https://napoleon.org.pl/forum/ |
|
wiersze i pieśni https://napoleon.org.pl/forum/viewtopic.php?f=20&t=120 |
Strona 3 z 10 |
Autor: | apacz [ 10 lut 2010, o 16:19 ] |
Tytuł: | Re: wiersze i pieśni |
post użytkownika Zamorano Cytuj: Cytuj: (Duroc @ 1.08.2004, 20:49)QUOTESpecjalnie dla duc'a Frioul: Ha, złośliwcze... Nie tylko Hena, ale również Zamoyskiego i innych, próbujących spojżeć nieco chłodniejszym i bardziej obiektywnym okiem na Stanisława Augusta... Na przykład Jasienica Paweł, Ci inni |
Autor: | apacz [ 10 lut 2010, o 16:29 ] |
Tytuł: | Re: wiersze i pieśni |
post użytkownika Lannes List księcia Józefa 1792 Nocą, z obozu,Najjaśniejszy Panie, Piszę do Ciebie ten żołnierski list. Jeszcze nam w uszach trąb Dubienki granie I spod Zieleniec szczęk szabel, kul świst; Na wieść z Warszawy, z oficjerów kołem, Jam się z mym polskim rozsądzał honorem - I z Twych się, Królu, wypisuję list!... Sercu rycerza ciężka chwila taka, Kiedy z karnością musi toczyć bój, Alem ja pierwej miano miał Polaka, Zanim, o Królu, wdziałem mundur Twój! Byłeś mi ojcem, Najjaśniejszy Panie, Ale mnie Matki dobiega wołanie: Tam jest me serce, posterunek mój!... Twarde te słowa niech mi Bóg przebaczy, Bo wiem, jak krwawo ranią łono Twe, Lecz, mój Monarcho, lepiej zginąć raczej, Niż wlec w kajdanach pohańbione dnie! Gdybyś tu, Królu, z podniesioną głową, Pod swą chorągwią stanął purpurową - Duch - by zwyciężył, co, jak wulkan, wre! Jeszcze nade mną szumią polskie znaki, Anioł z Pogonią, z Orłem samotrzeć! Jeszcze mi moje hukają kozaki: "Bat'ku Josype! na armaty wiedź!" Lecz już z Ilińskim, z Wielhorskim, z Kościuszką Nie skoczę wichrem z moją Białonóżką, Wołając do niej: "Leć na wroga, leć!..." Nie mogąc umrzeć jako bohatery, Dla Ciebie, Królu, i ojczyzny swej, Z listem Ci moje odsyłam ordery, Te, które wszystkie miałem z łaski Twej; Z jednym się tylko nie rozstanę długo: Z krzyżem Virtuti zdobytym zasługą, - Ten mi do trumny kiedyś włożyć chciej!... Porozpraszani, jak mprzez burzę ptactwo, Nim na mogiłach braci wzejdzie brzoz, Z towarzyszami pójdziem na tułactwo, Ojczyzny miłej opłakiwać los; Zwykłe do konia i oręża dłonie Cóż będą czynić w cudzej, obcej stronie, Gdy z trosk przedwcześnie pobieleje włos?... Za nich to, Królu! za moich kamratów! Do królewskiego czucia wstawiam się: Oni szli mężnie na ogień granatów, A iluż legło w nieprzespanym śnie! Wdową, sierotą i tym, którzy w ranach Na ziemi polskiej zostaną kurhanach, Daj chleb: Niech obcy nie sromoci je!... A teraz, Królu, myślę, jak to lepiej, Jaak mam zakończyć krwawy życia szmat. Czyli się Tobie przypomnieć:"Twój Pepi", Pepi z Twych dawnych, Łazienkokwskich lat? Czy mam krwią serca nakreślone głoski podpisać tylko: Józef Poniatowski - Króla czy stryja zostawić tu ślad... W namiocie świta - i słyszę wezwanie Że już mi pora za Ojczyzny próg! Żegnam Cie - Królu! ja o jedno proszę, Niechaj po śmierci, jako sztandar noszę Ten honor Polski, co mi zawierzył Bóg!... Artur Oppman |
Autor: | apacz [ 10 lut 2010, o 16:37 ] |
Tytuł: | Re: wiersze i pieśni |
post użytkownika Unclean podoba mi sie ten topic, jest taki... wzruszający. jako, że jestem przy lekturze to, choć to nie ta rewolucja to pozwolę sobie przytoczyć piosenkę Gavroche'a z Nędzników, bo mi sie podoba Tam ta ram! Zagraj bębnie, leć piosenko! Tam ta ram! Pif, paf, bum! tam, ta ram pam! Świeć jutrzenko! Przeciw królom świat knuje, Brońcie królów burżuje, Astmatyki w szlafmycach, Których berło zachwyca. Warczy bęben, co za raj! W to mi graj! Trzebaż króla u władzy, gdyśmy głodni i nadzy? "Tak"-odpowiesz, armato, "Nie"- odrzeknie bruk na to. Tam ta ram! Zagraj bębnie, leć piosenko! Tam ta ram! Pif, paf, bum! tam, ta ram pam! Świeć jutrzenko! Gałganiarzu, bierz proszę, Twe szpikulce i kosze. Nadziej króla na haczyk, Potem wszystkich bogaczy. Warczy bęben, co za raj! W to mi graj! Tronów chwieje się władza, Więc do kosza je wsadzaj, Od króla Dagoberta Do cesarza Goberta. Tam ta ram! Zagraj bębnie, leć piosenko! Tam ta ram! Pif, paf, bum! tam, ta ram pam! Świeć jutrzenko! PS. Pozdrowienia dla wszystkich rewolucjonistów |
Autor: | apacz [ 10 lut 2010, o 16:38 ] |
Tytuł: | Re: wiersze i pieśni |
post użytkownika Lannes Śmierć Fiszera Tym Fiszer przy Hetmanie, czym był czasem dawnym, Patrokl nieoceniony przy Achillu sławnym. Jemu zawsze naczelny Wódz swe myśli zwierzał, Czy cofał z ognia szyki, czy naprzód uderzał. Nie zostawił mu oyciec ze złota spuścizny, Tylko cnotę, uboztwo i miłość oyczyzny, Z temi ieszcze młodzianem poszedł w obce strony Gdzie Dąbrowski Sarmackie wsławiał legiiony. Tam to pod starym wodzem walcząc Rzymian wnuki, Nauczył się krwi kosztem trudnej Marsa sztuki. BITWA TARUTIŃSKA Na głos strzałów wnet wszystkie hukły bębny razem, Budzi się oboz, iękła ziemia pod żelazem. <Baczność! formuy plutony!> poszły wodzów słowa, I stanęła młódź w szyku, toczyć krew gotowa. Czernią się czoła kolumn wśród nocy posępney. Xiążę naczelny, przy nim Fiszer nie odstępny, Przebiega gdzie szeregi stal zabóycza ieży; Otacza go do koła kwiat polskyei młodzieży. Pyszni się pod nim rumak z żyzney Ukrainy, Zna że niesie Hetmana Sarmackiey krainy. Karność, uszanowanie wszystkim wargi ścina, A Poniatowski głosem lubionym zaczyna: <Mężowie, niech nas ciemność nocy nie zastrasza. <Walczmy bracia, Bóg widzi, dobra sprawa nasza. <Wnet ogień kartaczowy oświeci nam twarze, <Zaszczyt temu kto pierwszy ziomkom krew pokaże.> -<Żyi Polsko!> - krzykły męże, srogich spiżów strzały, Niosąc kule wrogów <Żyi> odpowiedziały. W tym słońce brzegiem gwiazdy wyszło z nocnej chmury, Nie chciało zda się spoyrzeć na widok ponury, Miliony stworzeń skrzydłem lekkim w Olimp wzbite, Przywitały niebianów światło złoto – lite, Lecz ono obłokami przyćmiło promienie, Nie wiedzieć iak płyną ludzkie krwi strumienie. Białość dnia pokazała szyki obustronne, Widać iak się spotkały szablą hufce konne, Jak strzelec rozsypani piekielnym zwyczaiem, Niosą śmierć poiedynczą wspierając się wzaiem. Idzie Rossyi młodzieńców w zastępach tysiące, Odpychają ich zewsząd harmaty ryczące. Rota pada rocie, płynie krew potokiem, Oni dla tego naprzód męzkim idą krokiem. Czekaią Laccy męże, trwoga im nie znana, Każdy tylko w skrytości błaga niebios Pana. <Boże niechay dziś umrę iak syn kraiu prawy, <Lecz wybaw od kalectwa więzów i niesławy.> Jaka cisza poprzedza, gdy wicher ponury Pędzi na Tatarów piorunowe chmury; Z tak okropnem milczeniem na krwawe spotkanie, Biegli tysiąc piorunów, stoi w mieyscu skała Tak oni uderzyli, tak polska młodź stała. A ich morze odbite o twarde nadbrzeża Cofa gniewliwe wały, i znowu uderza. Tak właśnie i Rossyiscy woiownicy śmiali, Już w walki uchodzili i znów uderzali. Złamać chcieli lecz próżno, za każdym napadem, Stały iak mur zastępy i parły kul gradem. Nie pierwsze to im boie, iuż znaią ich czyny, Wąwóz Maurów, szczyt Alpów, Możayska równiny, Białe orły na skałach maią gniazda wieczne, Tak i tam wierzchem szczytów lataią bezpiecznie. A Hetman Poniatowski gardząc śmierci grotem, Gdzie mu sława wskazuje, rozsądza ich lotem. Komu miła krew ciepła, ięk ludow, mord, boie, O! tamby iuż do woli sycił oczy swoie, Wszędzie stalą błyszczące, okiem niezmierzone, Spotykają się woyska w trzy hufy dzielone. Pierwszy boy wytrzymuje a gdy siły traci, Wnet przemienia go w ogniu drugi zastęp braci. On to domy rodaków zasłania w tey chwili, Nim ci krew utamuią co pierwey walczyli. Tu zdala nowe szyki, ciągną gdyby chmury, Milcząc przeciw nim spiże wstępuią na góry. Tu lotem wiatru z dźwiękiem muzyki marsowey Jezdna młodzież przebiega przez deszcz kartaczowy. Patrząc na mężów twarze pogodne i dzielne, Rozumiałbyś że biegą na gody weselne. Tam czeka na rozkazy zastęp nieruchomy, Zewsząd mu śmierć mordercze przesyłaią gromy, Jak tylko w zgubnych paszczach ogień się zaświeci, Mroz przechodzi szeregi nim kula doleci. Już idzie, słychać z dala iak wiatr przed nią ryczy, Patrzą męże, nayśmielszy spotkać iey nie życzy, Uderza w szyki, iękły, ona krwią się zlała, Obtarła się po piaskach i znów poleciała. Wpadła gdzie dwóch zastępach schodzi się piechota, Ryie ziemię, rwie roty, oręże druzgota, Woyska idą spokoynie; tylko słychać było: <Ognia batalionami!> I znów się ściszyło. Słuchay, śmierć niecierpliwa. O! matki, zadrżycie, Wyidzie słowo co wydrze tylu synom życie, Jeszcze cicho - <Zaczynay> głos się ozwał dziki, Huknął dym, świsnął ołów, krwią zlały się szyki. Nie ieden tam dla kraju niosąc lata młode, Ból ciężki, i niepamięć dostał za nagrodę. Lecz znaydzie on krew swoią, o! błogosławiona! Krew co za wolność lana, kroplami zliczopna. PRZEBICIE SIĘ OTOCZONEGO WOYSKIEM ROSSYISKIEM PUŁKU TRZECIEGO PIECHOTY POLSKIEJ Pasmo gór nie wysokie od rodaków dzieli, A przeyść nie mogą tak ich wrogowie ścisnęli. Z równin ich zaskoczyły Dońców hufce chyże, Z dolin uparte iegry, z gór śmierć niosą spiże, Walczą ściśnieni męże, w środku orzeł leci, Z znanym wrogom napisem< Polaków pułk trzeci> <Uderzmy tylko razem!> Lemański zawoła, <Nie raz oni przed nami, wtył zwracali czoła.> Na ten głos zwarli szyki i, krokiem rozpaczy, Lecą w ostrza pałaszów i ogień kartaczy, Gdzie jedni giną drudzy wstępują bez trwogi, Ale próżno, śmierć wszystkie zastąpiła drogi. Padaią ięcząc męże bez pomocy bratniey, Kilka ieszcze woła <Gdzież to męstwo wasze, <O! hańbo, nieprzyjaciel weźmie orły nasze, <Po lądach i po morzach bracia ie nosili, <A wy tak letko w iednej chcecie stracić chwili!> Tak on mężnych zachęcał pośród śmierci grotów, Spoyrzeli na chorągwie, każdy umrzeć gotów. Ale nieraz przed siłą męstwu uledz trzeba, I Mars by tam nie pomógł choćby zstąpił z Nieba. Tak szedł niszczący ogień. W tym razem o dziwy! Milkną spiże, ustanie kul świst przeraźliwy. Rozumiałbyś że Bóztwo walecznym przeiaźnie, Wytrąciło z rąk śmierci iey berło żelazne. Patrzą zdziwieni męże, a głuche milczenie Przerwało iękliwe konających tchnienie. W tym widzą rycerz iakiś z Rossyiskich szeregów Wybiega na rumaku podobnym do śniegów. Dźwięk go trąb poprzedza, a on pędem śmiałym, Po skrwawionej równinie biegł ku orłom białym. Wstrzymał się, gdy się zbliżył uczcił mieczem świętnym, I tak do Lackich mężów rzekł głosem szlachetnym: <Polacy! Próżny opór patrzcie z każdey strony <Stoi rossyiskich synów zastęp nie zliczony. <Chwila, a was niebędzie; lecz litość nas bierze <By z rąk naszych tak bitni ginęli rycerze. <Mężni mężnych szanuią, złożcie ostrze broni, <Wódz nasz przyrzekł że życie i własność ochroni,> -Będziem walczyć, rzekł Fiszer, przeydziem lub zginiemy, <Litości nie żądamy bo za kray walczemy. <A gdy niewolnikami mieć nas chcecie, <Zabierzcie wprzód nam życie, potem nas weźmiecie> <O dumo nieprzeparta!> - gniewny młodzian krzyknął, Trącił kolcem rumaka i iak wicher zniknął. Tymczasem rozerwane kartaczami szyki, Zamykaią z pośpiechem polskie woiowniki, I znowu postępują po Marsa przestrzeni, Czworobokiem bezpieczni, stalą naieżeni; I wrogi szyk skupiły, mieysce boiu daią, Ciężkiey iazdy natarciem roztrącić ich maią. Ciszą napełnia pola; - w tym wydano znaki, Męże kryci kirasem scisnęli rumaki, Wypadli iak iesienny szturm co dęby wali, - Drży ziemia, huczą trąby, błyszczą ostrza stali, Już są blisko, - iuż polscy zginiecie młodzianie, Wtym ognie śmierć niosące błysły w czworogranie. Warkły mordercze kule, i wnet w iedney chwili, Śmierć uśpiła rycerzów co tak straszni byli. Leci dym pod obłoki, a Polacy śmiele Depczą po martwych mężach z Fiszerem na czele. Z bagnetem nadstawionym, szli z trąb, bębnów grzmotem A słońce im promieniem przyświecało złotym. Tak gdy ciśnie pioruny z ognistego łona Przechodzi lasy burza wichrami niesiona, Próżno iey twarde dęby hardy szczyt naieżą, Albo schylić się muszą, lub strzaskane leżą. Już pierwszy szereg wbiegł na pagórków szczyty. Wtem zabiega znów drogę tłum wrogów niezbyty. Trzy kroć liczni a równie i zręczni i śmieli, Wnet śmiercią niedostępną z wszystkich stron sypnęli, Kula kulę goniła, grom po gromie błysnął; Widzi Xiążę naczelny, żal mu serce ścisnął, Tu na niego uderza wróg co chwila świeży, On chociaż ma w odwodzie dwa szyki rycerzy, Lecz wodz mądry, oszczędza, krwi ich nie używa. Nareszcie wyrzekł głosem, który ból przerywa: <Mężowie! Idźcie bronić, iuż półk trzeci ginie. > Ledwie wyrzekł, iuż oni biegną po równinie. Pierwszy co pod Ostrownem starych wodzów ił, Prowadził swe proporce młodzieniec Radziwiłł, A za nim jezdnych hufców naczelnicy śmieli Turno, Brzychwa, Umiński, jak piorun lecieli. Ostrzem mieczem rycerze tworzą sobie drogi, I wpadaią gdzie biią na Fiszera wrogi. Zasłoniło go piersią polskich mężów tyle; Lecz ktoż zakryie, śmierci gdy przylecą chwile? Stał w przedzie Wielożyński Litwin nie lękliwy, Uderza mu w prawicę cios gromu straszliwy, Trzęsły koście, szpik prysnął, młodzieniec się chyli, A śmierć skrzydlata tędy przeszła iuż w tey chwili. I wnet serce Fuszera co dla kraiu biło, Przeszywa przez sam środek szybkiey kuli siłą, Upada, nic nie mówi, krew się strasznie toczy, Anioł snem sprawiedzliwych zamyka mu oczy, Ah! Nie zasypiay wodzu! Wśród młodzi orężney, Idzie głos iękiem rwany:<Poległ Fiszer mężny!> - Zgubisz ich, powstań mężu, patrz iak te słowa, Niknie woyska Polskiego słąwna twarz Marsowa, I ci przed których wrogi nie raz drżeli bronią? Patrz iak mężni, dla ciebie nie męzkie łzy ronią. Ale ty iuż zasnąłeś, zasnąłeś, na wieki. Sto trąb marsa nuie spędzi Tobie snu z powieki, Już dusza Twoia przeszła gwiazdziste wierzchnice, Gdzie świat kończy a wieczność zaczyna granice. Nie widzisz iak pzrzyjaciel, iak nasz wodz naczelny, Płacze wsparty na mieczu gdzie Twoy trup śmiertelny. Polski Patroklu! Nie masz Ciebie pogrześć komu, Achilles Twoy niewrócił z krwawych walk do domu, Ale nie smuć się cieniu, kiedyś wnuki nasze Przyidą w mieysca gdzie przodków słynęły pałasze, Scisną przyiaznych wówczas pobratymców dłonie, I pomnikiem Twym wsłąwią Tarutyńskie błonie. Bo dzisieysi nie zwykli tego pomnieć długo, Kto rod nadstarczał cnotą, bogactwa zasługą. Antoni Górecki, Poezyie Litwina |
Autor: | apacz [ 10 lut 2010, o 16:48 ] |
Tytuł: | Re: wiersze i pieśni |
post użytkownika Eques Михаил Лермонтов БОРОДИНО - Скажи-ка, дядя, ведь не даром Москва, спаленная пожаром, Французу отдана? Ведь были ж схватки боевые, Да, говорят, еще какие! Недаром помнит вся Россия Про день Бородина! - Да, были люди в наше время, Не то, что нынешнее племя: Богатыри - не вы! Плохая им досталась доля: Немногие вернулись с поля... Не будь на то господня воля, Не отдали б Москвы! Мы долго молча отступали, Досадно было, боя ждали, Ворчали старики: "Что ж мы? на зимние квартиры? Не смеют, что ли, командиры Чужие изорвать мундиры О русские штыки?" И вот нашли большое поле: Есть разгуляться где на воле! Построили редут. У наших ушки на макушке! Чуть утро осветило пушки И леса синие верхушки - Французы тут как тут. Забил заряд я в пушку туго И думал: угощу я друга! Постой-ка, брат мусью! Что тут хитрить, пожалуй к бою; Уж мы пойдем ломить стеною, Уж постоим мы головою За родину свою! Два дня мы были в перестрелке. Что толку в этакой безделке? Мы ждали третий день. Повсюду стали слышны речи: "Пора добраться до картечи!" И вот на поле грозной сечи Ночная пала тень. Прилег вздремнуть я у лафета, И слышно было до рассвета, Как ликовал француз. Но тих был наш бивак открытый: Кто кивер чистил весь избитый, Кто штык точил, ворча сердито, Кусая длинный ус. И только небо засветилось, Все шумно вдруг зашевелилось, Сверкнул за строем строй. Полковник наш рожден был хватом: Слуга царю, отец солдатам... Да, жаль его: сражен булатом, Он спит в земле сырой. И молвил он, сверкнув очами: "Ребята! не Москва ль за нами? Умремте же под Москвой, Как наши братья умирали!" И умереть мы обещали, И клятву верности сдержали Мы в Бородинский бой. Ну ж был денек! Сквозь дым летучий Французы двинулись, как тучи, И всё на наш редут. Уланы с пестрыми значками, Драгуны с конскими хвостами, Все промелькнули перед нам, Все побывали тут. Вам не видать таких сражений!.. Носились знамена, как тени, В дыму огонь блестел, Звучал булат, картечь визжала, Рука бойцов колоть устала, И ядрам пролетать мешала Гора кровавых тел. Изведал враг в тот день немало, Что значит русский бой удалый, Наш рукопашный бой!.. Земля тряслась - как наши груди, Смешались в кучу кони, люди, И залпы тысячи орудий Слились в протяжный вой... Вот смерклось. Были все готовы Заутра бой затеять новый И до конца стоять... Вот затрещали барабаны - И отступили бусурманы. Тогда считать мы стали раны, Товарищей считать. Да, были люди в наше время, Могучее, лихое племя: Богатыри - не вы. Плохая им досталась доля: Немногие вернулись с поля. Когда б на то не божья воля, Не отдали б Москвы! 1837 Michał Lermontow BORODINO „Dziaduniu, powiedz, nie na próżno Moskwę oddaliśmy Francuzom, Puszczając miasto z dymem? Wszak były starcia zagorzałe, A powiadają, że niemałe! Nie próżno pomną w Rosji całej Bitwę pod Borodinem!" — Tak, byli niegdyś bohaterzy: Któż by się dzisiaj z nimi mierzył Jak oni w boju stanął! Niedobry los był ich udziałem: Z pola powrócił zastęp mały... Gdyby niebiosa tak nie chciały, Moskwy by nie oddano. Ależ był dzionek! W dymu chmurze Francuzi rwali niby burze, Lecz trwała wciąż reduta. Ułani z pstrymi proporcami, Dragoni w kaskach i z kitami Przelatywali przed oczami, Wszyscy walili tutaj. Walk takich oczy nie widziały!... Godła jak cienie wzlatywały, Dział błyski w dymu chmurach, Pałaszów szczęk i świst kartaczy, Grzązł bagnet, słabła dłoń rębaczy, A kulom kres w przelocie znaczy Krwawiących trupów góra. W walce wręcz kładąc się pokotem, Rosyjską mógł bojową cnotę Wróg poznać należycie!... Ziemia jak nasze piersi drżała, Bój skłębił konie, ludzkie ciała, Salwa tysiąca dział się zlała W jedno przeciągłe wycie... Zmierzchło się. Każdy był gotowy Nazajutrz bój rozpocząć nowy, Do końca trwać w szeregu... Wtem uderzono w tarabany — I odstąpili bisurmany. Jęliśmy wtedy liczyć rany, Przeliczać swych kolegów. Ależ był dzionek! W dymu chmurze Francuzi rwali niby burze, Lecz trwała wciąż reduta. Ułani z pstrymi proporcami, Dragoni w kaskach i z kitami Przelatywali przed oczami, Wszyscy walili tutaj. Walk takich oczy nie widziały!... Godła jak cienie wzlatywały, Dział błyski w dymu chmurach, Pałaszów szczęk i świst kartaczy, Grzązł bagnet, słabła dłoń rębaczy, A kulom kres w przelocie znaczy Krwawiących trupów góra. W walce wręcz kładąc się pokotem, Rosyjską mógł bojową cnotę Wróg poznać należycie!... Ziemia jak nasze piersi drżała, Bój skłębił konie, ludzkie ciała, Salwa tysiąca dział się zlała W jedno przeciągłe wycie... Zmierzchło się. Każdy był gotowy Nazajutrz bój rozpocząć nowy, Do końca trwać w szeregu... Wtem uderzono w tarabany — I odstąpili bisurmany. Jęliśmy wtedy liczyć rany, Przeliczać swych kolegów. Ależ był dzionek! W dymu chmurze Francuzi rwali niby burze, Lecz trwała wciąż reduta. Ułani z pstrymi proporcami, Dragoni w kaskach i z kitami Przelatywali przed oczami, Wszyscy walili tutaj. Walk takich oczy nie widziały!... Godła jak cienie wzlatywały, Dział błyski w dymu chmurach, Pałaszów szczęk i świst kartaczy, Grzązł bagnet, słabła dłoń rębaczy, A kulom kres w przelocie znaczy Krwawiących trupów góra. W walce wręcz kładąc się pokotem, Rosyjską mógł bojową cnotę Wróg poznać należycie!... Ziemia jak nasze piersi drżała, Bój skłębił konie, ludzkie ciała, Salwa tysiąca dział się zlała W jedno przeciągłe wycie... Zmierzchło się. Każdy był gotowy Nazajutrz bój rozpocząć nowy, Do końca trwać w szeregu... Wtem uderzono w tarabany — I odstąpili bisurmany. Jęliśmy wtedy liczyć rany, Przeliczać swych kolegów. Tak, byli niegdyś bohaterzy; Zuchy! Któż z nimi by się zmierzył, Jak oni w boju stanął? Niedobry los był ich udziałem: Z pola powrócił zastęp mały. Gdyby niebiosa nie zechciały, Moskwy by nie oddano. |
Autor: | apacz [ 10 lut 2010, o 19:05 ] |
Tytuł: | Re: wiersze i pieśni |
post użytkownika Eques Coś hołubiony przeze mnie temat poszedł w zapomnienie. Może fragment poematu Wieszcza? Noc była wietrzna, śnieżna, a wichry śpiewały W kominach swoje zwykłe płaczące chorały. Kobiety przy dwóch świecach w bawialnym pokoju Siedziały przy robótce, w zaniedbanym stroju, Same jedne - wizyt się w domu swoim żadnych Nie spodziewając dla mgieł i czasów szkaradnych, Gdy nagle przed oknami - jak świst, grzechot węży, Zaszumiał przeraźliwie straszny brzęk uprzęży, Straszny dla domu łoskot, z którym zwykle jadą Sanie ogromne, liczne - tak zwaną szlichtadą, Z napaścią, która domy półsenne odurza Jak napaść zbójców... Taka przyleciała burza Na dziedziniec. Zlękła się Telimena mocno, Spojrzawszy na szlafroczek i na odzież nocną, Spojrzała przez okiennic szpary, a śnieg złoty - Pełno kagańców; bieży, zrywa papiloty, W oczach widać, że straszne zobaczyła mary, Lecz niebrzydkie... Krzyknęła do Zosi: "Huzary!" I uciekła. Tymczasem wchodzi do pokoju Człowiek niewielki wzrostem, w podróżnego stroju; Sądziłbyś, że cywilny - gdyby nie miał szpady Pod pachą - dosyć piękny na twarzy i blady Mimo zimna. Twarz była jak marmur niezmienna, Owszem, rzekłbyś, że bielsza od mrozu, promienna, Jak miesiąc złota... Oddał lekki ukłon Zosi, Ona się zlękła, oczy spuszcza, nie podnosi, Nie śmie... stoi jak posąg, a w sobie rozważa, Czy ma uciec, czy zostać - poznała cesarza Napoleona... |
Autor: | apacz [ 10 lut 2010, o 19:07 ] |
Tytuł: | Re: wiersze i pieśni |
post użytkownika Castiglione Dostałem ostatnio kilka wierszy. Dość oryginalnych. Do tego następujący komentarz jurkorda: Cytuj: Załączam wybór trzech wierszy gen. Załuskiego - może Pan uzna za stosowane, zamieszczenie w temacie „Różne/Wiersze i pieśni”, któregoś z nich. Może i nie są one najwyższego lotu (na tle cytowanej na stronie poezji np. Lermontowa!), a Załuski raczej na pewno nie był „wieszczem”. Ale przecież mają one na pewno przynajmniej jeden walor – wyrażają autentyczne wrażenia i odczucia uczestnika zdarzeń epoki napoleońskiej. Mam nadzieję, iż spodoba się (a może nawet i Equesowi?), naprawdę niezły – moim skromnym zdaniem - wiersz A. Fredry, zadedykowany gen. Załuskiemu. Załączam także wiersz nieznanego autora „Witanie Napoleona w roku 1806” , umieszczony przez Załuskiego w jego zbiorku wierszy żołnierskich. Jestem bowiem przekonany, iż jego przesłanie „…Niech czczą późne pokolenia - Wielkiego Napoleona !” jakże wspaniale jest realizowane – nawet po blisko 200 latach - na stronach serwisu Pana pomysłu i realizacji. A oto i obiecane wiersze: Do jenerała Józefa Załuskiego mojego towarzysza broni Aleksander Fredro Nad grobem braci, przyjaciół, kolegów, Męztwa i sławy zawiesiłeś wianek, Przed nim uklękną ostatki szeregów, W nim, dla nich życia zawoni * poranek. Jak głos, rzucony w bezludne zwaliska, Wraca samotny, obiegłszy dokoła, Tak, kiedy serce kolegów zawoła, Pamięć już tylko powtarza nazwiska. Już za granicą wspomnieć i pamiątek Co raz nam ciszej, co raz puściej w życiu, Gdzieniegdzie tylko, jak kłos w gradobiciu, Z proporcem w ręku stoi jeszcze szczątek. Lecz w kłosie ziarno – nie może pójść marnie; Padnie powoli na ojczystą ziemię – A w Bogu wiara; i w ziemi i w ziarnie, Polskich ułanów nie zaginie plemię…. Lwów dnia 12 czerwca 1857 roku. * tak w zbiorku wierszy J. Z.: zawoni – zapachnie; w innym opracowaniu - „zadzwoni” (?) – [p. m. JK] ------------------------------------- Marsz dla Polaków powracających z Hiszpanii w 1812 roku* kapitana Załuskiego Żołnierze Napoleona, Polskich ojców, polskie syny, Pójdźmy z ojczyzny łona Zbierać zwycięzkie** wawrzyny ! *** Czujmy wielkość przeznaczenia, Jakie nam wielkość zesłało, A pewni zwycięstwa Polacy Walczyć za nią idźmy śmiało ! Szczęśliwy ! kto śmiercią chwały Legł, gdzie Tag lub Dunaj płyną, Szczęśliwszemu nieba dały Poledz na Dnieprem, lub Dźwiną ! Dniu radośny** ! dniu szczęśliwy ! Gdy utęsknione źrenice Ujrzą pierwsze polskie niwy, I święte kraju granice !.... Witaj ! o ziemi ulubiona, Serc naszych przedmiocie drogi ! Witajcie ! polskie znamiona I ojcowskich domów progi ! Przyjmijcie nas, siostry ! matki ! Przyjmijcie bracia życzliwi !... Weselcie się młode dziatki…! Błogosławcie nas sędziwi !... A wy towarzysze broni, Sławni krajowym orężem ! Dajcie rękę naszej dłoni, Pójdziem** razem i zwyciężym** ! Jedni zagrzani zapałem, Jednym podźwignieni** losem, Jedno duszą, jedno ciałem, Wykrzyknijmy jednym głosem: Żołnierze Napoleona, Polskich ojców, polskie syny, Pójdźmy z ojczyzny łona Wygnać hydne** Moskwiciny** !! * przypis J.Z.: nuta znanego marszu żołnierskiego ** tak w oryginale *** ostanie dwa wersy każdej zwrotki - bis ------------------------------------- Śpiew żołnierski dla gwardyi Napoleona w biwaku pod Brywieską roku 1808 porucznika Załuskiego* (obejmujący szczegóły, jak się ten pułk formował) Bodaj Bóg dzień błogosławił, W którym żołnierzem zostałem ! U pułkownikam się stawił I w kontrol się zapisałem. Pamiętam tego wieczora, Z kamratami na teatrze, Głośniej już wołałem; fora ! I śmielej po lożach patrzę. Po balecie do Szyllera Nowych kolegów prosiłem, Dobrze mi szła karyera… Razem się z nimi upiłem. Nazajutrz, o siódmej z rana, Na apel do koszar spieszę… Witam, w myśli kapitana, I już się awansem cieszę… Fraczek miałem granatowy, U butów sztylpy angielskie, Zdejmując kapelusz z głowy, Witam grono przyjacielskie. W tem, wachmistrz z boki nadchodzi, I „co ja za jeden ?” pyta… - Dowiesz się waćpan dobrodziej, Niech Pan te kartkę przeczyta ! „Czemuś waćpan nie ubrany ? Czy się tam chcesz ekwipować ? Jużeś w kontrol zapisany, Potrzeba służby pilnować.” zdziwił mnie ton jegomości… Coś mu odpowiedzieć chciałem, On odszedł – a ja ze złości Ledwie, że nie oniemiałem ! Jeszcze stałem odurzony, Kiedy trębacz apel głosi, Wachmistrz krzyczy najeżony, Każdy fuka, nikt nie prosi… Stoi pierwsza, stoi druga, A ja, o nie wielki dystans… Kiedy każdy na mnie mruga, Stoję sobie en subsistans. Dopierom poznał żołnierkę, Gdy po tej ceremonii, Wziąwszy szpencer, furażerkę, Poszedłem do kompanii. Zaraz…kolegów gromada, Obstąpiwszy mnie łaskawie, „Czy drwi ze mnie ? czy mi rada ?” Myślę – poznam to na kawie. Jako chłopiec, co żyć umie, Nie bacząc, czy starczą grosze ? Wesoły w kolegów tłumie, Po kawie na obiad proszę. Obiad jemy Rozengarta, A po nim lody Lesslowskie… Wypadła nam z głowy warta, A z nią koszary mirowskie. Trwał ten bankiet dzień cały, Rozstajem się po północy… Dryndułki się rozjechały… Nie sposób stać o swej mocy. Próżno do dom iść próbuje… Przespałem się na kanapie… Trębacz apel wytrąbuje, A ja sobie jeszcze chrapie… Sen był tak smaczny i długi, Żem nie wstał, jak koło trzeciej… A tak już na apel drugi Pan gardzista co tchu leci… Miałem się tam po co spieszyć…! Przez prędkość …żem kozę kupił… Lecz mnie to może pocieszyć, Żem się w niej drugi raz upił. Bracia ! koza was nauczy; Nie znać biedy, ni frasunku; Mnie kiedy bieda dokuczy… Natychmiast ją topię w trunku !. Czy dyżury, czy szyldwachy, Odbywać mi przychodziło, Nigdym nie wypuszczał flachy, Wino me rany goiło. Teraz, czy to na wedecie Stać przyjdzie, czy spać na słocie, Jam wesół i śpiewam przecie, Tylko flaszka jest w robocie. Bodaj Bóg dzień błogosławił, W którym żołnierzem zostałem ! U pułkownikam się stawił I w kontrol się zapisałem. * Nuta była porucznika Aleksandra Brockiego – przyp. JZ -------------------------------------- Marsz dla pułku gwardyi w roku 1807 przez porucznika Załuskiego (nuta była porucznika Brockiego) Zajaśniał dzień pożądany ! Znak marszu trąba wydała: Niech żyje Cesarz Kochany! Niech go wielbi ziemia cała!..* Gdy Polak, krusząc swe peta, Wzywał swych braci do pracy, Każdemu śmierć była święta, Wszyscyśmy byli Polacy! Teraz, gdy wolność szczęśliwa, Znowu Polsce przywrócona, Wdzięczna Ojczyzna nas wzywa, Walczyć za Napoleona. Ciągnąc przez nowe krainy.. Męstwo naszym hasłem będzie, Niech znają obcych ziem syny, Że Polak Polakiem wszędzie ! Uczestnicy wspólnej pracy, Pod jednym żyjąc rozkazem, Wszyscy bracia, bo Polacy, Kochajmy się wszyscy razem ! Wodzu, od wszystkich kochany ! Co idziesz przód krwawym śladem, Tyś nam od Zbawcy nadany… Za twoim pójdziem przykładem. * ostanie dwa wersy każdej zwrotki – bis --------------------------------------- Witanie Napoleona w roku 1806 (nieznanego autora) * Co za opatrzność za nami ! Ojczyzna ma być dźwigniona. Witajmy czułości łzami Wielkiego Napoleona ! Dni szczęśliwe odtąd liczym… Jak Stworzyciela rzekł słowy: „Lat dwanaście byłaś niczem: Polsko ! nadam ci byt nowy ! Już w brzegach Warty i Wisły Tak Bóstwo, pełne dobroci, Co się nędznym opiekuje, Dumę najeźdźców ukróci, I więzy nasze rozkuje. Złóżmy mu wdzięczności pienia, Niech żyje Polski obrona ! Niech czczą późne pokolenia Wielkiego Napoleona ! Błysnął miecz Jego zwycięski, Zjednoczmy nasze umysły, Pamiętni na dawne klęski. * utwór nieznanego autora Józef Załuski zamieścił w zbiorku swoich poezji. (jurkord) |
Autor: | apacz [ 10 lut 2010, o 19:16 ] |
Tytuł: | Re: wiersze i pieśni |
post użytkownika jacek pieśń ujdzie cało: (...)Aż się rozległ krzyk od granic „Austryacy! Austryjacy!” Pod Warszawę idą Niemce Z wielką butą i paradą, Idą Niemce, cudzoziemce, I huzary cwałem jadą! A w Warszawie na ulicach Tłum się kłębi, tłum się burzy, Płomień w sercach i w źrenicach Wróży wojnę, tryumf wróży. Błysły barwne chorągiewki, Kapeliści grzmią na przedzie, Słychać śmiechy, słychać śpiewki, Książe jedzie! Książę jedzie. A wódź dzielny konia wspina, Wznosi rękę do ułanki, Jakby, idąc w bój Raszyna, Żegnał wszystkie Warszawianki Pod Raszynem huczą działa, Grzmią salwami karabiny; Krwawe słońce w górze pała, I krew płynie przez równiny Padł Godebski z bronią w ręku, żołnierz dziarski, śpiewak szczery, Pośród brzęku, pośród szczęku, Niosą wodza grenadyery. Wróg się trzyma i naciera I zwycięstwa gnie się szala... Bohatera! bohatera! Który łamie i obala! Książę Józef wznosi skronie Skoczył z konia „lec mój ptaku” I karabin chwyta w dłonie, i prowadzi do ataku! Gaśnie słońce całe w złocie, Gaśnie w Wiśle u Warszawy, Wraca wojsko po robocie Po zwycięskiej kołbie krwawej. Rzną mazura kapeliści, Wtórzy pieśnią tłum radosny, Coraz mocniej i ogniściej Bije w sercach odzew wiosny. A zwycięzca do ułanki Znowu sięga ręka białą I pozdrawia warszawianki I Warszawę wita całą. A dziewice wraz z niewiastą Wyciągają białe szyje I wołają aż drży miasto „Książę Józef niechaj żyje!” Pod Raszynem (1809) Pod Raszynem, pod Warszawą, Idą nasi w bitwę krwawą,* Osiem tylko ich tysięcy, A czterykroć wroga więcej. Na koniku siwym jedzie I ułanów swoich wiedzie Dzielny, mężny i bez troski Książę Józef Poniatowski. Pod Raszynem grają działa, Idzie w ogień wiara śmiała Od poranka aż do zmroku. Aż złamała ich ta siła, Co, jak chmura świat nakryła. Brakło naszych - dwóch tysięcy Lecz wróg stracił trzykroć więcej. Tam Godebski Cyprjan zginął, który w legjach włoskich słynął, Sławny pieśniarz, rycerz śmiały, Poległ w boju pełnym chwały. *z Austryakami Pole Raszyńskie Noc cicha - wonny wietrzyk powiewa przez błonie, Na wodnej łące rżają popętane konie, Smutno szumią nad zdrojem gałązki olszyny, Potok ucieka płacząc na zastępne trzciny. Głuche pole, przy koniach tylko pastuch czasem Brzmiący rozgłos sosnowym puści z bicza lasem; Księżyc, którego chmurka igrając omija, Gdzieniegdzie złote strzały w strumyku odbija. Księżycu! stróżu Boga po nieba sklepieniu! Nie tak się przeglądałeś niegdyś w tym strumieniu; Dym wojny cię ogarnął, a grzmotne wystrzały Echa sczernionych gajów stronom podawały. Kmiotki ojczystych w ogniu odbiegali chatek, W lochach dzieci do drżących tuliły się matek, Łoskot bębnów, huk strzelby, głos trąby chrapliwy, Tętent koni, jęk rannych słyszały te niwy. Gdzie się krew rumieniła, teraz błyszczy rosa; Wonną trawkę na siano pościnała kosa; Dziś wołków tylko widać wytłoczone stopy Po miedzach, które wiodły do stodoły snopy. Tam zielone mogiły nad pola się wzniosły, Na nich smutno wiatr świszcząc chwieje chwast wyniosły; Konik polny , z sieczonej łąki wypłoszony, Śpiewa swoje wygnanie żałosnymi tony. Ach! cóż mi widzieć smutne przypomnienie daje? Tu się duchy rycerzów przechodzą przez gaje, Przez kłosiste zagony sień za cieniem goni, Tam trup leży, tu błyska miecz w żylastej dłoni. A tam, gdzie znad ponika z olszowego brzega, Brzęczący głos słowika w pole się rozlega, Czyj to cień? - to Godebski przechodzi się smutnie; Nad stosami rynsztunków wiatry wieją w lutnie. O cienia braci moich! pókiż po tej ziemi Błąkać się zamyślacie z rany nie oschłemi? Po grobie matki w krwawej przechodząc się szacie, O waszych ran owoce na braci wołacie. „Rakus od Gallów trzykroć ukorzony Zazdrościł Polskim Orlętom kącika Budzi wulkany, w cudzem roi plony I pod Warszawę z czernią się pomyka Źle wróżąc mnoftwo Czarnych Orłów wrzasło: Tyś śmiało natarł pod Białego znakiem; W Twej Duszy zawsze boskie tkwiło hasło: „Miłość Oyczyzny jest naylepszym ptakiem”. Z Twoich i Sasów garftką pod Raszynem Łamiesz się z pięćkroć mocniejszym od Ciebie Zabiegasz klęsce i radą i czynem. Dziwi się Olbrzym, żeś równym w potrzebie Zmuszony Niemców puścić do Stolicy Umiesz roztropną spętać ich umową. Tam drżeli w trwogach pyszni napawtnicy, Zkąd po miesiącu mieli wyśdź niezdrowo.” (...)Książę wspiął konia...trąbka tęskno dzwoni: Gra na waletę towarzyszom broni Z pod Lipska, Moskwy, Raszyna, Zieleniec, Piosnkę podzwonny uplata im wieniec. Aż znowu nuta zadźwięczała krótka Jak do ataku - ułańska pobudka Na koń! Broń w dłoń! Na koń! ...A dziad wzniósł głowę, Gdzie od szabli blizna I wyrzekł twardo: - Honor i Ojczyzna! (...)A na placu szał szczęścia. Przed posągu spiżem Chyli się las chorągwi, zdobnych męstwa krzyżem, Zbroczone krwią, ubrane w nieśmiertelną chwałę, Zniżają po raz pierwszy swoje orły białe. (...) Grom! Z saskiego ogrodu huknął strzał armatni To Zieleńce! Strzał: Raszyn! trzeci: to ostatni Z pod Lipska odzew księcia! Czwarty: Listopada Rewolucja!...Strzał: Grochów! Strzał: to naga szpada Sowińskiego na Woli! ...I znowu grom Powstanie! I burza: grom po gromie wali: Zmartwychwstanie! Stulecie kipi ogniem, jak płomieni strefa- A nad całem stuleciem Duch Księcia Józefa. Wszystkie słowa podniosłe, któreś znał ze szkoły, Muzyka starych pieśni, wolności anioły, Książę Józef na koniu, wiszący nad biurkiem, I młodzieniec z Grottgera, co żegna swą miłą, Pocztówka z białym Orłem - wszystko to ożyło! I oto między nimi jako brylant krwawy Świeci mur zburzonego katedry ołtarza, Leży kamień zwyczajny z ulicy Warszawy, Stara chustka służącej, czapka gazeciarza. Wśród stalowych husarzy skrzydlatego szyku Widzisz pana niskiego w czarnym meloniku, A dalej, gdzie więzienia gruby mur i wieże, Generała Kleeberga podniesiona głowa, I słyszysz - (czyś mógł myśleć?) -równie piękne słowa Jak tamte, które kiedyś umilkły w Elsterze. (...)Spalony zamek, wiele zburzonych kościołów, Trąd pocisków na murach, wygryzione wrzody. Stolica gruzów - cmentarz śmiertelnych aniołów! parki nie dają cienia, ni Wisła ochłody, Lecz nad zgliszczami, zbrojną nieodmienną drogą, Co nową hetakombą zrobiła się żyzna Książę jedzie na koniu z przestrzeloną nogą I ponad trupy mówi: Honor i Ojczyzna! taka sobie kompilacja,pzdr |
Autor: | apacz [ 10 lut 2010, o 19:17 ] |
Tytuł: | Re: wiersze i pieśni |
post użytkownika scout Brawo, brawo, brawo. Oklaski konieczne, bo materiału moc. Zachęta więc - aby ... utworzyć spiewnik, z którego każdy mógłby skorzystać. Warto, warto, warto. (potem czyta sie, relacje z rekonstrukcji i wsrod komentarzy pojawia sie konstatacji iz oficer niezbyt biegle znal komendy w jezyku francuskim - nalezy wiec zadbac o dostepnosc gadzetow - tlumaczenie komend, spiewnik, i inne - bo to podniesie poziom zorganizowania polskich oddzialow, a wiec ich prezencje i ducha!) czolem! Scout |
Autor: | apacz [ 10 lut 2010, o 19:19 ] |
Tytuł: | Re: wiersze i pieśni |
post użytkownika Eques Jurdoku, nie uzurpuję sobie praw do ocenania poezji, gdyż nie jestem jej znawcą. A hrabiego Fredrę bardzo lubię, nie tylko za Zemstę, ale za najpiękniejszy opis Księcia, z jakim się zetknąłem. Mój ukochany poeta nie popełnił żadnego wiersza o epoce (jest tylko jedna uwaga o bitwie pod Lipskiem) więc jego tu nie zamieszczam... Jacku jeden z wykorzytsanych przez Ciebie fragmentów już tu zamieściłem Ale ładne, momentami wzruszające. A tu taki wierszyk, choc dotyczący czegos innego w smutny spsób kojarzy mi się ze Starą Gwardią: Karki cherlawe, serca szklane, Umysły - prawdę rzec - nietęgie, Słowem: lepieni na kolanie, Stawiani pod istnienia pręgierz Łapiemy się na chwyty tanie I, zanim ktoś po rozum sięgnie, Do słów tracimy zaufanie I wielka wściekłość w nas się lęgnie. Łapiemy się na chwyty tanie I, zanim ktoś po rozum sięgnie, Do słów tracimy zaufanie I wielka wściekłość w nas się lęgnie. Karki, jak dęby, serca - dzwony, W umysłach prawda, jak łza - czysta: Nie bacząc na rachunek słony Grzmimy, jak jeden wielki wystrzał. Szubrawcy drżą, padają trony, Jutrzenka nam się jawi mglista; Przed lustrem ćwiczy już ukłony Ten, który bunt nasz wykorzysta. Szubrawcy drżą, padają trony, Jutrzenka nam się jawi mglista; Przed lustrem ćwiczy już ukłony Ten, który bunt nasz wykorzysta. Próchnieją dęby, serca milkną, Zwątpieniem - prawdy łza mętnieje I już my - weterani tylko Nie pojmujący co się dzieje. Już nasze epopeje - chwilką, Najwyżej ktoś się z nich uśmieje, A - dzisiaj gorzką są pastylką, Snów naszych wymazuje rejestr. Już nasze epopeje - chwilką, Najwyżej ktoś się z nich uśmieje, A - dzisiaj gorzką są pastylką, Snów naszych wymazuje rejestr. Karków badyle i serc kiście, Zwiędłych umysłów byt roślinny - Zbieramy zawsze suche liście Z sadzonych z takim trudem winnic. Śmierci nie znamy osobiście - Jak dotąd - umierali inni... Jeśli to piekło jest, lub czyściec - Niebu nic nie jesteśmy winni. Śmierci nie znamy osobiście - Jak dotąd - umierali inni... Jeśli to piekło jest, lub czyściec - Niebu nic nie jesteśmy winni. J.K. |
Strona 3 z 10 | Strefa czasowa: UTC + 2 [ DST ] |
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group http://www.phpbb.com/ |