W głosowaniu na napoelońską książkę roku przeczytałem taki wpis jednego z kolegów:
Cytuj:
Swoją drogą to dobry początek (mowa o komiksie. Somosierra 1808 - dod. mój) Może kiedyś doczekamy takich czasów, że będziemy czytać komiksy o bitwie pod Raszynem, o szlaku V-go Korpusu księcia Józefa w 1812, pod Lipskiem, San Domingo, Maida, Fuengirola itd.
Co prawda nie dożył żaden nasz major Faber du Faur albo Albrecht Adam (no, to były w sumie pierwsze reportaże z 1812), ale Pan Bóg może natchnąć inspiracją i innych artystów !!!
Moje włosy na głowie stanęły niemalże dęba. Wbrew opinii autora tych słów mam nadzieję, przypuszczalnie płonną, że wspomniane "dzieło" będzie wyjątkiem. Czemu/komu mają służyć owe produkty? Wychowaniu pokolenia, które bez pomocy smartfona albo Wikipedii nie potrafi podać bezbłędnie własnej daty urodzenia? (przesada zamierzona). Dla którego przeczytanie tekstu dłuższego niż trzy zdania są wysiłkiem przekraczającym jego intelektualne możliwości?
Czasy analfabetyzmu w Polsce już dość dawno minęły. Czyżbym się jednak mylił?