Post użytkownika JWKWitam serdecznie,
Właśnie wróciłem z dalekich wojaży i znalazłem ciekawy temat na forum. Muszę stanąć w obronie filmu! Dla mnie jest to najlepszy film marynistyczny, jaki udało mi się do tej pory zobaczyć. Morze doskonale znam, ponieważ pracuje na nim równe 30 lat (co prawda łącznie ze szkołą morską) i mam na koncie pokonany Atlantyk również pod żaglem.
W filmie zachowane są realia pracy i służby na pokładzie okrętu z niezwykłym pietyzmem! Zwróciła moją uwagę odwracana w ferworze bitewnym klepsydra – trzeba pamiętać, że życie na ówczesnych żaglowcach toczyło się według klepsydry. Tak jest zresztą do dzisiaj, życie na statku toczy się według czasu odmierzanego zmianami wacht. Nawet czas posiłków dostosowuje się do różnych systemów wachtowych.
Czy realia historyczne w filmie tak bardzo odbiegają od rzeczywistości? Tu bym polemizował!
Cytuj:
właśnie zdarzyło mi sie obejrzeć film "zdobywcę trzech oskarów" pt. Pan i władca na krańcu świata. Film ten przedstawia epizodzik pogoni szkoleniowego okrętu brytyjskiego za korsarskim francuskim "supernowoczesnym" (jak to sie w filmie wyrażono) "statkiem przyszłości"
Nie wiem, dlaczego Unclean pisze, że „Surprise” to okręt szkolny? Była to normalna fregata w służbie Royal Navy. Bardzo popularny, uniwersalny typ ówczesnego okrętu. Być może obecność na pokładzie wielu młodych ludzi, ale tak wówczas rozpoczynało się karierę w Royal Navy. Od midshipmana, który miał przeważnie kilkanaście lat.
Czy był to „statek przyszłości”? W pewnym sensie tak. Francuski okręt korsarski został zbudowany, o ile dobrze pamiętam, w Nowym Jorku. A więc, należy pamiętać, że już dużo wcześniej, Amerykanie zapoczątkowali budowę nowatorskich jak na owe czasy kadłubów, tzw. szkunery nowofundlandzkie. Były to bardzo szybkie jednostki (np. „Blue Nose” z Halifaxu przez długi czas utrzymywał prymat prędkości w regatach rozgrywanych corocznie na rozpoczęcie sezonu i przez długi czas pozostawał niepokonany) przystosowane do połowów na ławicach Grand Bank. W późniejszym okresie linie konstrukcyjne kadłubów szkunerów nowofundlandzkich zostały adaptowane przez większe jednostki. Stąd też spore sukcesy amerykańskich okrętów kaperskich podczas wojny o niepodległość i w roku 1812, które przewyższały okręty Royal Navy prędkością i zwrotnością podczas manewrów.
Cytuj:
już początek mnie rozbawił, niby rok 1805 a więc 7 lat po Abukir, kapitan angielski chwali się że będąc młodym chłopaczkiem był pod Abukir i walczył pod Nelsonem (Russel Crowe wygląda na czterdziechę z hakiem więc albo bardzo szybko sie postarzał albo według amerikanos Abukir to bitwa sprzed dziesięcioleci)
O ile mnie pamięć nie myli, w filmie jest mowa o tym, iż Aubrey służył pod Nelsonem pod Abukirem, ale nie jako midshipman. Był raczej na wyższym stanowisku. Midshipmanem był wówczas jego obecny pierwszy oficer. Zalecałbym dokładniejsze słuchanie dialogów. Aubrey mógł również dużo wcześniej służyć pod Nelsonem. Nelson otrzymał swoje pierwsze samodzielne dowództwo w 1778 (bryg „Badger”), a w rok później, w 1778 został dowódcą na 32 armatniej fregacie „Hinchingbroke”.
Cytuj:
Czy mozliwe jest wydanie rozkazu zniszczenia statku korsarskiego (prawie liniowca) niewielkiej jednostce szkoleniowej?
Nie uważam, aby pogoń fregaty Royal Navy za uzbrojonym statkiem korsarskim była w owych czasach czymś nienormalnym. Wręcz przeciwnie. Zresztą, gdy okazało się, iż francuski korsarz jest okrętem większym i przewyższającym wagomiarem dział okręt brytyjski, większość oficerów uważała, że należy zaprzestać wypełniania misji. Decyzja dalszej pogoni, była tylko i wyłącznie decyzją dowódcy okrętu – kapitana Aubreya.
Kapitan Jack Aubrey przypomina tutaj nieco kapitana Ahaba z klasycznej powieści Hermana Melville’a „Moby Dick”, kóry w prywatnej pogoni za białym wielorybem przemierza oceany świata, wbrew woli załogi.
Cytuj:
Pomijam szereg mniejszych cwancyków jak pościg na pełnych żaglach w czasie sztormu przez Przylądek Horn, stawianie masztu z drzewa palmowego, przyjazne wrecz kumpelskie stosunki miedzy kapitanem a ciurami okrętowymi (czyż to nie Angole słyneli z przepaści dzielącej żołnierza od oficera) itp.
Bardzo często się zdarzało, że uszkodzone w walce okręty, naprawiano prowizorycznie „czym się dało”, aby dopłynąć do najbliższego portu. Nie miało większego znaczenia, czy było to drzewo palmowe, czy cedr kanadyjski. Liczył się skutek! Np. po bitwie pod Trafalgarem większość uszkodzonym okrętów brytyjskich wracała do Anglii na kikutach masztów ( w tym „Victory”), co zajęło cały miesiąc na pokonanie dystansu z Gibraltaru. Na filmie, podczas pierwszej, feralnej dla „Surprise” potyczki u brzegów Brazylii, okręt brytyjski stracił o ile dobrze pamiętam, jedynie górne stengi, co nie było aż takim wielkim uszkodzeniem. Ówczesne załogi były wyszkolone do naprawy znacznie poważniejszych uszkodzeń. Potrafiono wymienić kolumnę główną masztu, co było nie lada sztuką (należy pamiętać, że maszt na fregacie składał się przeważnie z trzech łączonych elementów zwanych stengami), karenowano okręty – wyciągano na brzeg, lub przechylano w celu naprawy poszycia dna itd.
Oczywiście można przyjąć, że w Royal Navy była przepaść dzieląca oficerów i załogi szeregowe, ale czy było to wówczas czymś wyjątkowym? Na pewno nie! Jak wszystko zresztą stosunki na pokładzie zależały od ludzi. Np. kapitan Blight z „Bounty” słynął z okrutnego traktowania co w konsekwencji doprowadziło do buntu, ale z kolei Nelson (a Jack Aubrey służył właśnie pod Nelsonem) znany był z bardzo dobrego traktowania swoich załóg. Wielka Brytania, aby utrzymać prymat na oceanach światowych musiała posiadać ogromną flotę, a to wiązało się z trudnościami kadrowymi. Stąd popularny wówczas system „branki” i możność zamiany kary więzienia za drobne przestępstwa, na służbę na pokładach okrętów Royal Navy. Oczywiście utrzymanie karności w załogach składających się z większości z marynarzy z „branek”, kryminalistów itd. było niezmiernie trudnym zadaniem. Większość dezerterowała przy najbliższej nadarzającej się okazji. Znakomity jest tu przykład Roome’a - marynarza sygnałowego z „Victory, flagowego okrętu Nelsona podczas bitwy pod Trafalgarem, który osobiście podniósł ów słynny „święty sygnał” na reje „Victory” („England expects that every man will do his duty”). Otóż po bitwie, gdy uszkodzony „Victory” wrócił do Angli, chciano Roome’a nagrodzić, okazało się, że ten zdezerterował! Jako przewoźnik barkowy na Tamizie, został wcielony do Royal Navy w systemie „branki”. Należy jednak zwrócić uwagę, że jedynie w Royal Navy był zwyczaj (który nota bene przetrwał do dziś) zwracania się dowódcy okrętu (lub oficera w ogóle) do nawet najniższego stopniem i stanowiskiem na okręcie, per „mister X” – czyli panie X.
Według mnie najbardziej niefortunne jest tłumaczenie tytułu „Master and Commander”. Pachnie mi tu Biblią! Tłumaczyć musiał ktoś, kto zupełnie nie zna realiów morskich. Np. w języku morskim „Master” oznacza po prostu dowódcę okrętu, kapitana statku i tak jest również dzisiaj. Commander to dowódca i tyle. Bez tej niebywałej „pompy” – Pan i Władca!
Podsumowując: według mnie świetny film marynistyczny, a do tego z epoki napoleońskiej! Obok „Pojedynku” Ridleya Scott’a, jest to jeden z moich najlepszych filmów napoleońskich.
Pozdrawiam,
JWK