Teraz jest 28 mar 2024, o 22:21

Strefa czasowa: UTC + 2 [ DST ]




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 66 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następna strona
Autor Wiadomość
PostNapisane: 4 lut 2010, o 23:21 
Offline
Roi des Espagnes et des Indes
Roi des Espagnes et des Indes
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 sty 2010, o 10:01
Posty: 1363
Odpowiedź: Zenobi

Cytuj:
Mnie natomiast z tego fragmentu bije na milę, że ów opowiadający nie był oficerem tylko zwykłym szeregowym lub ew. nieco wyżej.


Był starszym wachmistrzem. Majorem musiał zostać dużo później.

Cytuj:
(Wspominień z Turwii nie znam, kto je napisał i kiedy? )


Krzysztof Morawski, Wspomnienia z Turwi, Kraków 1981.

A teraz patrzcie, co napisał Płaczkowski (to był dobry ślad):
"... a te(obrazy darowane później pewnej Hiszpance)miałem z katedry ś. Innocentego z miasta Lerma"
W. Płaczkowski, Pamiętniki, Żytomierz 1861, s. 96.

_________________
"Historia jest wersją przeszłych wypadków, na które ludzie zdecydowali się zgodzić."
"Tak oto rodzą się bajki zwane umownie historią."


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 4 lut 2010, o 23:22 
Offline
Roi des Espagnes et des Indes
Roi des Espagnes et des Indes
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 sty 2010, o 10:01
Posty: 1363
Odpowiedź: Castiglione

Mała niespodzianka :) Pamiętacie jurkorda? jak zwykle okazał się niezawodny w chwili, gdy wydawało się, że tamat zamarł...

Cytuj:
W związku z prośbą przedstawioną na topicu „Wydarzenia w Lermie, Wstydliwe karty wojny w Hiszpanii” przedstawiam trzy fragmenty opowieści anonimowego majora, zamieszczonej w „Kalendarzu Krakowskim na rok 1856 Józefa Czecha”. Całe opowiadanie liczy w oryginale pięć i pół stronicy, z których przytaczam dosłownie pierwsze trzy strony. Pozostałe dwa fragmenty także pośrednio dotyczą wydarzeń w Lermie. ;)

PS. W przypadku ewentualnego zainteresowania forumowiczów, mogę zamieścić także opuszczony fragment opowieści majora, dotyczący przebiegu !? – wg niego - samej szarży.
Życzę sukcesów w śledztwie !!! :) - jurkord



WAWÓZ SOMmO - SIERRa,
WYJĄTEK Z OPOWIADAŃ MAJORA


„Było to ile sobie przypominam, na kilka marszów przed bitwą pod Sommo-sierra. Korpus marszałka Wiktor, do którego należeliśmy, a gdzie i Cesarz się znajdował, ciągnął z Burgos do Madrytu. Nieprzyjaciel spędzony ze wszystkich ważniejszych stanowisk, nigdzie nam prawie nie ukazywał pola, małe tylko gerylle złożone po większej części z kontrabandzistów i mikielistów wieszały się nad wojskiem w trudniejszych przeprawach, niepokoiły oddziały wysłane za furażowaniem lub napadały na maruderów. Owóż tak, nie doznając wielkiej od nieprzyjaciela przeszkody, zajęliśmy miasto Lermę, część armii rozłożyła się pod murami – bo w Hiszpanii, trzeba wiedzieć, nie gnieżdżą się ludzie tak jak u nas, gdzie się komu podoba, ale otaczają się murem, zamykają bramami, jakby ustawnie obawiali się złodziei. Naszemu pułkowi przypadło stać w mieście, na placu pięknie wysadzonym drzewami, który to plac zowią po tamtejszemu: Allameda, czyli miejsce przechadzki. - Rozmunsztukowawszy konie, napoiwszy i nakarmiwszy, jaki taki poszedł oglądać się po mieście. zdziwiła nas nieco posępna ponurość ulic: okiennice pozamykane, drzwi od domów zabite, jakby już sto lat się nie otwierały, żywego ducha z porządniejszych mieszkańców nie widać, tylko hołota z kawałkiem kilimka na plecach, którym się obrzuca jak najparadniejszym płaszczem, a spod dziurawego sombrero ciska wzrok jaszczurczy, tylko pół nagie dzieci wyglądające z poza węgłów i wykrzykujące: alli esta un gavecho! która to obelga tak u nich była w modzie, jak u nas: jak się masz albo dobry dzień. - Wszakże niedługo przekonaliśmy się, że to udana cisza, pod którą knuła się szkaradna zdrada. - Piechota bowiem, zająwszy przed nami inną część miasta, rozbiegła się tu i ówdzie, a zwyczajem piechurskim wścibiając nos w każdy kątek, a najbardziej w piwnice, gdzie mogły być składy wina, poczęstowaną została przez zaczajonych Hiszpanów sztyletami, a nawet, jak mówiono, spoza muru i kilka strzałów wypadło – z tąd okropny zrobił się skweres i my, kiedyśmy w kupie poszli zwiedzać miasteczko, trafiliśmy na sam najgorszy upał, gdyż żołnierstwo rozjuszone mszcząc się śmierci towarzyszy, rzucało się na domy; wybijając drzwi i okna, rabując sklepy i nie przepuszczając żadnemu Hiszpanowi, jeśli się gdzie na oczy nawinął. Postrzegłszy nadbiegających kilku starszych oficerów rozumieliśmy że porządek przywrócą, bo szli z dobytymi szpadami, ale się pokazało, że i oni pałali zemsta i zamiast wstrzymać, jeszcze pobudzali żołnierza, jeden nawet, com na własne uszy słyszał, wrzeszczał na całe gardło: że cesarz pozwolił rabować przez całą godzinę na ukaranie buntowniczych mieszkańców. Na takie dictum cała zgraja huknęła: Vive l`Empereur! Mort aux Espagnols! i jeszcze wścieklej rzuciła się, burząc wszystko, co tylko stawiło opór. Maćki nasze usłyszawszy o takim rozkazie dziennym, zawyli jak stado wilków, pierwsza to bowiem trafiła się im gratka, dotąd o takim szczęściu żołnierskim słyszeli tylko z podań schwycić za zaś kurę lub gęś maruderce, było to bardzo pospolite szczęście, nie mogące iść w porównanie z urzędowym rabunkiem. Jaki taki co jeszcze w domu zachwycił słuchem o wielkich bogactwach w Hiszpanii, marzył, że jeśli go kulka nie sprzątnie gdzie za Pirenejami wróci z jedną i drugą bryłą srebra i złota, byli bowiem tacy co żegnając się z kochankami, solennie im obiecywali upominek nie mniejszej wartości. Możecie więc sobie wyobrazić, jak |k.2| ślinka szła naszym Mazurom gdy tu i ówdzie postrzegli Francuza wynoszącego jaki sprzęt bogaty ze złupionego sklepu – ledwie miał czas obejrzeć się, już żadnego nie było koło mnie. Zostawszy sam jeden, wolnym krokiem przebiegałem ulicę przedstawiającą widok wielkiego spustoszenia, z razu pocieszałem się tą filozoficzno-żołnierską myślą, że w wojnie inaczej być nie może, że każda zaczepka odpłaca się odwetem, że sztyletowanie pokątne hańbi naród, choćby najbardziej pobudzony do zemsty – ale kiedym poszedł dalej i ujrzał śród stosu połamanych sprzętów, porozrzucanej pościeli, leżącego na wznak trupa mężczyzny z rozpłataną głową a na nim kobietę zamordowaną z małym chłopczykiem – mimowolnie stanąłem, zimny dreszcz przeszedł mnie całego …zakrzyżowawszy ręce na piersiach jakbym się bał, by je nie rozsadziła myśl rozpaczna, cofnąłem się pamięcią w dawne lata. – Serce żołnierskie wzruszyło się we mnie choć to nie była chwila szlachetnych wzruszeń: przypomniałem sobie, że w dniu zaciągania się w szeregi, poszedłem był do kościoła pomodlić się i prosić Boga aby mi w tym nowym zawodzie dopomógł, ślubując w duchu nigdy bezbronnego nie skrzywdzić, ale owszem zastawić go własną osobą gdyby był napastowanym. Teraz choć w nieprzyjacielskim narodzie zdarzyła mi się sposobność wywiązać ze ślubu dobyłem szabli postanawiając z narażeniem życia bronić od gwałtów. Ktoś mógłby ten krok nazwać donkiszoterią, ale młode serce nie rozumuje uczucie jest u niego przekonaniem, religią… Biegłem więc w stronę, gdzie się rozlegały największe krzyki; przypadam – a tu koło beczki wina bije się kilku grenadierów. – Trunek niechaj się leje - pomyślałem – byle nie krew, - dalej rozrywano postawy sukna i sztuki jedwabnych materyi – mniejsza o to! i choć mnie wołają do spółki zatykam uszy i lecę dalej… W tem z narożnego domu dolatuje mnie jęk – przeraźliwy jakby miał być ostatni - jęk kobiecy – wpadam – długi ciemny korytarz prowadzi mnie do izby, kędy zastaje dwóch opitych rabusiów wydzierających sobie śliczną może trzynastoletnią dziewczynę… Hiszpanka kawałkiem sztyletu broni się, czepia stołów, łóżek, zębami jak hiena kąsa ich w ręce… ale już biedna coraz omdlewa… Gdym stanął na progu myślała, że nowy napastnik i padła na kolana wnosząc oczy do nieba … i niebo ją wysłuchało. – Dwa ogniste płazy jak grom, sypnąłem na plecy rabusiów – zgłupieli – a tymczasem pochwyciłem maleńką na ramię, wyskoczyłem na ulicę i pytałem: gdzie cię schować abyś była bezpieczna ?.
- Alla iglesia – i wskazała rączką na klasztor, który czernił się o paręset kroków. Puściłem się więc jak szalony do Pańskiego przybytku pewny, że tam znajdzie schronienie zdawało mi się, że najzaciętsza wojna powinna te miejsca szanować. Ależ jakże zawiedliśmy się oboje ! drzwi przedsionku już były wysadzone – na korytarzach leżało dwóch mnichów broczących się we krwi – a z głębi kościoła dochodził do nas łoskot i wrzaski. – Gdzież się schronić ? pytałem. – Tu zostanę – i zsunęła się z moich ramion. – Kościół pełen żołnierzy ? – Znam miejsce gdzie ich nie ma i wskazała na ziemię. – Zrobiłem co mogłem niechaj Pan Bóg cię strzeże ! – A ciebie Madonna del Carmen !... co rzekłszy, zdjęła ze szyi obraz Najświętszej Panny, malowany na złotej blasze. – Noś go mój wybawco i wspomnij na Mariettę. Pamiątkę przyjąłem z wdzięcznością, ona tymczasem znikła gdzieś za filarem.
Patrzcie – tu major otworzył koszulę na piersiach i pokazał jak dłoń duży medalion obszyty w irchę - nosiłem go przez wszystkie kampanie i mogę powiedzieć, że mnie chronił od wielu a wielu niebezpieczeństw, bo kiedy koło mnie jak muchy padali ludzie, mnie i włosek nie spadł… Czy podobna, mówiłem do siebie – aby miejsce święte, jak kościół jeszcze katolicki, zostało zgwałcone ?. Pewnie to panowie Francuzi którzy niedawno wyparli się Boga, bezczeszczą przybytek pański.-

Tak rozmyślając, wbiegam przez zakrystie. Jakiż mię widok uderza ?. Kilkudziesięciu żołnierzy, a miedzy tymi wielu z naszego pułku na piękne rabują – jedni wiszą na gzymsach ołtarzy i ściągają apostołów, owi ze świętych zdzierają sukienki, odpruwają galony z firanek, szablami krają ornaty, któryś świętokradzką ręką otworzył cyborium i rękojeścią pałasza zbija w bryłę złote kielichy, wysypawszy na ziemię komunikanty; inny to samo robi z monstrancyą!... Osłupiałem – zdawało mi się że sklepienie kościelne runie na bezbożnych …
Chciałem krzyczeć – język przyrósł mi do podniebienia… Nie wiem jakie wrażenie zrobiła na nich postać moja skamieniała i ręka z wniesionym pałaszem i bladość śmiertelna twarzy; czułem bowiem że wszystka krew zbiegła mi do serca… Nie wiem – lecz to dobrze pamiętam że jakby w nich piorun uderzył, jakby |k.3|
ozwało się piekło sumienia pospuszczali oczy i żaden nie kończył co zaczął. Była to chwila krótka, ale nie do opisania.

Rozmyślając nad tym nieraz przekonałem się ile może dokonać niema potęga ducha o w ten czas byłem duchem wyższy nad wszystkich: w milczeniu moim, w postawie uroczystej groźnej czytali wyrok swej zbrodnii; niejeden może przypomniał sobie kościółek swojej parafii gdzie się dzieckiem modlił, gdzie pierwszą przyjął komunie, gdzie rodziców pogrzebał… Chciałem już ogromnym głosem zawołać: Precz stąd ! -ręce wam pousychają, nogi przyrosną do tych ołtarzy, żaden z was ziemi swojej nie ujrzy ! ale nimem usta otworzył, jeden z tych co zalazłszy na chór kamieniami odbijali klejnoty i perły z bogatej sukienki Najświętszej panny, obaczywszy mnie zawołał: - Panie wachmistrzu! a chodźże pomóż nam, rady sobie dać nie możem, patrz jakie perły duże by orzechy !. To jego piekielne ozwanie się zniszczyło cały urok wrażenia: ze wszystkich bowiem stron zaczęli na mnie wołać; Spóźniłeś się, ale nic to podzielę się z tobą; naści kawałek śrebnego lichtarza; pół ornata dla ciebie wachmistrzu, przełamie się z tobą kawałkiem pateny, wyborne złoto miękkie jak papier …

Zatknąłem oba uszy a potrząsając w górę pałaszem, wołałem: Na rany Boga ukrzyżowanego toć ogień niebieski was spali, pierwsza kula nie minie – i toż to wy Polacy, wy dzieci bożego kościoła?...Bodajeście się nigdy nie byli rodzili na hańbę naszego narodu !... Już nie pamiętam co tam dalej mówiłem, wiem tylko żem krzyczał na cale gardło, żem klękał wyciągał do nich ręce i zaklinał na wszystkie świętości…
Gdy tak przemawiam, porucznik – wolę zamilczeć jego nazwisko – szalona pałka, zeskoczył z ołtarza a przypadając mi do twarzy z dwoma pięściami: Co ty sobie rozumiesz młokosie – wrzeszczał pieniąc się od złości – morały schowaj dla siebie i dla tobie równych, a nas nie ucz, cośmy więcej wąchali prochu… Natarczywość jego odbiłem zimną pogardą i rzekłem przekąsem: Piękny mi przykład!
- Do kroćset batalionów wachmistrzu trzymaj język – czy wiesz co subordynacja ?...
- Przed frontem ale nie na rabunku – odpowiedziałem.
Porucznik się zmieszał, poczerwieniał, zagryzł wargi i odkrokując dobył szabli, chciał mnie ciąć przez głowę, alem sparował. – Aresztuję waćpana! odebrać pałasz! – krzyczał obracając się do żołnierzy. Wspólnicy rabunku już się podsuwali i kto wie, czyby nie byli utłukli a winę na Hiszpanów zwalili, gdyby szczęściem odgłos bębna nie rozległ się po murach i adiutant marszałka Bessiers nie wpadł z rozkazem aby pod karą śmierci przestano rabunku.
- To mnie uratowało, żołnierstwo co tchu uciekło z kościoła ciesząc się tem co który urwał z kościoła – porucznik zaś krzywym okiem mnie zmierzył i pogroził: - Zjesz diabła jak ci to puszczę płazem !… alem drwił z tych pogróżek, bo sumienie nic mi nie wyrzucało a choćby i stołka mógł przystawić, to dla takiej sprawy cierpieć większa zasługa.

Wyszedłszy z klasztoru za innymi, postrzegłem ulice ożywione mnóstwem różnego żołnierstwa, którzy podobni do żeńców na obrzynku, używali teraz owoców pracy, zbiegowisko to miało minę niby święta narodowego niby bandy rozbójników bankietującej w lesie… Tutaj Holender wyskakiwał z kręgiem sera i z dzbankiem wina, nawieszawszy na biały mundur kręconego tytoniu, ówdzie Francuz dobrze ścięty objuczył plecy sukniami kobiecymi i lezie mi w oczy, abym co kupił dla mojej belli. Badeńczyk zgiął się pod ciężarem kiełbas i szynek, w rynsztoku tarza się pijana markietanka, znowu ulicą ciągnie zgraja rycząc przypomniana sobie pieśń Marsylczyków, poprzedzona zataczającym się grajkiem, który brzdąkał na skradzionej gitarze, na placu przed figurą jakiegoś świętego, kupa jedna tańczy kontredansa w mnisich habitach – felczer od ambulansu rozparłszy się na balkonie prawi kazanie do tych, co na ulicy czubią się o chudego koguta.

Tyle scen to śmiesznych, to wzbudzających przykre uczucie, przewijało się przed mojemu oczyma, że prawie odurzony wróciłem do naszego stanowiska, gdzie zastałem większą część żołnierzy, którzy obłowiwszy się, teraz puszczali w handel różne kosztowności, przedając najczęściej za manierkę gorzałki rzecz wartującą kilkanaście dukatów, albo też na rozpostartym płaszczu zgrywali się w karty do jakiego spekulanta, co bank założył. Czy tym czy owym sposobem na to, który został przy zdobyczy wszystko jak było marnie nabyte, tak zbyte, tylko na dobitek wielu pościągało na siebie karę boską w następnej okazji w sposób bardzo widoczny i przekonywujący – ino nie dla wszystkich, gdyż wielu którym zwracałem na to uwagę, nie chcieli wierzyć, składając na zwyczajną kolej bitew i stosując przysłowie: że gdzie drwa rąbią tam trzaski lecą. …”. (koniec 3 strony)
---x---
Major następnie opowiada m. in. o widzeniu (Matki Boskiej ?) w swoim proroczym śnie, w noc poprzedzającą szarżę w wąwozie Somosierry. Dalej – cyt.:

„…Aż to rotmistrz [Kozietulski !] przypada;
- Wachmistrzu ! Każ stawać do apelu, cesarz za moment będzie przejeżdżał, piechota już się uciera – czy słyszysz strzały ?. – W rzeczy samej głuchy odgłos ognia karabinowego rozlegał się po górach.
- Ależ to dziwny sen miałem panie rotmistrzu ! – mówię zajęty moim marzeniem.
- Potem o tym, teraz spiesz się ..odrzekł wołając niecierpliwie na ordynansa by mu konia podawał. Nie długo stałem przed uformowanym szwadronem i czytałem apel, pamięć dochowała mi wiernie nazwiska oznaczone krzyżykiem we śnie, dlatego przy czytaniu porobiłem też same znaczki – najwięcej mię uderzyło, iż wszyscy, których widziałem na rabunku w Lermie, dostali krzyżyk…”

I zakończenie opowiadania majora – cyt.:
---x---
„….Pan dobrodziej nic nam nie mówisz o sprawdzeniu się przepowiedni – czyż wszyscy ci zginęli, co dostali krzyżyk ?... Wszyscy, co do jednego ! – oparł major z westchnieniem. Przed apelem pokazywałem listę kilku kolegom, naliczyliśmy pięćdziesiąt siedem krzyżyków, po apelu podałem w raporcie pięćdziesięciu siedmiu zabitych. -”

_________________
"Historia jest wersją przeszłych wypadków, na które ludzie zdecydowali się zgodzić."
"Tak oto rodzą się bajki zwane umownie historią."


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 4 lut 2010, o 23:24 
Offline
Roi des Espagnes et des Indes
Roi des Espagnes et des Indes
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 sty 2010, o 10:01
Posty: 1363
Odpowiedź: Zenobi

Cierpliwość została nagrodzona! Dzięki Wam, szlachetni: jurkord i Castiglione!
Gdy czyta sie tekst "majora" w całości, widać, że jest bardzo "literacki". Mimo wszystko znani mi pamiętnikarze nie starali się o takie efekty stylistyczne jak "major". Bardzo możliwe, że tekst jest wtórny i pisany na podstawie czyjegoś opowiadania przez "zawodowego" literata. Jest w nim niewątpliwie parę momentów wątpliwych, jak np. rozmowa z Kozietulskim przed szarżą, ale w świetle innych dowodów trudno wątpić, że w Lermie wojsko pozwalało sobie ponad miarę i że mieli w tym jakiś udział nasi bohaterowie. Zresztą już od bitwy pod Burgos wojna miała charakter bezwzględny, o czym pisał nawet oficjalny "III Biuletyn Biuletyn Wojsk w Hiszpanii" datowany w Burgos 13 listopada: "Nieszczęśliwe miasto Burgos, wystawione na wszystkie klęski, jakim podlega miasto wzięte szturmem, okropny wystawia widok. Księża, mnichy, mieszkańcy poumykali na pierwsza pogłoskę o bitwie, zagrożeni aby żołnierze wojska Estramadury nie bronili się z ich domów, jako to byli zapowiedzieli; zrabowani zostali najpierwej od nich, a po tym od naszych żołnierzy, wpadających do domów dla wypierania z nich nieprzyjaciół i nie znajdujących w nich nikogo". (cytuję za "Gazetą Warszawską" 1808 - nawiasem mówiąc dobrze byłoby, gdyby jakaś bibliotka internetowa umieściła mikrofilmu dawnej prasy - bogactwo informacji!).

Zostaje jeszcze kwestia Załuskiego, który jest dla mnie po prostu "lakiernikiem". Postaram się, jak będę miał więcj czasu, przedstawić główne tezy jego krytyki wspomnień "majora". Odnoszę jednak wrażenie, że Załuski miał skłonność do "bycia nieomylnym", bo robił zarzuty praktycznie wszystkim, którzy pomagali mu w ustaleniu faktów, w tym nawet z bespośrenim uczestnikom bitwy pod Somosierrą: Toedwenowi i Piotrowi Krasińskiemu. Pozdrawiam!

_________________
"Historia jest wersją przeszłych wypadków, na które ludzie zdecydowali się zgodzić."
"Tak oto rodzą się bajki zwane umownie historią."


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 4 lut 2010, o 23:25 
Offline
Roi des Espagnes et des Indes
Roi des Espagnes et des Indes
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 sty 2010, o 10:01
Posty: 1363
Odpowiedx: Kamp

Bardzo interesujący opis. i nietrudno sobie, przynajmniej moim zdaniem, wyobrazić, że tak naprawdę było. Ale dwa fragmenty budzą moje wątpliwości.
Po pierwsze: dialog wachmistrza (majora) z trzynastoletnią dziewczyną - w jakim języku był prowadzony???
Po drugie:
Cytuj:
Gdy tak przemawiam, porucznik – wolę zamilczeć jego nazwisko – szalona pałka, zeskoczył z ołtarza a przypadając mi do twarzy z dwoma pięściami: Co ty sobie rozumiesz młokosie – wrzeszczał pieniąc się od złości – morały schowaj dla siebie i dla tobie równych, a nas nie ucz, cośmy więcej wąchali prochu…

A któryż to porucznik szwoleżerów (sądząc z tego, że opisujący znał jego nazwisko, chodzi najwyraźniej o oficera szwoleżerów) tak się do owego momentu tak nawąchał prochu?

_________________
"Historia jest wersją przeszłych wypadków, na które ludzie zdecydowali się zgodzić."
"Tak oto rodzą się bajki zwane umownie historią."


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 6 lut 2010, o 00:41 
Offline
Roi des Espagnes et des Indes
Roi des Espagnes et des Indes
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 sty 2010, o 10:01
Posty: 1363
Odpowiedź; Stary

Witam
Mnie z kolei zastanowił fragment dotyczący Maćków, co to zawyli jak stado wilków i Mazurów, którym pociekła ślinka (od razu skojarzył mi się z rozmową Cedry z kapitanem Legii Nadwiślańskiej z "Popiołów"). Trudno się oprzeć wrażeniu, że odnosi się on raczej do rzesz niż do pojedyńczych szwoleżerów, a to chyba w 1808 r. mało prawdopodobne.
Pzdr
Stary

_________________
"Historia jest wersją przeszłych wypadków, na które ludzie zdecydowali się zgodzić."
"Tak oto rodzą się bajki zwane umownie historią."


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 6 lut 2010, o 00:44 
Offline
Roi des Espagnes et des Indes
Roi des Espagnes et des Indes
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 sty 2010, o 10:01
Posty: 1363
Odpowiedź: Unclean

dokładnie Kampie - z tą dziewczynką - to literacka fantazja - być może w części oparta na jakimś wspomnieniu. Bo to że jest to opis jakiegoś opowiadania nie ulega wątpliwości:
Cytuj:
Patrzcie – tu major otworzył koszulę na piersiach i pokazał jak dłoń duży medalion obszyty w irchę - nosiłem go przez wszystkie kampanie
i
Cytuj:
Pan dobrodziej nic nam nie mówisz o sprawdzeniu się przepowiedni – czyż wszyscy ci zginęli, co dostali krzyżyk ?... Wszyscy, co do jednego ! – oparł major z westchnieniem
widać wyraźnie że jakiś wiarus opowiada a ktoś to zapisuje (ba mało tego) Całość ma absolutny wydźwięk moralnego pouczenia, to opowiastka z morałem, bajka jak dla mnie.

- czym dawano sygnały w tumulcie? Bębnem? Jakoś głośny by być musiał.
- czy zna ktoś dokładne uwarunkowania militarne tych dni? Kto zajął Lermę? Viktor? (tak niby podaje "major") tymczasem ja znalazłem, niestety nie mam żadnych poważnych opracowań "hiszpańskich": "The Spanish armies of the centre and left haying now been overcome in every direction, it was only necessary to disperse their right, in order to march upon Madrid. For this purpose, the corps of Marshal Ney was despatched from Burgos, through Lerma and Aranda, with instructions first to ascend the Douro, then to descend in the direction of the Ebro, and take Generals Castanos and Palafox in the rear, who were speedily to be attacked in front by our army of the left, under Marshals Lannes and Moncey. This army of the left still occupied Logrono and Tafalla, and were preparing again to descend the Ebro.
On the 15th of November, our brigade of hussars proceeded to Lerma to reinforce the army of Marshal Ney, with which it was henceforth to be provisionally attached. On the 16th, Marshal Ney went from Lerma to Aranjue"
Data 15 listopad idealnie pasuje do daty podanej przez Agenta za listem Łubieńskiego. No i jeśli był to Ney to co tam robił Bessires?
i jeszcze jedno - wątpię czy Bozi robi róznice czy rabuje sie ornaty i patery czy ostatnie jedzenie ze spiżarni biednego wieśniaka.... :x

_________________
"Historia jest wersją przeszłych wypadków, na które ludzie zdecydowali się zgodzić."
"Tak oto rodzą się bajki zwane umownie historią."


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 6 lut 2010, o 00:47 
Offline
Roi des Espagnes et des Indes
Roi des Espagnes et des Indes
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 sty 2010, o 10:01
Posty: 1363
Odpowiedź: Duroc

Tekst ten nosi silne cechy literackiej fantazji. Osobiście nie jestem przekonany, aby opowiadał o autentycznych wydarzeniach. To znaczy prawdopodobnie jest zbudowany "na kanwie" czyli odnosi się tylko do konkretnego zdarzenia (rabunku Lermy), natomiast reszta jest fikcją. Coś na kształt mechanizmu Trylogii Sienkiewicza: tłem są dane okoliczności historyczne, ale "przygody" bohaterów to fikcja.
Jeśli chodzi o prasę to istotnie może ona być źródłem faktograficznym, ale z silnym zastrzeżeniem na temat jej funkcji. Nie zapominajmy, że była ona przede wszystkim propagandowa, a nie informacyjna. No i wszelkie informacje z zagranicy były to przedruki z prasy obcej (głównie francuskiej, jeśli chodzi o działania Francuzów), także poddanej kontroli cenzury.

Pozdr :)

_________________
"Historia jest wersją przeszłych wypadków, na które ludzie zdecydowali się zgodzić."
"Tak oto rodzą się bajki zwane umownie historią."


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 6 lut 2010, o 00:49 
Offline
Roi des Espagnes et des Indes
Roi des Espagnes et des Indes
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 sty 2010, o 10:01
Posty: 1363
Odpowiedź; Zenobi

Cytuj:
czy zna ktoś dokładne uwarunkowania militarne tych dni?


"9-ty biuletyn wojska w Hiszpanii - z Aranda 25 listopada" podaje: "Główna kwatera przeniesiona została dnia 22 z Burgos do Lerma, a dnia 23 z Lerma do Aranda. Książę d`Elchingen pociągnął d. 22 do Soria. To miasto, dawna Numancja, jest stolicą prowincji. (...) Lekka jazda księcia d`Elchingen zajmowała Medina-Celi i drogę prowadząca z Saragossy do Madrytu, główna straz jego ciagnęła do Aranda.
D. 22 książę Montebello i Conegliano złączył się przy moście Lodosa.
D. 24 książę Bellune przenióśł główną swoją kwaterę do Venta Gomez".

_________________
"Historia jest wersją przeszłych wypadków, na które ludzie zdecydowali się zgodzić."
"Tak oto rodzą się bajki zwane umownie historią."


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 6 lut 2010, o 00:51 
Offline
Roi des Espagnes et des Indes
Roi des Espagnes et des Indes
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 sty 2010, o 10:01
Posty: 1363
Odpowiedź: Castiglione

Widzę, że się Panom spodobało :kid: Więc proszę, oto ciąg dalszy... Ale najpierw komentarz jukorda

Cytuj:
Załączam poniżej pozostałą część „opowieści” zatytułowanej „Wąwóz Sommo-Sierra, wyjątek z opowiadań majora”. Mam nadzieję, że okaże się ona przydatna - tym samym Szanowni forumowicze będą dysponować pełnym tekstem, niegdyś poddanym ostrej krytyce przez Załuskiego.
Osobiście nie mam wyrobionego poglądu na temat wydarzeń w Lermie oraz nie chcę wyrokować, czy były to faktycznie wstydliwe karty wojny w Hiszpanii.
Na tym kończy się - jak na razie - moja pomoc w tej kwestii, chociaż.,,,

PS. Zenobi, cała przyjemność po mojej stronie! Naprawdę !!!


„Wąwóz Sommo-Sierra, wyjątek z opowiadań majora”
(cz. II - str. 4 i dalsze)

„..Zwykła to metoda tłumaczenia sobie najosobliwszych fenomenów – przerwał młody mężczyzna, prawda okropna prawda, żeśmy Opatrzność odsunęli od wszystkich spraw świata. Otwórzmy dzieje; ta lub owa bitwa mogła być wygraną, już się zwycięstwo chyli na słabszą stronę…jeden jenialny dowódca odbiera postrzał – i wszystko bierze przeciwny obrót! – Strategik rozbierając krytycznie ruchy, przegrana zwala już na złe stanowisko, już na nierówność sił, brak amunicji, itp.
O ! podobnych przypadków tysiącami bym wam naliczył – mówił znowu pan major – ale wracam do mojej powieści, która was jeszcze lepiej w tej prawdzie utwierdzi, tym więcej, gdy nie wątpię iż mię nie macie za marzyciela lub mistyka, a jeszcze mniej za człowieka osłabionych nerwów?.
- O tym możesz być pewnym majorze – odezwali się słuchacze poglądając z uśmiechem na atletyczną jego postawę, na wypogodzone duże siwe jego oko i czerstwy rumieniec, co wszystko przekonywało, że w zdrowym ciele i dusza musiała być taką… Major tak zaczął znowu:
- Dalszy nasz pochód odbywał się jak zwykle śród drobnych utarczek z bandami gerylasów, żadna większa siła nie ukazywała pola wiedzieliśmy bowiem, że niedobitki zbierały się w górach chcąc nam zamknąć przejście do Madrytu. Na dwa dni przed zdobyciem Sommo-Sierry, przednia nasza straż dościgła arriergarde hiszpańską w wąwozie Buwierka, rozprawa była krótka z zwycięstwo przy nas… Odtąd szliśmy wciąż górami – aż dnia 29 listopada cały korpus marszałka Victor zebrał się u stóp skał, które przed nami wznosiły się stromo, przepaścisto niby mur jakiejś olbrzymiej twierdzy. Zajęliśmy stanowisko przy jakiejś wioseczce na wpół zrujnowanej; nie kazano nam ruszać się od koni, ale pozwolono rozpalić ognika, tym bardziej że zimno wilgotne na wskroś przejmowało, a posiłek potrzebny był wojsku – przeto każdy sobie ważył, co miał w zapasie – ja zaś pamiętam raczyłem się z kolegami wyborna czekoladą, w którą się jeszcze w Lermie zaprowidowałem. Obóz hiszpański będący naprzeciw, gdy się ściemniało, przecudny widok nam sprawiał tysiącem ognisk, które jak lampy migały zawieszone na tle tych skał nagich, pomiędzy którymi wił wąski gościniec madrycki – jutrzejsza nasza droga do sławy lub śmierci…
Zapomniałem jeszcze napomknąć, że dnia tego z kolei szwadron nasz był na grangardzie przy cesarzu, która ta okoliczność tem bardziej utwierdzała nas w mniemaniu, że jutro może i nie dobędziem pałasza raz, że stanowisko wydawało się przystępnym tylko dla piechoty, po drugie że przy wielkim ołtarzu jak to zwykle się dzieje nie tak się prędko przychodzi do sprawy. Bardzo więc długo i wesoło gawędziliśmy w obozie, prawiąc różne dykteryjki przypominając sobie te dawniejsze lata, to różne znajomości i stosunki familijne, jaki taki westchnął za domem, za rodzicami, inny za kochanką a każdy pytał: kiedy też da nam Bóg wrócić na nasze zrazy i kaszę?… W końcu ożywiana ta biesiadka zeszła na smętne przypomnienia, jakaś tęsknota wróżka złego przeznaczenia osiadła czoła wiarusów, pospuszczali wąsy – ja zaś sam nie wiedząc dla czego byłem ochotszy niż kiedy, żarty mi się nie przebierały tak dalece, że niektórych ten dobry humor obrażał, i jeden jakby na przestrogę mruknął z pod nosa: - Ej wachmistrzu, zanadtoś dziś szalony żebyś jutro nie beczał!. – Zmilczałem, alem w duchu rzekł sobie: - chyba nad wami. I prawda, płakałem ich przy jutrzejszym ognisku, gdyśmy się i połowy towarzyszy dorachować nie mogli. W kampanii jakeście to sami zapewne doświadczyli, snopek słomy i suchy kawałek ziemi, jest rozkoszą która wszystko inne przewyższa – wyspać się dobrze to prawdziwe szczęście. Owóż tej nocy tak się zdarzyło, żeśmy obozowali blisko jakieś posady czyli karczemki ale tak zdezelowanej, że nawet dach nie został – tam rozlokował się na noc nasz rotmistrz Kozietulski z kilkoma oficerami i mnie się tez dostał jako wachmistrzowi szwadronowemu kątek suchy i miękki snopek ... Możecie sobie wyobrazić, żem zasnął twardo i smacznie, z razu żadne marzenie nie kłóciło spoczynku i wszelkie czucie było mi odjęte z zapomnieniem trosk i niepokojeń tego życia, których wszakże najmniej doświadcza żołnierz na linii bojowej…dopiero jak wnoszę nadedniem ujrzałem się w domu mego stryja, przy który mieszkałem po stracie rodziców. Był prześliczny ranek majowy…biegałem po ogrodzie między grządkami kwiatów takich woniejących, takich barwistych, jakich nigdy w życiu nie widział…Oko moje zachwyciła szczególniej jedna lilia piękniejsza nad inne wszystkie wielkością korony, srebrnym połyskiem liścia. – Stanąłem nad |k.5| nią i wpatrywałem się jak oczarowany, jak kochanek w oczy kochanki, przez które czyta w jej duszy miłość i nadzieję… Mnie zdawało się że lilia ma duszę, że w niej czytam łebską jakąś tajemnicę … potem jakbym dostał zawrotu, jakby dziwna ogarnęła mnie trwoga, uklękłem. – Aż oto z kielicha wypływa śliczna postać kobiety: jasne jej czoło otacza wieniec z promyków, biała szata nadzwyczajnej miękkości spływa do jej stópek któremi zaledwo dotykała liści liliowych… Na to zjawisko zacząłem mówić:
- Błogosławionaś między niewiastami!... i złożyłem ręce do modlitwy…
Wtem postać przemówi cichym a dźwięcznym głosem: - Wachmistrzu czytaj apel !... Usłuchałem komendy, sięgnąłem za zanadrze i wyjąłem listę … Czytaj ! powtórzyła. Czytałem więc od początku do końca, a ona przy niektórych nazwiskach pokazuje palcem i mówi: - połóż krzyżyk ołówkiem… Gdym skończył i podniósł oczy, już znikło widzenie… W tej chwili odgłos trąbki zadzwonił mi w uszy, zerwę się na równe nogi – spojrzę – jeszcze szaro na dworze – mgła gęsta w powietrzu, ale od wschodu świt zaczynał rumienić niebo…
Aż tu i rotmistrz przypada; - Wachmistrzu ! Każ stawać do apelu, cesarz za moment będzie przejeżdżał, piechota już się uciera – czy słyszysz strzały ?. – W rzeczy samej głuchy odgłos ognia karabinowego rozlegał się po górach.
- Ależ to dziwny sen miałem panie rotmistrzu ! – mówię zajęty moim marzeniem.
- Potem o tym, teraz spiesz się ..odrzekł wołając niecierpliwie na ordynansa by mu konia podawał. Nie długo stałem przed uformowanym szwadronem i czytałem apel, pamięć dochowała mi wiernie nazwiska oznaczone krzyżykiem we śnie, dlatego przy czytaniu porobiłem też same znaczki – najwięcej mię uderzyło, iż wszyscy, których widziałem na rabunku w Lermie, dostali krzyżyk…
Gdym skończył – po szeregach przeleciał głuchy szmer: Cesarz ! cesarz !... i kilkudziesięciu jeźdźców przegalopowało przed nami. Poznałem go zaraz po szarej kapocie, po trójgraniastym kapeluszu i po tym oku, co wlepione w te masę skał, już naprzód wytknęło drogę zwycięstwu. – Kozietulski zakomenderował: - Czwórkami ! kłusem…i szwadron kopnął się za Napoleonem.
Po drodze napotykaliśmy różne pułki, to piesze to konne, to artyleryę, zajmujące pozycyą. Patrząc na niezdobyte prawie stanowisko Hiszpanów, którzy na wąskim gościńcu wykutym w skałach, ustawili byli działa w kondygnacyą i ciągły sypali ogień – wróżyliśmy krwawą rozprawę, ale nam nigdy i przez myśl nie przeszło, aby kawalerya miała zdobywać ów wąwóz. Jednakże mały kapral tak w swojej głowie uradził i dokazał swego – inny pospolity generał byłby odszedł z kwitkiem…
Widzieliśmy, jak piesze pułki coraz więcej wysyłały tyralierów, ale nic wskórać nie mogli, bo Hiszpanie palili jak zza muru a wdzierających spychali na dół bagnetami… Mgła powoli rozedniała w dolinie, a szczyty gór jaśniały już dziennym blaskiem. Cesarz stanął na jednym pagórku i przez lunetę patrzył – myśmy się również zatrzymali, przeto mogłem go śledzić w każdym ruchu: - po wężykowatym kierunku jaki nadawał lunecie poznałem, że duch jego biegł tym krętym gościńcem, najeżonym działami, w drgnięciu niespokojnym ręki wyczytałem jakąś tajemną obawę, która musiała w końcu ustąpić z myśli, bo uderzeniem dłoni gdy zsunął członki lunety, taki wzrok rzucił ku górom jakby chciał wyrzec: głupcyście !

Niema ta scena tyle mnie zajęła żem nawet nie uważał jak kule gradem obsypywały nas, dopiero gdy Dziewanowski zginął poznałem na co się to zanosi i mówię do rotmistrza stojącego obok mnie: - Zaczynają dogrzewać…. -Nie tak tu jeszcze będzie…- odrzekł kiwając głową – dajno wódki wachmistrzu, coś chłodno… do ciebie!… Ledwie mi oddał manierkę, gdy adiutant cesarski przypadł: Capitaine, faites charger ces coquins la! Pokażmy co umiemy ! – krzyknął Kozietulski. En avant marche ! marche !...
Odtąd już nie jestem w stanie opowiedzieć, co się tam działo koło mnie, nademną, podemną. Wiem żeśmy się darli jak na piec… Kartacze jak stada szaraków spadały na nas, granaty pękały pod nogami – cała góra by wulkan w ogniu zasypywała nas lawą pocisków, nie widziałem już kto tam padał, kto nam zastępował – nie wiedziałem czym był na koniu, czy pieszo, bo pęd massy mnie unosił mię unosił ciągle naprzód, ciągle pod górę, przez działa, przez kiesony, przez trupy zrąbanych kanonierów… Tylko to pamiętam, że mi ustawnie w oczy zaglądały paszcze dwóch dział – jak zmora która cię dusi, którą odepchniesz na chwilę a ona znowu powraca… Było tego już nie wiem wiele razy zapewne tyle ile par dział musieliśmy zdobywać na każdym zakręcie – później liczyliśmy, było ich szesnaście. Ośm więc razy biedny nasz szwadron wytrzymywał tę |k.6| piekielną łaźnię… Jużeśmy docierali prawie do końca … obejrzę się, ledwie kilkunastu gwardyaków kręci się przy mnie, ale za to długi pomost koni i trupów ciągnie się aż do podnuża góry. – Szukam oczami dowódcy… a oto on opodal za nami leży pod koniem i woła wyciągając rękę: - Bracia naprzód, naprzód !... Nie było komu iść naprzód … Hiszpanie na naszą garstkę sypnęli wierzchołków skał nieustający ogień.. Jedna kula trafiła mnie w słońce na kaszkiecie, inne płaszcz podziurawiły, a trzy ugodziły w piersi – czy uwierzycie ? wszystkie odbiły się o medalion z Najświętszą Panną… pokaże wam znaki.-
Widząc co się dzieje, pewni już byliśmy, że ani noga z nas nie ujdzie – jaki taki choć żal mu było ginąć daleko od ojczyzny, jednakże postanowił drogo sprzedać krew Hiszpanom, tem bardziej, że niestworzone rzeczy wyprawiali z jeńcami. Czekaliśmy na nich tedy z rezygnacją i z podniesionymi szablami… Opatrzność zrządziła jednak inaczej: nie wyszło i trzy Zdrowaś Maryja, kiedy wąwozem rozległ się okrzyk Hurra ! Serca nam zabiło nadzieja… i oto Krasiński z Dotankurem sadzą na czele pozostałych trzech szwadronów gwardii… Odtąd już się przeważyło zwycięstwo zupełnie na naszą stronę: opanowaliśmy szczyty gór – nieprzyjaciel wszędzie tył poddawał, rzucał chorągwie, kiessony, działa bagaże, a myśmy wsiadłszy im na karki jechali na nim aż do Buitrago…
Zwycięstwo to okryło nas nieśmiertelną chwałą, Napoleon trzy razy zażył tabaki i zatarł ręce powtarzając: to diabły nie ludzie !...
Z tem wszystkim gdyby Hiszpanie byli choć jeden zasiek zrobili na gościńcu, i diabły by nic nie wskórali… Nie darmo to bystre oczko Napoleona zraz dostrzegło tę chybę, skoczył po rozum do głowy i posłał jazdę. - Każdy inny byłby forsował piechotą… Znajdzcież drugiego Napoleona !...
Opowiadający zamyślił się, a raczej skończył… Obecni mieli wzrok wlepiony jakby czegoś się jeszcze się spodziewali, aż jeden najmłodszy z nich zniecierpliwiony milczeniem majora zagadł:
- Pan dobrodziej nic nam nie mówisz o sprawdzeniu się przepowiedni – czyż wszyscy ci zginęli, co dostali krzyżyk ?... Wszyscy, co do jednego ! – oparł major z westchnieniem. Przed apelem pokazywałem listę kilku kolegom, naliczyliśmy pięćdziesiąt siedem krzyżyków, po apelu podałem w raporcie pięćdziesięciu siedmiu zabitych. -”
---
Na tym kończy się opowieść majora -

_________________
"Historia jest wersją przeszłych wypadków, na które ludzie zdecydowali się zgodzić."
"Tak oto rodzą się bajki zwane umownie historią."


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 6 lut 2010, o 00:53 
Offline
Roi des Espagnes et des Indes
Roi des Espagnes et des Indes
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 sty 2010, o 10:01
Posty: 1363
Odpowiedź: Zenobi

Czy ktoś wie, co „autor miał na myśli”, pisząc o potyczce w wąwozie Buwierka?

Proponuję jeszcze jeden fragment na temat wejścia szwoleżerów do Lermy. Pochodzi on z „Pamiętników Jana Chłopickiego” (Wilno 1849). Czytamy tam, co następuje: „Z Burgos przez Kahaltos i Willahos ruszyliśmy do Lerma, gdzie z powodu ucieczki mieszkańców sami musieliśmy o żywność dla siebie się starać. A że miasto obfite było w wino, więceśmy chlebem pomiętym w tym napoju koni naszych karmili (sic!). Oprócz tej korzyści z samego wina mieliśmy użytek z koszów winogronowych, gdyż w chłodne hiszpańskie noce składaliśmy je w stosy, a przy rozdętym ognisku, popijając aquaridiente (mocną wódkę) z zakąską cebuli i chleba pieczonego z wołową żółcią, hucznie gwarzyliśmy o dokonanych już i czekających nas jeszcze czynach”.

Próba podsumowania:
„Pułk lekkokonnych Gwardii będąc w Hiszpanii, zostawał przez długi czas w dywizji sławnego i walecznego generała lekkiej kawalerii Lasalle. Po bitwie pod Burgos, przyłączony do korpusu piechoty, udał się od Arandy ku Calatayud, ale nowymi wstrzymany rozkazami w miasteczku Osma, zwracając się ku Madrytowi przez Aylon i Riaza, stanął późno już wieczorem pod górami Sommo – Sierra zwanymi”. (T. Łubieński, Krótki opis bitwy pod Somo – Sierra, (w:) „Tygodnik Ilustrowany” 1905, t. I, s. 452.)

Oczywiście po drodze była Lerma.
Z dziennika Dautancourta wynika, że pułk stacjonował tam od 12 do 21 listopada.

„Wkrótce po bitwie burgoskiej powziął cesarz zamiar opuszczenia swoją osobą głównego traktu na Valladolid i Segovię, a puścić się poboczną drogą na Lermę, Arandę, Somosierrę prosto do Madrytu. W tym kierunku nasz pułk wysłany był do Lermy, jednakże o ile pamiętam, oddziałami, nie razem”. (J. Załuski, Wspomnienia, Kraków 1976, s. 131).

Z faktu przybywania pułku do Lermy oddziałami, a nie w całości , mogą wynikać różnice w ocenie sytuacji przez różnych świadków.
Interesująca nas awantura musiała mięć miejsce zaraz po wkroczeniu pierwszych oddziałów piechoty i szwoleżerów 12 listopada 1808.

15 listopada Tomasz Łubieński pisze z Lermy do żony:
„Przez cały ten dzień (po bitwie pod Burgos) zrobiliśmy 12 mil tutejszych drogi. Nocowaliśmy w Sarragozin, (z 11 na 12 listopada) o trzy mile od Burgos, nabrawszy dużo niewolnika. Nic nie piszę o okropnościach, których byłem świadkiem w ciągu dnia, jest to niedobra strona naszego zawodu. Na drugi dzień posunęliśmy się, by stąd wygnać nieprzyjaciela. Od trzech dni trzymamy się tego miejsca (Lermy), nie mając dzień i noc spokoju”. (Roger Łubieński, Generał Tomasz Pomian hrabia Łubieński, Warszawa 1899).

Widać, że Tomasz Łubieński miałby najwięcej do powiedzenia w naszej sprawie i szkoda, że tego nie zrobił porozumiewając się z J. Załuskim w sprawie wydarzeń pod Somosierrą. Prawdopodobnie też na nim spoczywało przywrócenie porządku w Lermie.

„Lerma, 16 listopada 1808.
(...) Marszałek Bessieres mianował mnie wczoraj komendantem tego miasta, lecz mam nadzieję, że to niedługo potrwa ; kłopot wielki – z każdym trzeba się wykłócać, a ja tego nie lubię” (j.w.)

Kiedy Napoleon przybywa z resztą gwardii do Lermy, w mieście jest spokój, a mieszkańcy pochowali się lub uciekli. Może taki stan rzeczy zastał Załuski?

„Główna kwatera przeniesiona została dnia 22 z Burgos do Lerma, a dnia 23 z Lerma do Aranda”. (9-ty biuletyn wojska w Hiszpanii, „Gazeta Warszawska 1808).

Pozdrawiam. Zenobi.

_________________
"Historia jest wersją przeszłych wypadków, na które ludzie zdecydowali się zgodzić."
"Tak oto rodzą się bajki zwane umownie historią."


Góra
 Zobacz profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 66 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 2 [ DST ]


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 14 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Skocz do:  
cron
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL