaze wezwal na rozmowe po takiej walce i przestrzegl, ze u niego pojedynki karze sie kijami.
Cytuj:
"Kije nie dla mnie, jestem szlachcicem, prawa moskiewskie zaslaniaja mnie od tej hanby" - postawil sie Mejer. W odpowiedzi dostal od ksiecia "calkiem po moskiewsku" pare razy w pysk i wyladowal w kazamatach twierdzy Zamosc.
Cytuj:
W 1802 roku w Warszawie przejazdem zatrzymal sie byly faworyt carycy Katarzyny II-giej, ksiaze Platon Zubow, powszechnie znienawidzony jako inicjator rozbiorow Polski. Ledwo stanal w hotelu, juz pojawili sie dwaj sekundanci generala Ignacego Gielguda z listem wzywajacym go na pojedynek. Zubow odpisal, ze jest niezdrow, poczym czmychnal szybko z Warszawy do Saksonii.