Cytuj:
A teraz jak mawiał Wolter - wróćmy do naszych baranów... (bez urazy Gipsy, to nie do Ciebie ). Piszesz "...ja nie kwestionuje wielkiego talentu artystycznego Davida, a o ile juz to raczej jego pompatyczne tematy ustawione na propagande i wywolanie euforii." Mój drogi owe "pompatyczne tematy" należały do tzw "wielkiego malarstwa". W tym czasie, aż do minimum połowy XIX w. portret czy pejzaż były gatunkami pośledniejszymi. Tak rozumowali niemal wszyscy - im temat bardziej zniosły (dziś możemy powiedzieć - pompatyczny) tym obraz bardziej artystyczny. Sztuka Davida była ustawiona, jak piszesz "na propagandę" (co do euforii, to jako żywo nie słyszałem, aby malarstwo u kogokolwiek wywoływało euforię - no może u samego twórcy... ), i takie było rzeczywiście jej założenie. David chciał swych widzów edukować, wskazując najczęściej antyczne wzorce i wartości, gdyż język Grecji a przede wszystkim republikańskiego Rzymu przemawiał jak mało co do ówczesnych elit. Poprzez swe obrazy wskazywał na republikańskie cnoty ("Brutus", "Horacjusze"), apelował o pokój ("Sabinki") sławił bohaterstwo w obronie Ojczyzny ("Leonidas"). Różnica z wcześniejszymi artystami polegała na tym, że po raz pierwszy sztuka stała się tak powszechna. Obrazy Davida nie były już tylko własnoscią artysty czy jego protektora. Były własnością ludu ("Marata" obnoszono w procesjach) i do ludu miała przemawiać. Możesz to nazywać propagandą, lecz ja bym pozbył się pejoratywnego zabarwienia tego określenia. David był malarzem rewolucji, i rewolucji służył swą sztuką (potem służył cesarstwu).
Mój drogi Gipsy, Paul Delaroche stworzył swój obraz w zupełnie innych czasach... Malarstwo o jakim piszesz, czyli malarstwo stricte historyczne dopiero się rodziło... i to właśnie w czasach Davida ("Pruska Iława" Grosa). Wymagasz od malarstwa, aby była "fotografią" rzeczywistości. Ale z takimi ideami to dopiero realisci... czyli dobre pół wieku później. To tak, jakbyś miał do Picassa pretensje, że na jego "Guernice" nie widać dobrze niemieckich bombowców, albo do Matejki, że jedna z postaci "Grunwaldu" dźga Wielkigo Mistrza włócznią św. Maurycego . Dla nich wszystkich wydarzenie historyczne było jedynie kanwą dla przekazania pewnej idei. David był w formie, tematyce i charakterze malarzem XVIII- wiecznym, a Paul Delaroche (1797-1856) należy już do zupełnie innej epoki. Ich wyobrażenia przejścia przełęczy św. Bernarda dzieli około 30 lat, a w ówczesnej sztuce to nie jedna, ale dwie epoki! Uogólniając - David chciał ukazać wodza zwycięskiej armii, który wbrew naturze wiedzie swe wojska do zwycięstwa szlakiem antycznych bohaterów, natomiast Delaroche chciał ukazać konkretne wydarzenie historyczne.
"...wykreowal degenerata na bohatera, "meczennika wolnosci, "swietego Rewolucji". Gdzie w czasie rewolucji Jakobini porownywali go do Jezusa. A nawet znalezli sie tacy idioci co twierdzili ze porownanie to umniejsza "wielkosci" Marata. David tym obrazem uniesmiertelnil Marata, inaczej pamietali by o nim dzisiaj tylko historycy."
Cóż odpowiedział już za mnie Duroc, dodam tylko, iż rzeczywiście Marata, co bardziej egzaltowani jakobini porównywali do Chrystusa, jednak jeżeli weźmiesz pod uwagę, że czynili to zadeklarowani ateiści (albo dechrystianizatorzy jak kto woli) wówczas takie porównanie zabrzmi trochę inaczej. Aby nie być gołosłownym posłużę się cytatem z J.Baszkiewicza "Francuzi 1789-1794 Studium świadomosci rewolucyjnej" - "W kulcie Marata wraca analogia z Chrystusem: ukazuje się paralele cnót, życia i losu obu. I Marat i Chrystus jednakowo wojowali z królami, bogaczami, obłudnymi kapłanami, spekulantami; powadzili życie ubogie i pełne miłości do ludzi; ponieśli męczeńską śmierć z ręki nikczemnych wrogów sprawy ludu... Franck Bowman, który poddał analizie te paralel Chrystus-Marat doszedł o wniosku, że nie służą one jakiejś deifikacji Marata, lecz raczej wiodą do heroizacji obu postaci, a więc do podważenia boskości Chrystusa. Zjawia się nawet idea, iż ubóstwianie "sankiuloty Jezusa" zaszkodziło sprawie ludu, której on sam się poświęcił, zrodziło bowiem fanatyzm. " No cóż, współcześnie brzmi to dosyć zabawnie, a może nawet strasznie, ale czasy w których powstały takie idee właśnie takimi były, że Robespierra porównywano do Orfeusza, gilotynę do kochanki etc. Taka poetyka. Nic więcej. Zresztą do kogo to nie porównywano Napoleona...
Dla krytyki Davida przywołałeś Pankiewicza (dobrze, że nie p. Nieznalską... ) i Stendhala. Ten drugi to przecież romantyk uwikłany w spór o którym pisałem (romantyków z neoklasycystami) - jest więc stroną w tym konflikcie. Oczywiście sam wolę romantyków (co widać chociażby na moim awatarze), i do pewnego stopnia zgadzam się nawet ze Stendhalem, ale wcale nie jest to dla mnie argument aby od razu "w czambuł" potępiać sztukę Davida. Była ona (jak każda inna zresztą) odbiciem swoich czasów. A czasy takie właśnie były - pompatyczne, krwawe i pełne analogii do antyku. Z kolei brakującą Tobie w sztuce davida nadmierną ekspresyjność wyrazu twarzy uważano wówczas za rzecz niepotrzebną sztuce. Twarze były jak bon mot'y - chłodne i opanowane .
"Przyznaje ze byli wieksi championi Rewolucji, nie mniej nie zmienia to mojej sympatii do Marata, ktory bez trudu moglby utopic sie w krwi przez niego przelanej."
A kiedy to drogi Gispy Marat ową krew przelał? Czy kogoś zamordował, albo wydał rozkaz do mordu? Co najwyżej można go oskarżyć o stwarzanie atmosfery rewanżu na arystokracji, klerze a przede wszystkim spekulantach i zdrajcach.
Czy dla Ciebie lizusostwem i oportunizmem jest to, że David - zadeklarowany rewolucjonista malował "męczenników republiki"? To jakiś absurd Gipsy...
Oczywiście, ze rewolucja w oczach jej wykonawców usprawiedliwiała wszystko. Ale rozumując w Twój sposób można dojść do wniosku, że Napoleon był jednym z największych zbrodniarzy XIX w. Powszechna opinia głosi o niezwykłej "krwawosci" i okrucieństwie rewolucji francuskiej. Owszem była krwawa i okrutna, lecz do czego można ją porównać, aby móc żałować jak Gipsy, że "...to morze przelanej krwi, nie bylo konieczne do wprowadzenia, nowych form politycznych, administracyjnych, spolecznych etc...". Jedynie wcześniejsza rewolucja angielska, która zakończyła się ścięciem Karola I, zbliżyła się do francuskiej znaczeniem, choć moim zdaniem francuska odbywała sie w o wiele trudniejszych okolicznosciach (wrogo nastawieni sąsiedzi i silna opozycja wewnętrzna), a przede wszystkim dokonała większego przewartościowania niemal we wszystkich dziedzinach życia społecznego. Takie zmiany nie mogły przejść "bezboleśnie" (jeżeli znasz Gipsy przykład rewolucji o takim znaczeniu, ale bez takich ofiar - ciekaw jestem niewymownie). A co do okrucieństwa rewolucji i rewolucjonistów (któremu nie przeczę), to najwięcej bezsensownych ofiar przynosiły ludowe samosądy nad którymi nikt chyba nie był w stanie zapanować. Michelet pisał "Nikt wówczas nie ufał wymiarowi sprawiedliwości, chyba właśnie tylko ludowemu; zwłaszcza prawnicy gardzili ówczesnym prawodawstwem... Znali oni trybunały i wiedzieli, że rewolucja nie ma zacieklejszych niż one przeciwników... Tylko lud, w szybko rozwijajacych się wydarzeniach ówczesnego kryzysu, był w stanie chwycić i uderzyć w tak poteżnych winowajców". Baszkiewicz pisze z kolei: "Owszem, od początku żądano nadzwyczajnych, rewolucyjnych trybunałów, które by mogły zapobiec samosądom - ale skoro ich nie było, terror anarchiczny i ludowy wydawał się usprawiedliwiony lub przynajmniej nieuchronny. (...) Oczywiście lud moze się mylic i uderzać w niewinnych - powiadano; ale czyz królewskie sądy nie myliły się skandalicznie? Przypominano głośne sprawy - Sirvena, Calasa, w które angażowała się oświecona opinia. Samosądy ludowe są okrutne - ale czyż sprawiedliwość królewska nie była dużo bardziej barbarzyńska? Jeszcze 11 sierpnia 1789 r. Parlament paryski skazał jakiegoś złoczyńcę na straszliwą karę łamania kołem. W porównaniu z taką tradycją ludowa latarnia na która posyłano arystokratów w piosence - a czasem i w rzeczywistości - mogła wydawać się środkiem stosunkowo łagodnym. W 1789 i jeszcze w 1790 uważano dość powszechnie, że cena krwi, jaka zapłacono podczas rewolucyjnego kryzysu, była bardzo niska w porównaniu z wielkością i głębokością społecznych przemian. Nawet kontrrewolucjonista markiz de Ferrieres, sądził, że "nigdy tak wielka rewolucja nie kosztowała mniej krwi i mniej łez"". Tyle Baszkiewicz.
"...nie akceptuje ludzi w ktorych zyciu jest miejsce na dwie moralnosci."
I słusznie, tylko, że jeżeli dzieje Davida odbierasz jako świadectwo "podwójnej moralności" to nieml całe ówczesne pokolenie miało rozdwojenie moralności. A zresztą to kompletne nieporozumienie. Podwójna moralność to podwójny system wartości i zasad. A jako żywo u Davida nie znajduję takiego dualizmu. Nigdy nie zaprzeczał swej przeszłosci i ponosił za to odpowiedzialność (wygnanie). Gipsy! Ty odbierasz ludziom prawo do zmiany poglądów! Jakby przyjąć Twoje wzorce, to każdy powinien umrzeć z takimi poglądami z jakimi się narodził, inaczej naraziłby się na zarzut "podwójnej moralności". A jeżeli system któremu służyli tacy ludzie jak David upadł lub zmieniał się wówczas wszyscy którzy go popierali powinni popełnić zbiorowe seppuku, aby przypadkiem nie zostac oportunistami. W utopiach jesteś nie gorszy od Marata . Takich ludzi jak Davout czy ks. Poniatowski było i jest bardzo niewielu (zreszta z ks. Pepi to wcale nie tak kryształowo, ale moze nie wszczynajmy kolejnej wojny... Zresztą jego słabości są dla mnie jedynie potwierdzeniem wielkości - i dlatego mam nad biurkiem Jego podobiznę ).
Co do motywów boucherowskich, to chyba mylisz Gipsy twarz (z owym "grymasem") z inną częścia ciała o ekspresji której jeszcze na tym forum nie rozprawialiśmy. Osobiście Boucher mnie nie wkurza, cenię jego malarstwo, jednak nie mieści się ono w kategoriach do których zaprzągłeś Davida. Resztę aluzji pozostawię bez komentarza, bo nie warto.
Na zakończenie tej miłej dyskusji (że Cię ponownie Gipsy zacytuję), ponownie chciałbym Ci przypomnieć, iż oddzielanie tamatyki obrazów Davida od jego działalności jest bezsensem, bowiem malarstwo należało do działalności w/w delikwenta. David wybierając tematy do swych obrazów to ten sam człowiek który podpisywał wyroki w Komitecie
Drogi Gipsy, mimo moich prósb nie zdradziłeś nam, skąd czerpiesz ową niechęć do J.L. Davida.
Licząc, iż mimo wszystko podasz to źródło i ustosunkujesz się do argumentów - pozdrawiam
apacz