post użytkownika CastiglioneCóż mam powiedzieć Apaczu? Długo broniłem się przed kwestią San Domingo, a jednak dałem się sprowokować. Ale jak się powiedziało A, to będziemy brnąć dalej.
Na początek jednak jedno zastrzeżenie: mój stosunek do Legionów i zasług jakie oddali dla sprawy polskiej jest pewnie bardzo zbliżony do Twojego (czyt. pozytywny), ale mam jednak pewne wątpliwości, co do bezkrytycznego apologizowania ich dokonań. A sprawa ekspedycji na San Domingo należy do tych epizodów legionowych, które budzą szczególne moje wątpliwości.
Cytuj:
Co do moich "rozterek" jak był to uprzejmy określić Castiglione, to chciałbym zauważyć, że cytat z Salquesa, który zamieściłem, dotyczył atmosfery wśród Francuzów. Zgadzam się, że atmosfera ta udzieliła się także przynajmniej części Polaków. Nie wydaje mi się jednak aby wszystkim, a szczególnie żołnierzom. Nie znam na ten temat żadnych współczesnych wydarzeniom relacji, a chętnie bym poznał.
Proszę bardzo. Wcale nie było trudno znaleźć:
"Bardzo nam smutno pożegnać Włochy, Włoszki, zabawy, etc., a puszczać się w obce kraje, skąd bardzo daleko do Ojczyzny. Jest nas
wielu (sic!) młodych, determinowanych jeszcze być w San Domingo i jeżeli los nam posłuży - powrócenia, spodziewamy się być bogatszymi, gdyż żeby nie dlatego żeśmy goli, to w tę podróż nie puszczalibyśmy się".
Fragment pochodzi z korespondencji ppor. Jana Wójcikiewicza, który miał płynąć na San Domingo w II turze i myślę, że nie był on odosobniony w swoich odczuciach.
Nie mam zamiaru bronić "do ostatniej kropli krwi" tezy o kondotierstwie znacznej części legionistów, ale choćby z tego krótkiego cytatu wynika, że nasi chłopcy w pewnej mierze już stawali się kondotierami. Chociaż może nie w tym, bardzo pejoratywnym sensie tego słowa, który przytoczyłeś. Ja osobiście bardziej bym się przychylał do tego, że stawali się kondotierami z konieczności. Ale czy byli sprzedajni? Aż tak daleko bym się nie posuwał, choć pewno kilka czarnych owcy by się znalazło - jak w każdej armii.
Cytuj:
Nie wydaje mi się, aby żołnierze dezerterowali z armii austriackiej do legionów dla zysku. Również oficerowie, choć byli w lepszej sytuacji, ryzykowali życie nie dla interesu czy nawet kariery.
A czy ja napisałem, że tak uważam? Ale po latach tułaczki w służbie pod różnymi sztandarami wśród pewnej części legionistów pojawiły się symptomy kondotierstwa. I znajdzie się na poparcie tego kilka cytatów:
"Teraz wszyscy przekonaliśmy się, że żadnych nadziejów nie mamy o powrocie do kraju, chyba po jednemu, co nas nie bardzo cieszy, gdyż będąc w wojsku przynajmniej za granicą człowiek bawi się dosyć spokojnie." (Wójcikiewicz)
>>>"Pierwszy konsul, nagradzając zasługi i czyny waleczne 2 półbrygady włoskiej, wciela ją do wielkiego wojska francuskiego, nadając jej nr 114 półbrygady liniowej francuskiej, a chcąc ją do dalszych podobnych czynów zachęcić, przeznacza ją na San Domingo [...]. Na koniec, skoro tylko 114 półbrygada stanie na miejscu przeznaczenia swojego, oficerowie i żołnierze zostaną naturalizowanymi synami Francji, z używalnością wszelkich praw i przywilejów obywateli francuskich".
Po odczytaniu tego postanowienia "Niech żyje pierwszy konsul!" wykrzyknęli wszyscy, po czym półbrygada udała się do koszar<<<. (Lux, Wierzbicki)
I co Ty na to?
Cytuj:
Może uznasz to za naiwne Castiglione, ale określanie bez zastrzeżeń legionistów mianem kondotierów obraża według mnie ich pamięć.
Nawet nie wiesz jakie mam wątpliwości i zastrzeżenia tak ich nazywając, ale dla niektórych, a może i wielu w
1802 i 1803 trudno niestety znaleźć trafniejsze określenie.
A mieli oni jednak jakiś wybór: dymisja i powrót do kraju, dymisja i pozostanie we Francji albo udanie się w innym wybranym kierunku. Oczywiście pozostawała jeszcze służba u infanta Parmy Ludwika w Etrurii, ale ta myśl wydała się im obmierzła, co akurat wcale mnie nie dziwi. No i mieli jeszcze San Domingo i perspektywę łatwego zarobku na łatwej wojence, jak wielu z nich może myślało. Jak wiadomo wybrali to ostatnie.
A na koniec jeszcze jeden cytat:
"Aksamitowski, otrzymał tymczasem rozkaz zostania we Francji i utworzenia zakładu z żołnierzy mniej zdatnych do morskich podróży i wojennych trudów; chcąc jednak takowy zakład zapełnić, przymusu użyć musiał, gdyż żaden podoficer ani żołnierz nie chciał pozostać we Francji, każdy chciał ze swymi braćmi dzielić dobre i złe koleje; chorzy nawet i ranni opuszczali szpitale, cisnęli się na okręty, wołając, że chcą do San Domingo płynąć." (Lux, Wierzbicki)
Cytuj:
Oczywiście to nie byli bohaterowie bez zmazy (jakimi wielu chciało ich widzieć - tworząc nie zawsze zgodną z prawdą legendę). Byli tylko ludźmi, żołnierzami i Polakami - ze wszystkimi wadami i talentami naszej nacji.
Może trudno Ci będzie w to uwierzyć Apaczu, ale w tym punkcie całkowicie się z Tobą zgadzam.
Pozdrawiam i czekam na cd.