Teraz jest 28 mar 2024, o 13:44

Strefa czasowa: UTC + 2 [ DST ]




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 356 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 31, 32, 33, 34, 35, 36  Następna strona
Autor Wiadomość
PostNapisane: 8 maja 2013, o 18:40 
...ach Willaume - gdyby nie On i Jego monografie, ale może i drobne teksty jakie pisał m. in. do "Lekarza Wojskowego" nasza wiedza o czasach Księstwa Warszawskiego byłaby dużo uboższa. Źródła które obficie cytuje - pochłonęła wojenna zawierucha.
Ja aktualnie kończę niewielki tekst Leona Zieleniewskiego "Dekada. Pismo Legionów Polskich w 1799 roku". Dozgonna wdzięczność Paniom z biblioteki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu które mi nadesłały piękny i czytelny skan tej wydanej w 1938 roku pozycji.
...a treść - arcyciekawa zaś w zakończeniu fotografia stroniczki egzemplarza jaki zachował się w archiwum Przeździeckich.
Nasz raszyński Bohater: Cyprian Godebski - bo On to głownie pisał i redagował - prócz talentów wojskowych miał i nieprzeciętny zmysł dziennikarski co widać po tym co się zachowało.
Pozdrowienia


Góra
  
 
PostNapisane: 10 maja 2013, o 17:44 
...po małej "...prasówce...". Na łamach majowego numeru "Mówią Wieki" ukazał się nieduży tekst autorstwa G. Ćwika zatytułowany "W cieniu Raszyna" o zwycięskej bitwie stoczonej z Austriakami o przyczółek mostowy pod Górą. Ilustracje niezbyt dobrane - ale mapka przyzwoita.


Góra
  
 
PostNapisane: 22 maja 2013, o 12:25 
Offline
Chevalier
Chevalier

Dołączył(a): 14 lut 2010, o 13:40
Posty: 3567
pozycja Grzegorza Podrucznego "Król i jego twierdze Fryderyk Wielki i pruskie fortyfikacje stałe w latach 1740-1786 myślę,ze zadowoli wszystkich miłośników sśąskich fortyfikacji, które zdobywała Wielka Armia


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 15 lip 2013, o 09:34 
Offline
Chevalier
Chevalier

Dołączył(a): 14 lut 2010, o 13:40
Posty: 3567
pozycja poprzednio rekomendowana niestety nie jest dla laików, każdy kto chce rozpocząć wędrówkę po twierdzach Śląska musi zaopatrzy się w słownik poję fortyfikacyjnych, bo inaczej tekst może by nieczytelny,


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 23 gru 2014, o 19:50 
Offline
Duc de Castiglione
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 25 sty 2010, o 02:17
Posty: 1175
Obrazek

Magnetyzer Konrada Lewandowskiego. Całkiem zgrabna powieść o Warszawie czasów II Rzeczpospolitej sięgająca retrospekcją czasów Księstwa Warszawskiego.
Polecam na święta! Smacznego ;)

PS. A tu mała próbka. Konwersacja w Ziemiańskiej... :lol:

Cytuj:
— Czy rejent Leśmian przyjdzie dzisiaj? — spytał Drwęcki.
— Niestety nie! — oznajmił Fiszer grobowym głosem. — Biedak wpadł pod jamnika i leży w szpitalu... Ach! Czekajże... — poprawił binokle. — Teraz to wreszcie zaczyna mi świtać... Drwęcki? Tak? Ten zbieg od Łukasiewicza?
— Do usług.
— Panie kochany! Toż drogi profesor cały gorset mi rozkrochmalił, tak za panem płakał! No siadaj pan! Siadaj! Pogadamy przy pół czarnej... Ma się rozumieć, to Jerzy miał zamówić i płacić. Ten zwyczaj też był mu znany.
— A ty Jacusiu, co tak stoisz jak na warcie? Już ci kompana nie zjem, nie musisz go pilnować! Siadaj, siadaj...
— O huncwocie! — syknął pan Hiacyntus do Jerzego, gdy ten odsuwał mu krzesło.
— Toż ty takie bezeceństwa pannie Marysi chcesz recytować?!
— Ja... — jęknął Drwęcki, kompletnie zaskoczony atakiem z tak niespodziewanej strony.
— A dobrze! — weteran puścił do niego oko i roześmiał się głośno. — A niby skąd, jeśli nie z takiej poezji mają się brać kosynierzy i ułani?!
— Dobrze powiedziane! — rozległo się na schodach.
— O ułanach mowa, ułani tuż! — skwitował Fiszer. — Poznajcie się, moi drodzy! Podporucznik Hiacyntus Fedorczyk... pułkownik Bolesław Wieniawa-Długoszowski...
— Honor to dla mnie! — Wieniawa strzelił obcasami salutując staruszkowi.
— Bardzo mi miło. A jakże zdrowie szanownego pana marszałka, jeśli można zagadnąć jego osobistego adiutanta?
— Nie zdradzę tajemnicy lekarskiej jeśli powiem, że znakomicie.
— To dobrze. Póki pan marszałek Piłsudski zdrów, Najjaśniejszej Rzeczpospolitej nic nie grozi.
— Święte słowa, panie podporuczniku! A pod kim to, jeśli można zapytać, szanowny pan miał okazję służyć? — Pod samym dyktatorem Langiewiczem i pułkownikiem Czachowskim — odparł z dumą staruszek.
— Ho, ho! A pan...? — Wieniawa spojrzał na Jerzego.
— Komisarz Jerzy Drwęcki, bardzo się cieszę.
— Ten Drwęcki od Zielińskiego? — spytał Wieniawa ściskając dłoń Jerzego. — No, co za spotkanie! Myśmy już w Belwederze zakłady za panem porobili!
— O co?
— Czy przeżyje pan tę dintojrę. Generał Śmigły... — pułkownik zniżył głos — on cóż... trochę to nie państwowotwórczo... on nie bardzo ma zaufanie do policji państwowej, ale słowo, że ja na pana bardzo liczę!
— Cóż, postaram się nie zawieść pokładanego zaufania. Poradzę sobie.
— To świetnie! Idzie wreszcie ta kawa?
— Nie — odparł zniecierpliwiony Fiszer. — Za to nadchodzi właśnie pan Antoni i dobrze, bo skończy się całe to gadanie o polityce!
— Czekajcie! — łysy mężczyzna na schodach cofnął się szybko. — Zaraz powiem kelnerowi...
— Słonimski?! — obejrzał się Wieniawa.
— Czołem pułkowniku! Zaraz wracam.
— To może jednak ja... — podniósł się Jerzy.
— O nie! — powstrzymał go Wieniawa. — Pan jesteś dziś moim gościem! Ja stawiam z tytułu przyszłej wygranej. Z nami, ułanami rozmowa krótka! Skoro pan powiedziałeś, że sobie poradzisz, to przecież nie może być inaczej! Słonimski wrócił z kelnerem. Nastąpił kolejny etap wzajemnych prezentacji, w trakcie których pan Hiacyntus niespodziewanie zaczął udawać przygłuchego. Coraz bardziej zakłopotany Słonimski trzy razy musiał tłumaczyć, że nie jest Słoniewski, Słowikowski, ani Słoniewicz...
— A u dyktatora Traugutta był adiutant Sułkowski! — oznajmił z emfazą staruszek.
Przerażony Słonimski popatrzył błagalnie na Fiszera, ale ten siedział z kamienną twarzą. Wieniawa symulował pilne studia nad kartą likierów.
— To szanowny pan znał Traugutta? — Słonimski chcąc nie chcąc musiał kontynuować konwersację.
— Że jak...? — pan Hiacyntus przyłożył dłoń do ucha.
— Traugutta!!! — krzyknął zdesperowany pisarz. — Znaliście, dziadku, Traugutta?!!
— A znałem, znałem... I Kościuszkę też znałem...
— Pod Kościuszką się biliście?!
— A biłem, biłem... A po bitwie, tośmy tych pobitych z lasu do cyrkułu odstawiali... Dawali nam tam za nich całe pół rubla od głowy!
— Cooo??? Wieniawa nie wytrzymał i ryknął homeryckim śmiechem. Fiszer zawtórował mu niczym cała orkiestra dęta. Przyłączył się także Jerzy, a na koniec i sam pan Hiacyntus. Słonimski stał jak słup.
— Pan Antoni wybaczy... — powiedział wreszcie staruszek ocierają łzę. — Widać istnienie któregoś z moich przodków stanęło na chwilę pod znakiem zapytania i na mocy pańskiego paradoksu dziadka, odrobinę pogrążyłem się w niebycie. Ale w przeciwieństwie do profesora Panktona nie rozpłynąłem się całkiem w nicości... Już wszystko dobrze!
— Szanowny pan czytał moją „Torpedę czasu”? — jeszcze bardziej zdziwił się Słonimski.
— Owszem, owszem, bardzo intrygująca powieść. A wie pan, że przyszłość zajmuje mnie ogromnie. Weźmy na przykład takiego Edwarda Bellamy i jego książkę „W wieku XIX”, Wells też, jak najbardziej...
— Skąd u pana tak niezwykłe zainteresowania? — wtrącił Słonimski siadając.
— Stąd, drogi panie Antoni, że jak nas za styczniowej insurekcji posyłali z kosami w pole, to mówili, że to dla przyszłości. Odtąd, mnie ta przyszłość tak bardzo ciekawi. Jakaż ona będzie? Mówi pan zatem, że będziemy podróżować w czasie?
— Gdyby podróżowanie w czasie było możliwe — odezwał się Fiszer — to by już tamci z przyszłości tu do nas zajechali! Siedzielibyśmy sobie przy tym stoliku, a tam na schodach cała banda naszych potomków podsłuchuje i gęby rozdziawia! O, o! Całkiem jak ten tam niewychowany gagatek! — oskarżycielsko wskazał na cień przyczajony za kolumną na schodach.
— Idę o zakład, że ten gbur przybył tu z chlewa, nie z żadnej przyszłości!!! — Fiszer zagrzmiał na całą kawiarnię, a nazbyt ciekawy artystycznych tajemnic gość zrejterował w popłochu.
— Nic tylko podsłuchują i po mieście rozpowiadają, żeby chociaż coś rozumieli! Jakże tu kawę wypić?! — Ty się Franc o potomków nie postarałeś, więc tam w przyszłości podsłuchiwać nie ma komu — odparł Wieniawa.
— Tylko na współczesnych gamoni możesz liczyć. Ale co ma być, to będzie! Może nie warto tej przyszłości dożywać? Szable w dłoń! — sięgnął po kieliszek koniaku.
— Jeśli idzie o potomków, to mnie w zupełności wystarczy drugi Platon, który moje myśli spisze, jak ten pierwszy Sokratesowi — oznajmił skromnie Fiszer.
— Na co mi dodatkowo jakaś Ksantypa, nocniki i pieluchy? — Wie pan, panie Antoni — odezwał znów weteran. — Mnie w pańskiej „Torpedzie czasu” jeszcze jedna rzecz ogromnie zastanawia. Skoro profesor Pankton zniknął, bo przez ten jego eksperyment, jego dziadek i babka nie mogli się poznać i pobrać, to siłą rzeczy, profesor Pankton nie mógł zbudować swej torpedy i przeszkodzić dziadkom w mariażu... Co pan na to?
— A to, że igranie z czasem to czysty idiotyzm! — Fiszer nie dał Słonimskiemu dojść do słowa.
— Żadna tam przyszłość, ani przeszłość! Nie ma bytu zanurzonego w czasie! Bo i nie ma czego, ani w czym zanurzać. Byt nie istnieje! Czas to żałosne urojenie empiryków! Nie ma nic poza tą chwilą i tą rozmową! Wieczna wymiana myśli, wieczne tworzenie, oto co naprawdę jest!
— Ale przecież profesor Einstein... — ośmielił się zaoponować Jerzy.
— Czas relatywny niby? Albo absolutny? Nuda! Idiotyzm! — spiorunował go Fiszer.
— W czterowymiarowej czasoprzestrzeni Einsteina przeszłość, teraźniejszość i przyszłość istnieją jako miejsca, wszystkie na raz, na równi obok siebie — nie ustępował Jerzy.
— Tak? — zapytał chytrze Fiszer. — A niby skąd ten Einstein miałby wiedzieć co jest teraz, skoro u niego wszystko jest względne? A przecież nie zaprzeczy pan, że teraz rozmawiamy, prawda? Zatem „teraz” istnieje bezwzględnie! To przyszłość i przeszłość są niepewne i niekonieczne. Skoro Einstein stawia znak równości pomiędzy tym co było, jest i będzie, to się zwyczajnie myli. Fizykalne pomysły Einsteina należy dopiero metafizycznie uogólnić. Inaczej nie da się uchwycić tego, co się właśnie stwarza!
— Nie będzie dzisiaj Tadeusza? — zmienił temat wyraźnie znudzony Wieniawa.
— Chciałem się z nim pomówić o moim tłumaczeniu Baudelaire’a...
— Nie wiem — odparł Fiszer. — Ale za to możemy pogadać o francuskiej kuchni! Dziś na obiedzie u Tatarkiewiczów podali wyborny omlet z truflami...
— A myśmy jedli sztufadę! — oznajmił przekornie pan Hiacyntus.
— Nie może być! — Fiszer aż podskoczył. — Gdzie?!
Weteran z Drwęckim wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
— W siódmym niebie! — stwierdził wymijająco staruszek.
— Panowie, może by tak melbę? — zaproponował pułkownik zerkając w kartę. — I sztukę mięsa też! — dodał rozmarzony Fiszer. Rozmowa zeszła na drobiazgi. Jedyny z niej pożytek dla Jerzego był taki, że gdy w którymś momencie pan Hiacyntus zagadnął o Witkacego, okazało się, że od kilku dni nie ma go Warszawie i nie wiadomo kiedy się pojawi. W środowisku astrologów i okultystów też nie działo się nic niezwykłego, aczkolwiek Franciszek Fiszer był innego zdania.
— Panie Jerzy! Aresztuj pan koniecznie Starżę-Dzierzbickiego!
— A za co?
— Ten łajdak, uważasz pan, ośmielił mi się dzisiaj przyśnić! — To chyba resort profesora Freuda...
— Tego idioty, któremu wszystko się ze spółkowaniem kojarzy?! — obruszył się Fiszer
— Każda niedojda ciągnie do Freuda!!! Drwęcki zaczął mieć poczucie zmarnowanego dnia, ale w sumie jakoś nie był w stanie wstać i pożegnać towarzystwa. W każdym razie nie wcześniej, aż sam Bóg Ojciec nie dał znaku do wymarszu.
— Panowie! — Fiszer rozprostował całe swoje gabaryty, o których w niewielkim zaokrągleniu można było rzec, że składały się z dwóch metrów wzrostu i metra sześciennego brzucha.
— Wisła wzywa!
— I mnie też — stwierdził Wieniawa.
Jerzy uznał, że trzeba udać się razem z nimi. Natomiast pan Hiacyntus ze Słonimskim, obaj już w doskonałej komitywie, skwapliwie korzystając z okazji, że kawiarniany Jehowa na chwilę spuścił ich z oczu, natychmiast wzięli się za uprawianie herezji, czyli rozpoczęli dysputę o przyszłych lotach w kosmos.
Chwilę później, na dole panowie Franciszek, Bolesław i Jerzy, w równym szyku stanęli przy pisuarach.
— Uuuuuchh!!! — stęknął donośnie Fiszer.
— Cóż tam, Franciszku, tryperek? — okazał fachowe zainteresowanie Wieniawa. — Pochlebca!!! — zadudnił gargantuiczny śmiech.
— Pokaż pan tego gnata, co go ukrywasz w płaszczu — dopinając rozporek pułkownik zwrócił się do Jerzego, który skończył pierwszy. Fiszer kontynuował nucąc Titinę. Drwęcki podał colta Wieniawie. Ten obejrzał pistolet uważnie, wyjął magazynek, przeładował na pusto i pstryknął spustem.
— Ładna rzecz — stwierdził.
— Z tego dostał Zieliński? Jerzy skinął głową.
— Dokładnie model z 1911 roku... — myślał głośno Wieniawa.
— Wie pan, że Wilniewczycz ze Skrzypińskim ciągle chodzą po ministerstwie i komu się da wiercą dziury w brzuchu żeby koniecznie zrobić polską wersję. Naprawdę tak dobrze ta maszynka bije?
— Profesor Grzywno-Dąbrowski był pełen podziwu — podkoloryzował Jerzy poranną rozmowę.
— Ten z medycyny sądowej? — przypomniał sobie pułkownik zwracając broń.
— A no to już lepszej rekomendacji nie możemy oczekiwać! Dam znać komu trzeba. Tylko powiedz pan jeszcze jak tu jest z celnością, w co się z niego trafia?
— Z pisuaru trafiamy prosto do Wisły! — zagrzmiał stanowczo Fiszer. — Nawet z zamkniętymi oczami!
— Wobec tego nazwiemy go wisem! — oznajmił pułkownik Wieniawa-Długoszowski. — A gazetom się powie, że to od nazwisk twórców...


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 19 lis 2015, o 20:17 
Offline
Chevalier
Chevalier

Dołączył(a): 14 lut 2010, o 13:40
Posty: 3567
Ostatnio przeczytałem książkę Rogackiego "I wojna polska..". No cóż poza bardzo dokładnym wyliczenie kto, gdzie i ile wojska się znajdowało na danym ternie, to jednak działania pod Pruską Iławą to przedruk ( z niewielkimi zmianami) z prac poprzednich (np. "Pruska Iława"). Mimo wszystko jest to usystematyzowana wiedza na temat działań na terenie ówczesnych Prus Wschodnich zarówno Francuzów jak i Rosjan i Prusaków. w zasadzie to czekam na tom II. W porównaniu z książką Arnolda "Kryzys w Śniegu" to niestety narracja pozostawia wiele do życzenia.


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 19 lis 2015, o 22:27 
Offline
Roi de Baviere et de Wurtemberg
Roi de Baviere et de Wurtemberg
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 sty 2010, o 22:11
Posty: 7371
Książkę wprawdzie dopiero przeglądąłem, ale jak na razie, poza pewnymi wyjątkami, sprawiła na mnie pozytywne wrażenie. Autor wprawdzie "Ameryki nie odkrył", nie wyróżnia się nowym spojrzeniem albo nowymi faktami, ale sumiennie zebrał zamieszczone w różnych źródłach zestawienia sił obu stron.
"Zaskoczyło" mnie jednak, że rewolucję francuską wywołali ponoć walczący z chrześcijaństwem masoni wspierani finansowo przez Żydów. Dość ciekawe i chyba odosobnione spojrzenie na historię (a moim skromnym zdaniem wypaczone i pachnące antysemityzmem).

Rażą niektóre na siłę spolszczone nazwy-dziwolągi np. eulauski cmentarz, chociaż trzeba przyznać, że autor zadał sobie trudu (co moim zdaniem) należy zapisać na jego plus, że na zamieszczonych w tekście mapkach (małych, ale czytelnych) podał również polskie (o ile takowe istnieją), nazw miejscowości. Większość autorów nie zadaje sobie tego trudu, bo, jak wiem z doświadczenia, jest to dość żmudna praca...


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 20 lis 2015, o 16:12 
Offline
Roi de Westphalie et duc de Frioul
Roi de Westphalie et duc de Frioul
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 sty 2010, o 13:53
Posty: 1727
Cytuj:
"Zaskoczyło" mnie jednak, że rewolucję francuską wywołali ponoć walczący z chrześcijaństwem masoni wspierani finansowo przez Żydów.
To jest opinia samego Rogackiego? :o

Cytuj:
eulauski
Dziwoląg językowy.

_________________
e-mail: Duroc@poczta.fm
"Oddal się Najjaśniejszy Panie, to Cię zbyt udręcza!"
Geraud Christophe Duroc, książę Friulu, wielki marszałek pałacu
Ostatnie słowa... :(


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 13 cze 2016, o 18:14 
...a ja po raz kolejny wsadziłam nos do "Szwoleżerów Gwardii" R. Bieleckiego. No i we wstępie na str. 45 - 46 taki oto "...kwiatuszek...". Chirurgiem szwoleżerów był Dr. Girardin (w rzeczywistości Fr. Girardot i miał jeszcze paru towarzyszy) który przybył do Polski w 1814 roku - faktycznie dopiero w 1816.
...i co tu robić - brrrr.... :evil:


Góra
  
 
PostNapisane: 14 cze 2016, o 23:51 
Offline
Roi de Hollande et grand-duc de Luxembourg
Roi de Hollande et grand-duc de Luxembourg
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 sty 2010, o 01:27
Posty: 495
Kamp napisał(a):
"Zaskoczyło" mnie jednak, że rewolucję francuską wywołali ponoć walczący z chrześcijaństwem masoni wspierani finansowo przez Żydów. Dość ciekawe i chyba odosobnione spojrzenie na historię (a moim skromnym zdaniem wypaczone i pachnące antysemityzmem)..

Nie rozumiem co Cię zaskoczyło …
Czy to , że masoni , czy to że wywołali , czy to że "ponoć" walczyli z chrześcijaństwem …
Ruch masoński we Francji przedrewolucyjnej był bardzo rozpowszechniony , modny i wpływowy.
Należała do niego cała ówczesna elita , łącznie z arystokracją.
Idee równości i braterstwa przyciągały też mieszczaństwo.
Czytałem kiedyś , że masoni stanowili większość Zgromadzenia Narodowego.
Faktem jest , że też w większości skończyli na gilotynie.

Masoni i wtedy walczyli z chrześcijaństwem , a szczególnie z Kościołem Katolickim , tak jest do dzisiaj.
Cała Rewolucja Francuska miała charakter antykatolicki.

Czy byli wspierani przez Żydów ? Z tym się nie spotkałem.
Nie byłbym zdziwiony , bo hasła równości i braterstwa mogły im dawać nadzieję na polepszenie ich sytuacji , która podobno nie była najlepsza.
Ale skoro autor tak napisał , to widocznie miał ku temu podstawy.
Nie widzę w tym żadnych znamion antysemityzmu.
Nie ma nic w przypisach ?


Góra
 Zobacz profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 356 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 31, 32, 33, 34, 35, 36  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 2 [ DST ]


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 5 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Skocz do:  
cron
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL