Cytuj:
Witaj Gipsy!
Widzę, że zanosi nam się na dłuższą "wymianę ciosów". Ale do rzeczy.
Rzeczywiście nie napisałeś "kanalia", choć we wstępie określającym zjawisko o którym piszesz użyłes słowa według mnie gorszego (s...syn). Ale fakt - "kanalia" nie napisałeś. Wyjaśniliśmy więc sobie sprawę nr 1.
Sprawa nr 2. czyli oddzielenie Davida artysty od Davida - człowieka i związana z tym ocena jego postawy. Otóż jestem przeciwnikiem takiego oddzielania, gdyż dzieła sztuki tworzą nie duchy, ale ludzie nawet w swych najgorszych wcieleniach (chociaż to akurat rzadkość) i każdy historyk sztuki (no, może prawie każdy... ) Ci to powie, że osobowość artysty ma olbrzymi wpływ na jego dzieło. Trzeba tylko umieć patrzeć... Ale wracając do sprawy, to dla uproszczenia proponuję przyjąc takie rozwiązanie tego dylematu (podkreślam, że jest to uproszczenie z którym ogólnie się nie zgadzam z powodów wymienionych j/w, lecz postanowiłem przyjać konwencję Gipsy'ego, aby znaleźć jakąś płaszczyznę porozumienia i zrozumienia). David-człowiek odpowiada nie za to JAK malował, ale na pewno za to CO malował. Dywagacje formalne (owe "twarze bez wyrazu") na razie zostawmy na boku i spójrzmy na to CO ów "oportunista" David malował. Większość jego twórczości to zamówienia określające ramy tematyczne (np. temat antyczny), lub też konkretne przedstawienia (np. "Koronacja"). Ale są takze obrazy, do których David sam wybra sobie temat. I co wybrał? W czasach Ludwika XVI "Belizariusza", "Przysięgę Horacjuszy", i "Brutusa z ciałami synów" - tematy na wskroś republikańskie w czasach kiedy o republice nikomu się jeszcze nie śniło. A kiedy sprzymierzeni stali u wrót Francji i następnie Napoleon abdykował - "oportunista" wystawia "Leonidasa u wrót Termopil" - obraz sławiący męstwo obrońców Ojczyzny. Dla kogo to malował? Dla zysku? (raczej nie, bo liczenie na zakup obrazów o tak kontrowersyjnej tematyce było rzeczą cokolwiek ryzykowną). Dla sławy? (może, ale robi tak większość artystów i wówczas mianem "kameleonów" trzeba by określić 3/4 przedstawicieli tej branży). Otóż nie tylko dzieła malarskie ale i fakty z życia Davida wskazują, że człowiek ten zaangażował się politycznie i artystycznie tylko dwukrotnie - po raz pierwszy po stronie rewolucji, po raz drugi po stronie Napoleona. Jeżeli znajdziesz przykład jakiegokolwiek jego obrazu, bądź też innego publicznego wystąpienia świadczącego o zaangażowaniu się, bądź chęci przypodobania Burbonom bądź termidorianom - będę zobowiązany za ich podanie.
Teraz kwestia rewolucyjnego zaangażowania J.L. Davida i przyjaźni z Robespierrem (oczywiście na ile można było być przyjacielem "Nieprzekupnego"). Nie oceniałbym tak pochopnie zarówno Davida jak i Robespierre'a czy Marata. O tym ostatnim piszesz, że był "jednym z największych sadystów-maniaków, zwolennikiem masowych mordów". I tu się mylisz drogi Gipsy. Marat był zwolennikiem ludowej dyktatury, ale nie ludobójstwa! Łatwo nam dziś jego oceniać po doświadczeniach chociażby komunizmu, ale ludzie w końcu XVIII wieku takiego doświadczenia nie mieli. Rewolucjoniści typu Robespierre'a, Marata i Davida byli idealistami którzy chcieli dla dobra narodu (tak wierzyli) zrealizować utopię. Tylko nie wzięli pod uwagę kosztów, a te stale rosły. Nie pochwalam ich ani ich metod, ale też nie mam zamiaru z dzisiejszego punktu widzenia wpadać w "święte oburzenie". Tym bardziej, ze ich obraz jest mocno podszyty poźniejszą propagandą i owymi mitami o których już tyle na forum pisaliśmy. Sam Marat był nie tyle politykiem, co publicystą i wydawcą najpopularniejszej wówczas we Francji gazety "Przyjaciel Ludu". Z zawodu był lekarzem a z zamiłowania utalentowanym fizykiem (Franklin bardzo cenił jego doświadczenia nad optyką). Przede wszystkim był jednak publicystą i teoretykiem, a nie praktykiem terroru (jak choćby Fouche). Nawet wrogowie (Brissot i Barras) określali go pracowitego, upartego i bezinteresownego. Nie znalazłem żadnego przekazu o jego sadyźmie. To prawda, że w swej gazecie nawoływał do usunięcia monarchii i wszelkich wrogów rewolucji. To on poprzez swą publicystykę wpłynał na powstanie ustaw wymierzonych przeciwko emigrantom. Czy był jednak aż tak krwiożerczy jak chcieli go widzieć rojaliści (no i ty Gipsy...)? Kiedy w 1790 w Nancy doszło do masakry Szwajcarów potępił ją i określił jako "straszliwe przebudzenie". Ani Robespierre, ani Marat ani David nie brali udziału, ani nie podżegali do słynnych masakr w więzieniach (wrzesień 1792 r.). Oskarżenia tego typu zaczeli pierwsi wysuwać szczególnie przeciwko Maratowi żyrondyści, a potem termidorianie (których ręce rzeczywiscie były splamione krwią tysięcy). Jeżeli określasz Marata jako zwolennika masowych mordów, to co powiesz o wykonawcach takich jak Tallien, który masakrował Bordeaux, Barras który mordował w Prowansji, a w Toulonie Freron, że o Fouche już nie wspomnę . W zbiorowej świadomości terror rewolucyjny to Paryż i Plac Zgody z gilotyną. Ale koledzy termidorianie byli znacznie "wydajniejsi" skoro zaledwie 16 % egzekucji odbywało się w Paryżu. Barras, Freron, Fouche mordowali rzeczywiście na masową skalę, a przy okazji bogacili się kosztem swych ofiar i różnych gospodarczych "przekrętów". Kiedy przewrażliwiony na punkcie cnoty i uczciwości Robespierre postanowił ich "zdjąć", uprzedzili cios, posłali na gilotynę "Nieprzekupnego" rozpętując tzw. terror termidoriański, który w niczym nie ustępował temu z czasów Robespierre'a. To ich Robespierre 6 termidora oskarżył w konwencie jako "żądnych łupu terrorystów". Chcę Ci uświadomić Gipsy, że nazwisko Robespierre'a stało się symbolem zjawiska za które nie tylko on ponosi odpowiedzialność. Podobnie jak David, który należał do najbliższego otoczenia "Nieprzekupnego". Piszesz, że David związał się z "najbardziej terrorystyczną ekstremą jakobińską". Nic bardziej błędnego. A Babeuf, Hebert i "wściekli" z którymi walczył Robespierre? Nie osądzaj tak ostro Robespierre'a czy Marata, bo przy tych panach zabraknie Ci skali... Piszesz, że David "był prominentem przy rewolucyjnym żłobie". Nie znam żadnych danych na temat wzbogacenia się Davida w czasach terroru. Gdyby próbował coś z owego "żłobu" uszczknąć, pierwszy Robespierre posłałby go na szafot. Nie bronię terroru jako metody sprawowania władzy, ale w owych warunkach rzeczywiście była to jakaś metoda, a nie objaw sadystycznych skłonności ówczesnych prominentów. Terror instytucjnalny miał być sposobem na ograniczenie niekontrolowanych masakr dokonywanych przez sankiulotów. To Danton wołał "Badźmy straszliwi, aby zapobiec okrucieństwom ludu". Właśnie aby zpobiec takim samosądom powstał Trybunał Rewolucyjny. Działał pod presją sankiulotów domagających się głów "wrogów ludu". Może to zabrzmi niewiarygodnie, ale Robespierre był przeciwko... karze śmierci jako takiej (odwrotnie niż Marat). W obliczu zagrozenia zewnętrznego (Anglia, Austria, Rosja itd) i wewnętrznego (Wandea, Bretania itd) terror był jednak, przynajmniej tolerowany przez społeczeństwo (oczywiście tę jego większość, która nie czekała na szafot). W sierpniu 1789 r. młody Napoleon pisał do swego brata Józefa "W całej Francji popłynęła krew, ale niemal wszędzie była to nieczysta krew nieprzyjaciół Wolności i Narodu, którzy od dawna żyli jego kosztem". Dobrze ten stan oddaje także zdanie posła Cambona "Dobilismy wreszcie do Wyspy Wolności i spaliliśmy okręt która nas tu przywiózł". Rewolucja francuska była jednak niemal niesterowalna i nieprzewidywalna. Sam Marat wielokrotnie obawiał się "straszliwych poruszeń rozpasanej masy ludu". To właśnie Robespierre próbował zapanować nad tym niebezpieczeństwem. Robespierystów określano jako "nową frakcję usypiaczy". Napoleon już na św. Helenie powiedział, że Robespierre upadł, bo "chciał złagodzić i pomiarkować rewolucję". Po termidorze, jak to napisał Michelet "burżuazja zadrżała ze strachu przed rewolucją, którą sama zrobiła i cofnęła się w obliczu swego własnego dzieła". I co w tym całym zamieszaniu robi nasz malarz David? Organizuje rewolucyjne święta i likwiduje Akademię. Akademię zniesiono nie tylko z zemsty Davida, ale takze dlatego, iż była ona siedliskiem rojalistów i sama zasada jej działalności przeczyła rewolucyjnej egalitarności. Nie widzę w tym nic zbrodniczego, a jedynie znak czasu. David wzorem Robespierre'a był nieubłagany, gdyż wówczas cechę tą określano jako cnotę (takie spaczenie wszystkich rewolucjonistów - nie wolno nam okazywać słabości). Czy wiesz jednak Gipsy kiedy i za co została skazana Emilie Chalgrin? Zarzutem zarówno wobec Davida-malarza jak i Davida-człowieka mogą być owe groteskowe (oczywiście z dzisiejszego punktu widzenia) rewolucyjne święta, które organizował od strony teatralno-plastycznej. Tu jestem w stanie się zgodzić, ze przegiął. Tak a'propos to nie katedra Notre Dame miała stanowić cokół dla Pomnika Wolności, lecz posągi z niej zdjęte. Ów pomnik miał stanąć na Pont-Neuf. Na szczęście projekt nie wszedł w życie. Mnie też oburza niszczenie zabytków jakiego dokonywali rewolucjoniści. Trzeba jednak pamiętać, że w owych czasach nie było w zasadzie takiego pojęcia jak "zabytek objęty ochroną" a tym bardziej wśród sankiulotów. Dla nich były to tylko symbole znienawidzonej monarchii. Gotyku czy romaniku nikt wówczas nie szanował (kościoły rozbierano nie tylko we Francji, ale i Anglii). A na pomysł przekształcenia Notre Dame w Świątynię Rozumu wpadł nie David, ale niejaki Chaumette. To jednak Robespierre 21 listopada 1793 r. brew sankiulotom bronił prawa do wolnosci religijnej. Powiedził, że "Ci, którzy burzą ołtarze mogą być kontrrewolucjonistami w przebraniu demagogów (...) Ten kto zakazuje mszy jest takim samym fanatykiem jak ten który ją odprawia" (co prawda dosyć to przewrotne, ale lepsze od gilotyny...)". To właśnie Robespierre wstrzymał żywiołową dechrystianizację. To prawda, że był wrogo nastawiony wobec Kościoła i stąd owe "hece" z propagowaniem "religii rewolucyjnej". Wiązał się z tym następnie kult "świętych republiki" - Marata, Chaliera i Lepelletiera, którego malarskim realizatorem był David.
Teraz trochę o Davidzie-malarzu. Piszesz Gipsy, że "W jego obrazach przewija sie propaganda badz polityka i brak autentycznej temperatury emocjonalnej (zimno). Na twarzach brak ekspresji". To takie uproszczenie, że mnie osłabia (sorry...) . Jakże łatwo jest oceniać sztukę XVIII w. z punktu widzenia współczesnej. Sądzisz Gipsy, ze więcej ekspresji znajdziesz u panienek Bouchera czy Fragonarda? Wypisałeś kilka najbardziej znanych obrazów Davida. Mógłbym Ci wypisać trzy razy więcej, ale nie licytujmy się. Abyś mógł próbować chociaż zmienić zdanie na temat "braku temperatury emocjonalnej" polecam Ci portrety Davida (był rewelacyjnym portrecistą). Choćby "Małżeństwo Lavoisie", "Małżeństwo Monge", studia portretowe do "Koronacji" i "Rozdania orłów na sztandary", a szczególnie dzieła "emigracyjne" - portrety gen. Gerarda, hr. Turenne, Sieyesa. Ale cóż - de gustibus non disputandum est...
Neoklasyczna spóścizna Davida była i jest potępiana (spór neoklasyków z romantykami), choć sam David nie był bynajmniej ograniczonym doktrynerem. Takiego Gericaulta, choć nie rozumiał, jednak szanował.
Na zakończenie chciałbym Ci przypomnieć Gipsy o argumentach jakie zawarłem w swym poprzednim poście, a które kłócą się z twoim twierdzeniem o oportuniźmie Davida (tematy republikańskie za monarchii, odmowa dana Lucjanowi Bonaparte, postawa w 1814 i demonstracja z "Leonidasem", wreszcie świadomy wybór emigracji pomimo możliwości powrotu pod skrzydła Burbonów lub Fryderyka Wilhelma). Nie są to sprawy dotyczące Davida-malarza, lecz Davida-człowieka i przeczą tezie o jego oportuniźmie. Jeśli mógłbyś, chciałbym także poznać źródło (najchętniej pisane) Twej odrazy dla J.L. Davida i tez na jego temat które byłeś uprzejmy napisać.
Pozdrawiam -apacz
PS. Na razie nie wiem, gdzie się "machnąłem" z tymi burbonami Duroc