Ponieważ weszliście na mój ulubiony temat (Wojna w Hiszpanii i mitomania Anglików) nie obejdzie się bez moich wtrętów
Z tych siedmiu, podobnie jak książę wszystkie uznałbym za zwycięstwa. O ile można mieć wątpliwości w kwestiach taktycznych (niewielka różnica w stratach pod Albuerą, Talaverą, Vittorią czy Fuentes di Onoro), to każda z nich zakończyła się porażką strategiczną i odwrotem Francuzów. W przypadku Vittorii dość haniebnym, po Albuerze też stracili sporo jeńców w wyniku pościgu sprzymierzonych. Pod Fuentes Massena chciał pokonać Wellingtona i odblokować Almeidę. Jedna z najmniej zaciekłych bitew tej wojny (zwłaszcza obejmujących tak duże liczebnie armie) zakończyła się odwrotem, niewykorzystaniem angielskich błędów (jeden z nielicznych przypadków, kiedy kawaleria francuska mogła poszaleć i nic z tego nie wynikło), wysadzeniem umocnień twierdzy i rejteradą garnizonu. Nic, co możnaby uznać za sukces. Oczywiście nie były to wielkie zwycięstwa, ale mimo wszystko zwycięstwa. Nawet Bussaco zakończone odwrotem.
Trudno się również zgodzić z argumentem, że Francuzi nie mieli jednolitego dowództwa. W skali strategicznej i owszem, ale w skali taktycznej (czy nawet operacyjnej)? Zazwyczaj jak najbardziej. To Wellington częściej nie posiadał takich możliwości (Talavera), czy Beresford (Albuera). W skali strategicznej dopiero od 1813 roku Wellington posiada zwierzchność nad siłami Hiszpanów. Francuzom rozdzielność dowództwa, zwłaszcza na poziomie korpusów/armii (w 1813 te drugie miały liczebność tych pierwszych) odbiła się czkawką dopiero pod Vittorią.
Sprawa przewagi linii nad kolumną to temat rzeka. Tutaj zaznaczę tylko, że zachowanie pod Albuerą wyraźnie świadczy zarówno o tym, że linia nie zawsze miała przewagę, jak i o tym, że magiczne zdolności angielskiej piechoty to mit. Podobnych dowodów dostarcza Salamanka, gdzie Francuzi odparli atak angielskiej...linii. Mitomiania tego szyku osiągnęła apogeum w pracach Omana, który zrobił z niej główne narzędzie zwycięstwa swoich ziomków.
Cytuj:
-dowódca - aspekt psychologiczny często chyba nie jest uwzględniany - żołnierz dowodzony przez najwyższego stopniem oficera bije się lepiej, co też wg mnie zaważyło na walce Anglików pod komendą Wellingtona. Inaczej traktowałbym takiego Massenę czy Pictona, a inaczej Cesarza czy Wellingtona - wiadomo, że u nich łatwiej zasłużyć na awans i stać się nawet oficerem.
W dwóch z siedmiu podanych przez Ciebie przykładów, wojska angielskie nie były dowodzone przez naczelnego dowódcę (Vimeiro i Albuera). W pozostałych przypadkach i owszem, ale czy to naprawdę ma takie znaczenie? Myślę, że większą rolę odgrywało zaufanie żołnierzy i sława dowódcy (zwłaszcza to, czy odnosił sukcesy i jaki był dla podwładnych). Massena dowodzący w dwóch z tych starć, z pewnością przewyższał sławą Wellingtona. Soult również miał tą przewagę nad Beresfordem. I tutaj więc widzę przewagę jedynie pod Vittorią, gdyż w starciach pod Talaverą, Salamanką, czy Vimeiro panował raczej remis w znaczeniu dowódców (pod Salamanką ze wskazaniem na Wellingtona, ze względu na odparcie kolejnej inwazji na Portugalię, zdobycie dwóch ważnych twierdz i przebywanie z armią od 3 lat).
Lepszy wywiad rzadko kiedy powodował, że Wellington znał plany bitewne przeciwnika. Ułatwiały mu poruszanie się w przestrzeni operacyjnej i zyskiwanie owej przewagi liczebnej (z nielicznymi wyjątkami typu Fuentes di Onoro, czy Fuente Guinaldo), na polu walki. Z kolei przewaga pod Bussaco, została zniwelowana terenem, uniemożliwiającym rozwinięcie sił Francuzom. Tu akurat przyznałbym rację Omanowi, że o ile udało się Anglikom zająć takie pozycje, na których nie zagrażała im francuska artyleria i obejście ze skrzydła, wtedy wojskom cesarskim szło dość ciężko. Jednakże to żadna Ameryka, pewnie każda armia na takich pozycjach dałaby radę. Druga sprawa, że umiejętnością sprzymierzonych, było doprowadzenie do bitwy na takich warunkach.
Lepsze zaopatrzenie, to zasługa nie tylko lepszych kontaktów z miejscowymi i przykładania znacznie większej wagi, ale lepszego zaopatrzenia w pieniądze. Jak porównać ilość pieniędzy przeznaczonych na wojnę we Francji i przez Wielką Brytanię ilość jest szokująca.
Poniżej garść danych ze strony
http://napoleonistyka.atspace.com/Brita ... forces.htm, data korzystania jak w poście. Liczby u Anglików to wydatki na subsydia dla sprzymierzonych, Royal Navy i armię. Kwoty są podane w funtach szterlingach
Wielka Brytania:
1807 3.9+17.4+24.9*=46.2
1808 9.3+18.1+24.9*=52.3
1809 8.4+19.6+24.9*=52.9
1810 9.8+19.0+24.9*=53.7
1811 14.2+19.8+41.1*=75.1
1812 18.9+19.3+41.1*=79.3
1813 27.4+20.1+41.1*=88.6
Francja:
1807 17.1
1808 17.7
1809 17.9
1810 18.2
1811 24.4
1812 26.9
1813 29.8
W przypadku Francji są to kwoty zarówno na armię, jak i flotę. U Anglików * oznacza uśrednione sumy, na podstawie wydatków z 5 lat.
Przy takiej różnicy Wellington mógł bez problemu płacić za wszystko i dbać o wyposażenie żołnierzy.
I tak w ogóle to chciałbym się dowiedzieć o jakim poziomie wojny dyskutujemy? Bo jak mówisz o bitwach, znaczyłoby, że taktycznym.
Tutaj Francuzi przede wszystkim przegrywali brakiem zaciętości i konsekwencji. Gdyby doszło w jakimś momencie do przełamania brytyjskich linii to byłoby pozamiatane. Welington często rozciągał swoje wojska i nie zawsze dysponował dostatecznymi odwodami. Pod Talaverą się udało, ze względu na niewydolność Francuzów do ponoszenia strat i brak planu awaryjnego (a i tak było blisko, szczególnie pierwszej nocy). Tak naprawdę jedyną bezsensowną bitwą było Bussaco, które miało marne szanse powodzenia, zwłaszcza przy takim rozpoznaniu terenu przez Francuzów. Natomiast gdyby potrafiono wykorzystać lepsze operowanie masami kawalerii i kontrolę nad tą formacją, jak również przewagę w artylerii myślę, że mogło by być różnie. Zaletą Anglików było również wyszkolenie i wykorzystanie Hiszpanów i Portugalczyków, którzy zapewniali im wspominaną przez Księcia przewagę. A od 1810-1811 roku jakość tych wojsk jest naprawdę wysoka (wbrew temu co twierdzi w swoich pracach Rafał M.).
Cytuj:
Zmiana taktyki nastąpiła dopiero po klęsce w Rosji, gdy Francuzi musieli wycofać sporo żołnierzy do Niemiec.
Nieprawda. Już w 1809 roku, to Wellington ścigał Soulta, kiedy ten wiał z Portugalii. Podobnie ofensywne podejście prezentował w czasie pościgu za Masseną w 1811, czy w bitwie pod Salamanką w 1812. Po zwycięstwie w tej bitwie doszło do pościgu, który zakończył się pod Burgos, a przecież wtedy nie miał pojęcia jak wygląda sytuacja w Rosji...
Cytuj:
Po drugie: armia francuska. Armia inwazyjna z 1808 nie składała się z żołnierzy pierwszego sortu. Dopiero potem sytuacja ta się stopniowo poprawiała. Szło to w parze z ogólnym pogorszeniem się materiału żołnierskiego, którym dysponował wówczas Cesarz (z wiadomych przyczyn).
A jakie to ma znaczenie? W walkach z klimatem Ci żołnierze nieźle się zahartowali. Czy Anglicy, którzy stanęli naprzeciwko nich pod Vimeiro mieli większe doświadczenie? Potem zaś walczyli już z weteranami Wielkiej Armii i jakoś nie szło im specjalnie źle...
Cytuj:
Po trzecie: partyzanci. Wojna w Hiszpanii jest pierwszym konfliktem, w którym na dużą skalę występowały oddziały partyzanckie. Nie było zatem u Francuzów jasnej doktryny jak z nimi walczyć. Brak jasnych dyrektyw powodował, że każdy chciał rozwiązać ten problem po swojemu. Jednym udawało się bardziej, innym mniej.
Z tym chyba też się nie zgadzam. W czasie walk we Włoszech Francuzi mieli sporo problemów, szczególnie w Neapolu. Doświadczenie zaś było takie, że pogardzano partyzantami.
Cytuj:
Po czwarte: dowódcy. Brytyjczycy będąc bezpieczni na Wyspach wysłali do Hiszpanii najlepszych dowódców jakich mieli.
A jacy to są najlepsi dowódcy? Poza tym Suchet wyrobił się dopiero w Hiszpanii na znakomitego dowódcę tego szczebla. Poza Davoutem posłano na ten front całą śmietankę marszałków (wbrew temu co piszesz, Massena uchodził za jednego z najlepszych). Ponieważ Lannes nie żył od 1809 r. nie widzę jakoś lepszego garnituru, który można było rzucić za Pireneje.