post użytkownika CastiglioneNie wiem, czy komuś chciało się poświęcić 20 minut i obejrzeć Łysiaka, ale co by nie powiedzieć o p. Waldku, to tak pięknie mówił o Cesarzu, że jego adwersarza najzwyczajniej zatkało. Zapomniał nawet zadawania pytań
Łysiak jest bałwochwalcą (sam to zresztą przyznaje), mnie osobiście dużo brakuje do takiego uwielbienia, czemu kiedyś starałem się dać wyraz w temacie 'Bonapartysta', co spotkało się chyba z niezrozumieniem kilku forumowiczów.
Cesarz nie jest przedmiotem kultu z mojej strony, to nawet nie jest moja ulubiona postać historyczna... Cenię go, podziwiam, ale i widzę uchybienia. Dlatego twierdzę, że z kultem nie ma to nic wspólnego.
Z drugiej strony podziwiam naszych rodaków z pierwszych lat niepodległości, że potrafili jego osobę otoczyć takim kultem. I właśnie tu jest problem. XIX i pocz. XX w. odznaczał się tym, że każda ważniejsza rocznica była obchodzona bardzo uroczyście. A to victoria wiedeńska, a to powstanie kościuszkowskie, a to 500 lecie Grunwaldu czy powstanie styczniowe. Do dziś można oglądać tablice pamiątkowe z tamtych lat dotyczące tych wydarzeń. W każdym niemal galicyjskim miasteczku, w każdym prawie kościele.
A w 1907 wydarzenia epoki napoleońskiej przeszły jakoś bez większego echa, tudzież w 1912. Ciekawe dlaczego? Dopiero 1921 r. to liczne obchody w całym kraju.
Cytuj:
Castiglione, mój post nie był uproszczeniem, czyli sprowadzeniem złożonego problemu do jednej płaszczyzny, lecz tylko wskazaniem na jeden z elementów większej całości...
Nie wiem, ja to odczytałem dosyć jednoznacznie. Dodatkowe wyjaśnienia w pełni mnie satysfakcjonują
:hahahaha:
Zresztą nawet w tym stwierdzeniu trochę racji miałeś, bo po śmierci Piłsudskiego, jakoś i etos napoleoński się skończył. Bo stosunki polsko-francuskie się wyraźnie ochłodziły? Pewnie tak. Choć trochę to dziwne, bo wcześniej nie było chyba oficera, który by się nie sfotografował pod pomnikiem Cesarza. Wręcz każdy uważał to w dobrym guście. A przecież władzę sprawowali wtedy przede wszystkim wojskowi.
Zaprawdę powiadam Wam, doceniam przemożny wpływ PRL-u na blatowanie legendy Cesarza i bohaterów jego epoki, ale...
jakoś wydaje mi się, że zaczęło się to w narodzie, gdy Francuzi w '39 ogłosili, że nie będą umierać za Gdańsk.
Cytuj:
Moim zdaniem musi także przeminąć pokolenie PRL-owskich nauczycieli
A teraz mnie się wydaje, że demonizujesz :ula: Bo w dużej mierze ono już przeminęło, choć pewnie nie całkiem. A i w tamtych czasach dało się trafić na kogoś przyzwoitego. Ja nawet miałem to szczęście
I nie wszędzie trafia się na "świeże absolwentki historii z UG", choć, przyznam, profesja się mocno sfeminizowała...