WPK napisał(a):
Post użytkownika gurt
"Polepszenie stanu dróg, a także dostatecznie sprawdzone wieści o marszu oddziałów francuskich w kierunku na Kłodzko nie zaskoczyły naszego dowództwa. Bylismy nadto uwiadomieni, że Francuzi idą kolumnami niezbyt licznymi, jakkkolwiek ubezpieczonymi przez kawalerię. Śmiały zamiar odcięcia Wrocławia, powzięty przez płk. Gotzena, miał być wykonany w ten sposób, że ja z moim pulkiem (3 dragonów), w ścisłej łączności z pułkiem von Schimmelfeniga (6 huzarów), wsparty jedną baterią art. konnej i dwoma batalionami strzelców pieszych pod dowództwem pułkownika von Launitz, miałem debuszować na dość szerokiej linii między Świdnicą a Kłodzkiem. Celem był nie tyle manewr zaczepny, co zamącenie przemarszu nadciągających pojedynczo i różnymi drogami kolumn marszowych francuskich oraz oslona kłodzkiego i świdnickiego garnizonów. Miałem powody przypuszczać, ze akcja nasza zostanie uwieńczona sukcesem, gdyż, jak nam doniesiono, w kierunku na południe od Legnicy maszerował większy, pozbawiony artylerii oddział kawaleryjski. 13 marca sygnalizowano jego obecność między Jaworem a Strzegomem, przy czym siłę oddziału obliczano najwyżej na jeden pułk jazdy. Postanowiłem skoncentrować nasze siły na przedpolu Świdnicy, gdzie także teren dawał nam szanse na uzyskanie z miejsca przewagi.
Zniszczenie lub - co najmniej odrzucenie z osi marszu takiego francuskiego oddziału miało dla nas duże znaczenie także pod względem moralnym. Bowiem v.Pless nie czuł się już najpewniej w Kłodzku, i inne nasze garnizony wśród niezbyt nam życzliwej ludności miejscowej (podkr. autora) goniły resztkami sił.
Ugrupowaliśmy się w ten sposób, że prawe skrzydło, bronione przez strzelców Launitza, wspierało się o brzeg Bystrzycy, gdy nasze oddziały kawaleryjskie, uszykowane w dwóch rzutach, tworzyły zasadzkę po dwóch stronach drogi pozostającej pod ostrzałem artyleryjskim. Pozycja strzelców została nieco umocniona, gdyż z niewiadomych powodów oddział nieprzyjacielski zatrzymał się na dłużej w miejscowości Buntelwitz pytajnik.gif, tak że jego straż przednią dojrzeliśmy przed naszymi stanowiskami dopiero 15 maja wczesnym rankiem. Nieprzyjaciel, jak gdyby doskonale zorientowany w naszym uszykowaniu, z miejsca rozwinął się do natarcia, ale nie na drodze, tylko po jej obydwu stronach. Szarża pierwszej fali (rzutu - przyp. autora) zepchnęła dwa moje szwadrony uformowane do walki pieszej na przedpolu pozycji strzelców i gdy w sukurs pełnym galopem rozwinął sie pułk v. Schimmelfeniga, nieprzyjaciel zawracając z szarży, wziął jego szwadrony w dwa ognie. Nieopisany zamęt uniemożliwił artylerzystom jak i strzelcom ogień - bali się aby nie porazić swoich. W tych warunakach starcie musiało się przekształcić w nieporządną szamotaninę, z której jedynym wyjściem było oderwanie się od nieprzyjaciela, ugrupowanie do nowego ataku i jego wykonanie w nowym szyku.
Odskok jednak nie okazał się łatwy, gdyz część spieszonych jeźdźców wroga otworzyła szybki ogień ,a druga, odciąwszy artylerzystom dostęp do zaprzęgów, raz po raz szarżowała ustępujące w osłonie tylnej szwadrony huzarskie. Gdy osiągnęliśmy przedmieścia Kłodzka, już całkowicie zdemoralizowani szeregowi myśleli tylko o ucieczce, a ich gonitwa przez ulice miasta wywołała paniczne porzucenie miasta przez garnizon i urzędy. Wszystkie drogi na zachód okazały sie tak zatłoczone, że o jakimkolwiek przegrupowaniu nie było mowy. Klęska tym dotkliwsza, że podjazdy nieprzyjacielskie ukazały się w mieście dopiero następnego dnia"
relacja płk von Irvinga pochodzi z dzieła z Otto Bleck - Der schleisische Kriegsschauplatz 1806-1807, Munchen 1913 a przytaczam ją za Lew Kaltenbergh - Za wolność naszą i waszą, MON, W-wa, 1968
Ta relacja jest bardzo myląca. Pułkownika Irvinga nie było wówczas na Śląsku, gdyż z większością regimentu znajdował się w niewoli francuskiej po kapitulacji 7 listopada 1806 r. w Ratekau. Najprawdopodobniej pomieszały mu się relacje, usłyszane od innych.
1. Oddział pruski majora Losthina do Strugi nie maszerował przez Świdnicę, tylko przez Strzegom - Dobromierz.
2. Prawe skrzydło nie mogło się opierać o Bystrzycę, ponieważ Bystrzyca nie przepływa przez "przedpola" Świdnicy, a przez środek miasta. Najprawdopodobnie to stwierdzenie dotyczy bitwy z 6 maja 1807 r. pod Kątami Wrocławskimi. OD wsi Strua do Bystrzycy jest najmniej 20 km.
3. Bunzelwitz to Bolesławice, wieś pomiędzy Strzegomiem a Świdnicą. Znana głównie z wielkiego obozu umocnionego armii pruskiej w sierpniu i wrześniu 1761 r.
4. Relacja o ucieczce do Kłodzka to w ogóle jakiś wymysł - ze Strugi do Kłodzka jest 70 km. Trudno mi sobie wyobrazić, że przez 70 km nikt nie ochłonął na tyle, żeby zwolnić. Tym bardziej, że ułani Prusaków nie gonili, tylko udali się z jeńcami do Wrocławia.
5. Tych pruskich pułków kawalerii za dużo nie było - wszystkiego jeden szwadron huzarów (Husaren Regiment von Anhalt - Koethen - Pless nr 6, często w literaturze jako Schimmelpfenig, szef do 25 stycznia 1807 r.; etat szwadronu 80 ludzi) i jeden szwadron dragonów (Dragoner Regiment von Irving No 3, etat 100) o niepełnych stanach, i niewielki oddziałek "ułanów" (Towarczys Regiment nr 9) - 20 do 30 ludzi.