Wątek założony przez użytkownika Oudinot
Temat prezentujący zapiski generała Michaiła Woroncowa z lat 1812-1813 w autorskim tłumaczeniu z angielskiego.
"Fragment o kampanii 1812"
Opuściłem Bukareszt w kwietniu 1812 roku [1] i po przyjeździe do kwatery głównej w Łucku dowiedziałem się, że zostałem mianowany dowódcą dywizji grenadierów. Na początku czerwca rozpoczęła się przejściem francuskiej armii przez Niemen pamiętna kampania 1812 roku. Książę [Piotr] Bagration otrzymał rozkazy, najpierw marszu na północ w kierunku Brześcia Litewskiego, a następnie rozpoczęcia odwrotu w kierunku Smoleńska, gdzie dwie wielkie armie, pierwsza pod dowództwem generała Barclay'a de Tolly, a druga pod dowództwem księcia Bagrationa, miały się połączyć. Podczas tego marszu otrzymałem zadanie wspierania naszej straży tylnej złożonej z kozaków pod hetmanem Płatowem i generałem Wasilczikowem. Odbyło się kilka potyczek, w których jednak nasza straż tylna zawsze miała przewagę i francuska, polska oraz westfalska kawaleria cierpiała wielkie straty w ludziach, reputacji i pewności siebie. Pierwsze nasze starcie z Francuzami było pod Mohylewem nad Dnieprem. Korpus generała Rajewskiego miał tam wielkie zasługi, a Paskiewicz, dowodzący 26. Dywizją, odznaczył się bardzo. Moja dywizja została pozostawiona do osłaniania odwrotu, jednak Francuzi nie podążyli za nami.
Bezcelowym jest wchodzić w inne szczegóły tej pamiętnej kampanii.
Kiedy zajęliśmy naszą pozycję pod Borodino, zostałem wyznaczony do wsparcia naszej lewej flanki, gdzie mieliśmy bardzo poważną bitwę 24 sierpnia [5 września - Oudinot]. Jednostki będące w pierwszej linii bardzo ucierpiały, moja dywizja zajęła ich miejsce i następnego dnia, w przygotowaniu do wielkiej bitwy, otrzymałem rozkaz zajęcia i obrony trzech szańców, skonstruowanych w celu ochrony naszej lewej flanki, stanowiącej słabszą część naszego wojska. 26 sierpnia [7 września - O.], wczesnym rankiem, rozpoczęła się bitwa, a raczej rzeźnia pod Borodino. Wszystkie siły Francuzów zostały skierowane przeciwko naszej lewej flance, a zatem na szańce (bronione przez moją dywizję). Więcej niż sto sztuk artylerii kierowało czasem na nas swój atak, a największa część najlepszej francuskiej piechoty, pod dowództwem marszałków Davousta i Neya, maszerowała wprost na nas. Nasze szańce zostały wzięte po zaciekłym oporze, potem odbite przez nas, wzięte znów przez Francuzów, odbite raz jeszcze i w końcu stracone na rzecz przytłaczających sił użytych przeciwko nim. Zostałem zraniony kulą z muszkietu w udo, podczas gdy odzyskiwaliśmy szańce po raz pierwszy. Moja odważna dywizja została całkowicie zniszczona, a z 5 tysięcy ludzi, nie więcej niż 300, z jednym oficerem o nazwisku [nazwisko nie wskazane] było lekko, bądź wcale rannych. [2] 4 z 5 naszych dywizji spotkało podobne przeznaczenie.
Straty Francuzów były także przerażające; ktoś może powiedzieć, że 4/5 bitwy odbyło się na naszej lewej flance i nie mogliśmy utrzymać pozycji, zaś Francuzi stracili zbyt dużo, aby utrzymać na noc to, co uzyskali za dnia.
Nie zamierzam udzielać więcej szczegółów o bitwie, której nie ma podobnej w nowożytnej historii. Nasze straty w zabitych i rannych wyniosły około 30 generałów, 1,600 oficerów i 42 tysięcy ludzi. Straty francuskie, co sam widziałem w raportach w dokumentach marszałka Berthiera wziętych w Wilnie, były nie mniejsze niż 40 generałów, 1,800 oficerów i 52 tysięcy ludzi.
Moja rana została opatrzona na polu bitwy, pocisk został wyjęty i pierwsze 3 czy 4 wiorsty byłem wieziony w małym powozie chłopskim, który miał jedno koło zmiażdżone kulą działową i musieliśmy jechać na pozostałych trzech. Dlatego postarałem się o dotarcie do mojego powozu, będącego z ekwipunkiem armii. Tam zobaczyłem dużą liczbę generałów i oficerów, ciężej lub lżej rannych. Niektórzy z nich byli moimi bliskimi przyjaciółmi.
Wtedy ostatni raz widziałem generała pułkownika [Nikołaja] Tuczkowa i mego odważnego dowódcę, księcia Bagrationa, którzy wkrótce zmarli na skutek ran. Ci dwaj ludzie byli we wczesnych latach życia towarzyszami broni, potem rywalami, w końcu wrogami. Przed bitwą pozdrowili się chłodno, a potem spotkali ponownie w tym miejscu, by wkrótce spotkać się w innym świecie. Większość rannych spędzała czas w niewielkim miasteczku Możajsk, gdzie każdy dom stał się szpitalem. Przed świtem usłyszeliśmy, że Kutuzow zdecydował o odwrocie i udaliśmy się tego dnia do wsi położonej około pół drogi od Moskwy. Tym razem towarzyszyło mi dwóch bliskich przyjaciół: generał [Emmanuel] St. Priest [3] i [Nikołaj] Kretow, [4] obaj ranni; pierwszy w pierś, choć niegroźnie, a drugi w rękę.
Pułkownik [Andrzej] Bogdanowski, [5] który się potem odznaczył pod Maubeuge, ciężko ranny w nogę, a także kilku moich przyjaciół i towarzyszy, zarówno z mojej dywizji, jak i starego narwskiego pułku, niektórzy ranni śmiertelnie, przyłączyli się do naszego oddzielnego pochodu i zgodziliśmy się iść razem tam, gdzie będzie nam najlepiej i najbezpieczniej. Główny chirurg mojej dywizji, z lekką raną po kuli od muszkietu, zdecydował się przyłączyć do nas. Trzeciego dnia przyjechaliśmy do Moskwy i tam odpoczęliśmy dwa dni. Moja rana, będąca bolesna przez pierwszą dobę, wkrótce przestała boleć i choć nie mogłem stanąć na nogach, było mi stosunkowo dobrze i życzyłbym wszystkim moim towarzyszom, aby byli w takim stanie. Miałem dobry, duży powóz i zniosłem podróż bardzo dobrze.
Może się wydawać niezwykłe, że nawet w tych poważnych okolicznościach, a być może z powodu ich wagi, byliśmy zadowoleni, weseli i cieszący się posiłkami z wielkim apetytem. W rzeczywistości nadchodził kryzys, i czuliśmy, że kryzys ten będzie łaskawy w sprawie naszego kraju. Uważaliśmy, że walczyliśmy w ten sposób, iż Francuzi nie mogli się chwalić zwycięstwem, za wyjątkiem okoliczności naszego odwrotu i opuszczenia starożytnej stolicy. Nasza armia była przeraźliwie osłabiona bitwą, jednak świeże posiłki dołączały do nas każdego dnia. Mieliśmy zasoby, a także wiele wszystkiego. Wiedzieliśmy bardzo dobrze, że armia francuska, w równym stopniu, jeśli nie bardziej osłabiona bitwą, czerpiąca każdego dnia z posiłków i rezerw, była w potrzebie wszystkiego i wkrótce żołnierze jej będą wygłodzeni.
Poświęcenie Moskwy odpędzało wszelkie pomysły zawarcia pokoju, do którego to nie było już żadnego pretekstu. W poniedziałek 1 września [13 września - O.], dzień przed tym, jak nasza armia opuściła Moskwę, a weszli do niej Francuzi, opuściliśmy Moskwę drogą Włodzimierza. Zdecydowałem się udać do Andrejewskiego, starej rodzinnej siedziby położonej około 120 mil od Moskwy, gdzie byłem dwa razy z moim wujem, hrabią Aleksandrem [Romanowiczem Woroncowem], który zmarł tam w 1805, i gdzie mój dziadek [Roman Illarionowicz Woroncow] zmarł także jakieś 30 lat temu. Duża liczba moich przyjaciół i cierpiących towarzyszy zgodziła się iść ze mną i przyjechaliśmy tam na własnych koniach 3. dnia.
Po naszym przyjeździe zostaliśmy poinformowani o wszystkim, co wydarzyło się w Moskwie, o smutnym wejściu Napoleona do starożytnego miasta, gdzie francuska armia miała nadzieję znaleźć ludzi i zasoby, a także zawrzeć pokój. Wiesz, że znaleźli pustkowie, że wszystkie nadzieje na pokój, a nawet na sukces, zostały zniszczone, a dwa dni po ich przyjściu, 4/5 miasta zostało spalone do cna. Nie powiem nic o sposobie, w jakim zostało to uczynione, powiem tylko, że kiedy dołączyliśmy do pierwszej armii pod Smoleńskiem, usłyszeliśmy o postanowieniu raczej spalenia Moskwy, niż pozostawienia jej jako ratunku dla wroga. Słyszeliśmy to wszyscy z radością i uczuciem triumfu.
W Andrejewskim kilku moich towarzyszy zmarło z odniesionych ran. Kilku lekko rannych opuściło nas wtedy, gdy mogli dołączyć do armii, jednak zanim byłem w stanie chodzić, odebraliśmy radosną wiadomość, że nasza główna armia pod dowództwem Kutuzowa wykonała skrzydłowy ruch na prawo i prawie na tyły Francuzów i stanęła w dobrej pozycji na południowy zachód od Moskwy, na drodze kałuskiej. To czyniło nas dosyć bezpiecznymi w Andrejewskim. Przez pierwsze 10 dni naszego postoju byliśmy w gotowości i mieliśmy wszystkie środki transportu gotowe.
Marszałek Ney założył swoją kwaterę główną w Bogorodsku na drodze Włodzimierza, i jeśli miałby lekką kawalerię, nasza sytuacja byłaby zagrożona, gdyż nie było wśród nas 12 mogących się bronić. Jednak większość francuskiej kawalerii była zniszczona, a najlepsi z pozostałych razem z całą polską kawalerią byli z Muratem, obserwującym pozycję marszałka Kutuzowa. Wkrótce po tym usłyszeliśmy o wspaniałej bitwie pod Tarutino, gdzie Murat został zaskoczony i pobity przez naszą armię. Zmusiło to Napoleona do zgromadzenia wszystkich sił, opuszczenia Moskwy i marszu na Kutuzowa
Nie jest moim interesem pisać, co wydarzyło się potem. Jak doszło do bitwy pod Małojarosławcem, którą Francuzi uważają za zwycięstwo, po której musieli jednak dokonać odwrotu, nie przez świeży i bogaty teren, jak zamierzali, lecz stary i kompletnie wyjałowiony trakt smoleński; jak zostali częściowo zniszczeni pod Wiaźmą, pod Krasnem i Berezyną; jak po przejściu tej ostatniej rzeki przyszedł ciężki mróz, by dokonać zniszczenia ich nieszczęśliwej armii; jak przed osiągnięciem Wilna, Napoleon uważał za rozważniejsze i bezpieczniejsze pozostawienie nędznych szczątków gigantycznej armii roztargnionemu Muratowi, a samemu wyruszył z 2 czy 3 towarzyszami do granic Litwy, następnie do Warszawy, gdzie miał dobrze znaną rozmowę z [Dominikiem] Pradtem,[6] i stamtąd do Paryża.
Wszystkie te ważne wydarzenia są opisane w 50 różnych książkach, na wiele różnych sposobów. Chciałeś mieć osobiste przygody swojego wuja. Przeto nie bez poczucia całkowitej niższości tego typu opowieści, muszę kontynuować o tym, co dotyczy mojej skromnej osoby.
29 października [10 listopada - O.], byłem już na tyle zdrowy, by porzucić moje kule i poruszać się znośnie o lasce. Opuszczając około tuzina moich towarzyszy, nie mogących się poruszać, wyjechałem z Andrejewskiego, aby dołączyć do armii. Do Moskwy jechałem na koniach pocztowych, jednak potem było trudnym znalezienie jakichkolwiek na trasie. Dlatego najpierw musiałem kupić własne konie w dwóch czy trzech przypadkach, na dystanse 100 czy 200 mil, kiedy konie pocztowe zawiodły. W polskich terenach, uzyskiwałem konie od Żydów na 2 czy 3 dni, w trakcie drogi z miasta do miasta.
Przypisy: [1] Woroncow opuścił Bukareszt 31 marca 1812 i przyjechał do Łucka 11 kwietnia. 13 kwietnia 1812 został mianowany dowódcą Kombinowanej Dywizji Grenadierów. [2] Według "Raportu o zabitych, rannych i zaginionych żołnierzach 8. Korpusu", Kombinowana Dywizja Grenadierów liczyła 4,059 ludzi pod Borodino i straciła 2,500 zabitych, rannych czy zaginionych w bitwie. "Borodino: Dokumenty, pisma, vospominania" (Moskwa, 1962), s. 193. [3] St. Priest był szefem sztabu 2. Armii Zachodniej. [4] Kretow dowodził brygadą kirasjerów 7. Korpusu 2. Armii Zachodniej. W latach 1813-1814, dowodził 1. Dywizją Kirasjerów [5] W trakcie kampanii 1812, Bogdanowski dowodził narwskim pułkiem piechoty przydzielonym do 1. Brygady 12. Dywizji 7. Korpusu 2. Armii Zachodniej. Wziął udział w odrocie Bagrationa i walczył pod Smoleńskiem i Borodino. Awansowany do pułkownika 28 marca 1813, brał udział w oblężeniu Modlina i bitwie pod Lipskiem. W 1814 walczył pod Craonne i został mianowany generałem majorem 13 grudnia 1814 z datą starszeństwa 7 marca. [6] W czasie tego spotkania, Napoleon powiedział Pradtowi "Jedynie jeden krok dzieli wielkość od śmieszności".
|