Nasza księgarnia

Żebrowska Monika (Zorrita), Książę Józef w kampanii 1792 roku

Posted in Monografie

 

I

Już w styczniu 1792 roku (prawdopodobnie, gdyż dokument ten nie jest opatrzony datą) Książę Józef Poniatowski złożył przed Komisją Wojskową Projekt względem uformowania korpusu odpornego i ogólnych onego potrzeb zawierający wytyczne ze szczegółowym wyjaśnieniem, dotyczące rozstawienia wojsk broniących granic oraz ich niekwestionowanych potrzeb. Zakończenie tego projektu było po prostu piękne:

...jak mi miło będzie nieść życie na ofiarę ojczyźnie i posłuszeństwu (w czym się zapewne ochraniać nie będę), tak jeżeli wyżej wyrażone punkta swojego nie pozyskają zaradzenia, nie wyrzekam się powrócić do dywizji, ale proszę, aby kto inny objął komendę, ponieważ ofiara życia każdego żołnierza jest obowiązkiem, ale honor i reputacja jest punkt, który się z życiem nie kończy.

 


Wojciech Kossak - Ks. Józef podczas manewrów pod Bracławiem


Część zaleceń od razu została wprowadzona w życie. Niedługo potem król mianował synowca naczelnym dowódcą. Często zarzuca się Księciu, że był zbyt młody i zbyt mało doświadczony, by prowadzić tę kampanię. Ci, którzy tak uważają, mają swoje racje, jednak nie do końca wygląda to tak, jak często bywa przedstawiane. We Wspomnieniach o wojnie 1792 roku napisał:

nas wezwano w tym celu, abyśmy wspólnie z radą i księciem wirtemberskim ułożyli plan kampanii. Śmiało mogę powiedzieć, że ja jeden tylko odważyłem się wtedy oświadczyć, iż nierozważnie jest z tak małymi siłami walkę rozpoczynać.

A więc mimo małego doświadczenia i młodego wieku, zdawał sobie sprawę z ryzyka, jakie niesie za sobą podjęcie tej nierównej kampanii. Pisze dalej:

Prosiłem króla, aby powierzył dowództwo jakiemu bieglejszemu ode mnie obcemu wodzowi. Dodałem, że chętnie pod nim służyć będę. Że ze środkami, jakie wtedy Polska miała, trudno jest przedsięwziąć szczęśliwą i chwalebną dla wodza wyprawę.

A więc nie tylko wszechobecna i naturalna u Księcia skromność, ale również zdrowy rozsądek przemawiał przez niego. Jednak jak zwykle król myślał inaczej:

Król mi odpowiedział, że nie należy zrażać się szczupłością sił, że będąc Polakiem powinienem bronić ojczyzny, słowem rozkazał mi być posłusznym. Rozkaz więc mając na głównym względzie, przestałem już myśleć o sił słabości. Czyniły niejaką nadzieję projekta i plany(...) których ja w części miałem przyspieszyć wykonanie. I tak umówiliśmy się wspólnie, że (...) nie będziemy się trudzić obroną granic szczegółową, niepodobną do wykonania, lecz obowiązkiem naszym będzie rozrzucone siły zebrać w punkcie najdogodniejszym. Ja postanowiłem najrychlej postarać się o jakie warowne stanowisko dla zabezpieczenia magazynów i depozytów oraz w ciągłym zostawać związku z wojskiem litewskim w celu wspólnego z nim zasłaniania Warszawy.(...)
Zapewniono mnie na koniec, iż skoro się tylko kroki nieprzyjacielskie rozpoczną, 30 000 Prusaków przybędzie nam na pomoc wskutek zawartego z tym mocarstwem przymierza.

Książę Józef PoniatowskiTak więc wyruszając na wojnę Książę miał słuszne podstawy, by liczyć na wsparcie. Jednak 14 maja ogłoszona została konfederacja targowicka, cztery dni później armia rosyjska ruszyła na Polskę i zaczął się bałagan. Kutuzow kierował się z Podola na północ, by przeciąć polskiemu korpusowi połączenie z Warszawą. Cztery korpusy rosyjskie miały przeważającą siłę liczebną, były lepiej wyposażone i zaopatrzone. W tym wypadku Książę mógł jedynie podkreślać w raportach tragiczną sytuację w swojej armii i staczając drobne potyczki, cofać się pod naporem wroga. Problemy miał również z karnością młodych żołnierzy co zmusiło go do wydania kilku wyroków. Jednocześnie troszczył się o wojsko do tego stopnia, że z wystosowanym do gen. Kachowskiego liście przesłał 500 czerwonych złotych,

ażeby ten żołnierz, który podług praw wojennych w nieszczęściu nawet szanowany być powinien, nie umierał z nędzy dlatego, że swemu powołaniu zadość czynił (...) aby to oficerom i żołnierzom naszym na życie i opatrzenie chorych służyło.

Najlepszy był ten tekst:

ile że milej jest bić się tam, gdzie z obu stron szacunek.

Tak tylko mógł Książę napisać... Wkrótce dotarło do niego polecenie hetmana polnego Rzewuskiego, by dołączył do konfederacji. No i troszkę się Książę wtedy zdenerwował...

Odebrałem pismo (...) nad którym długo myślałem, co ono ma znaczyć i czyli mam na nie odpowiedzieć. [Do jakiej ostateczności musiał być już doprowadzony!] Lecz człowiek poczciwy nie ukrywa swych myśli - wzgarda dla podłych jest jego prawidłem! (...) jako żołnierz przysięgły, honor kochający i powinności swojej zadość czyniący nie znam innej władzy jak władzę, którą naród cały ustanowił (...) żadnego innego obowiązku jak żyć z ukochaną ojczyzną lub za nią umierać.

I tu bardzo ważne:

Jako obywatel nie mogę słuchać rady WPana, która pod pozorem wolności, upstrzona licznymi bajkami, wsparta jest obcą przemocą! Ci, którzy śmieli dla ich dumy i własnej miłości zaprzedać krew współziomków swoich, są ohydą narodu i zdrajcami ojczyzny! To są moje sentymenta i wszystkich podkomendnych moich, zacząwszy od prostego żołnierza.

Tymczasem wyczekiwana pomoc nie nadchodziła. Sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna. Otoczony zewsząd przez zdradę, osamotniony Książę pozostał z czwartą częścią sił.


Bronisław Gembarzewski - Ks. Józef ze sztabem i Kościuszko podczas kampanii 1792 r.

 

II

Profesor A. M. Skałkowski:

Opóźnienie zaś odwrotu aż do 17 czerwca spowodowało zapewne nie tyle lekceważenie czy zapoznanie niebezpieczeństwa, ile duma księcia Józefa. Nie chciał, aby zdawało się, że ucieka. I ta duma lepszym mu była doradcą niż nie dające się zastosować formułki sztuki wojennej, które wszak z góry skazały go w tym nierównym boju na niepowodzenia i klęski.

Gdy stanął w Szepietówce, w oddalonych o pięć kilometrów Zieleńcach pojawiło się wojsko rosyjskie pod wodzą generała Markowa. Doszło do bitwy, która okazała się pierwszą w życiu Księcia, którą dowodził i którą zwyciężył (Król pisał w liście do niego 22 czerwca: "Od króla Jana pierwsza to batalia wygrana przez samych Polaków." ). W krytycznej chwili, gdy zachwiał się batalion imienia Potockich, sam poprowadził go w ogień. Przed bitwą cały czas dodawał otuchy żołnierzom i dbał o to, by poczuli, że nie są sami. Wydaje mi się, że wtedy było to bardzo ważne dla nich. Wzbudzenie ducha walki jest istotne przed każdą bitwą. A tego Książę zawsze potrafił z łatwością dokonać. Bitwa została wygrana, ale kolumna Markowa nie została do końca rozbita. I tutaj Książę popełnił błąd (choć miał na to poważne usprawiedliwienie), który prześladował go całe życie i o którym nie zapomniał. Sam mawiał: "Zieleniec sobie nigdy nie daruję!", jednak we Wspomnieniach... napisał:

Pomimo omyłek, które w tej bitwie popełniono, Rosjanie byliby zniesieni, straciliby amunicję i bagaże, gdybym się był tylko oddał zapędowi wojennemu. Lecz musiałem mieć baczne oko obroty innych kolumn nieprzyjacielskich, które właśnie wtedy usiłowały mnie okrążyć (...) Niestety, choć zwycięzca, z boleścią spostrzegłem, że bitwa wygrana zostawiła mnie tylko po 12 wystrzałów armatnich, a w magazynach znalazłem tylko na dwa dni żywności.

Bitwa okazała się jednak nieistotną i jedynie opóźniła marsz Kachowskiego na Warszawę. Po walce Książę chwalił tych, którzy wsławili się męstwem, wymieniając ich nazwiska i ganiąc tych, "którzy wstydem i hańbą okryci zostali". Przy tym wykonał zręczny manewr świadczący o jego delikatności jako Wodza, mówiąc:

może niedostrzeżeni poprawią się, gdy strach wstydu może przemoże strach kuli,

dzięki czemu grał na ich - jeśli nie honorze - to przynajmniej na ambicji. Jednocześnie cały czas raportował o tragicznym stanie lazaretów oraz zabiegał o fundusze dla wojska. Gdy w kilku oddziałach bez powodu pojawił się popłoch, podczas którego wielu żołnierzy uciekło, Książę niezwłocznie zareagował:

...Takie fałszywe alarmy, jakie się dziś stały, które zgorszeniem są całego wojska, przeciwne charakterowi jego, będą odtąd śmiercią karane. (...) Tchórzostwo jak najmocniej ukarane będzie, gdyż nie zgadza się z charakterem żołnierza. Feldwach, posterunek, podjazd, brygada, regiment, pułk, który bez rozkazu, bez odporu, bez rannego lub zabitego z placu umknie, będzie decymowany, oficerowie ze wstydem oddaleni, infamią lub śmiercią ukarani podług okoliczności. (...) Zalecam najmocniej, aby słowo postrach z naszego wojska wykorzenione było (...) Żołnierz każdy sobie rówien, ma ręce, ma broń do szkodzenia nieprzyjacielowi lub bronienia siebie samego, serce go tylko różni i zaufanie w komendanta; jeżeli tego nie ma, to znać, że komendant nie jest wart nimi komenderować, więc tedy pryśnienie korpusu jest winą oficerów, którzy za to ukarani będą...

(Miał wtedy 29 lat...) Rozkazy nie ograniczały się tylko do strofowania, ale obejmowały nawet takie sprawy, jak oporządzeniu żołnierza - mundur, ekwipunek, włosy, podwody oficerskie etc. Tymczasem kurierzy: Księcia do króla z pismem informującym o zwycięskiej bitwie i króla do Księcia z rozkazem zawarcia pokoju z Kachowskim, minęli się w drodze. Książę nie chciał rezygnować z walki, do końca domagał się uzupełnienia zapasów wojska, przesłania amunicji, żywności, jednak król myślał wtedy już tylko o przystąpieniu do Targowicy. Wtedy też ustanowił order Virtuti Militari, którego Książę nie zgodził się przyjąć jako pierwszy, tylko ze zwykłą sobie skromnością rozdzielił pomiędzy bardziej zasłużonych oficerów, podoficerów i żołnierzy.

III

W końcu, po wielu oporach Książę zdecydował się spełnić rozkaz króla. Jednak Kachowski stwierdził, że

nie ma upoważnienia do zawierania rozejmów i że przystąpić do konfederacji targowickiej (...) albo broń złożyć są jedynie sposoby, które zostają, by (...) dalsze krwi oszczędzić rozlewy.

Księciu nawet przez myśl nie przeszedł akces do Targowicy, uważając ten czyn za największą zdradę i hańbę. Przystąpił więc do organizowania obrony, choć okazywało się to raczej bezskuteczne. Tymczasem w Warszawie zaczęto zarzucać mu nieudolność i tchórzostwo, co doprowadziło do wysłania do obozu Księcia posła Linowskiego, o czym uprzedził synowca król. Książę odpisał:

Nie dostawało jeszcze krzywdzących mnie podejrzeń i ostrej krytyki względem sposobu mego postępowania, aby mi dać uczuć całą gorycz i okrucieństwo stanu mojego. Tak jest, Miłościwy Panie, rozpacz zajęła duszę moją... O Boże! Możnaż po ludzku oprzeć się obrotom nieprzyjaciela tak znacznie przewyższającej siły?... Niech ci waleczni i odważni ichmościowie przyjdą tu sami komenderować, będę z chęcią służył pod nimi za prostego żołnierza, a wtedy sami uznają, czy bojaźń mną rządzi, czy zaś roztropność miarkuje kroki moje (...) Jeśli źle jestem radzony, trzeba mi odebrać komendę, bo sam sobie radzę. Jeśli niesprawiedliwie moją w kim pokładam ufność, nie wiem, co już mam czynić, bo się i ta nie rozciąga daleko. Bóg jest spraw moich świadkiem, a sumienie sędzią.

W liście tym dostrzegamy pełną rozpaczy bezsilność, a jednocześnie niezachwianą determinację i pewność racji swego postępowania. Po Linowskim kolejną bezużyteczną, nie wnoszącą niczego kontrolę przeprowadził poseł Łubieński. Wizyty te irytowały Księcia, gdyż wiedział, że nie zaradzą one beznadziejnej sytuacji w wojsku i nic z nich nie wyniknie. Toteż z pewną ironią przyjął Łubieńskiego, o czym ten napisał:

Przyprowadzili mnie do księcia, który leżał na stole wielkim, fajkę palił i przypatrywał się, jak w drugiej połowie izby w karty grali. Przywitał mnie: "Jak się ma pan sieradzki? Ale, ale, miałem powiedzieć Jaśnie Wielmożny Komisarz sejmowy. To my tedy jesteśmy wszyscy pod Twoją komendą - Na te słowa skoczył ze stołu - Co pan komisarz każe? (...) wybierzcie konia spokojnego z pewnymi nogami, bo lubo pan sieradzki jest rotmistrzem, ale dawniej dyplomatą, to mu szalonego konia nie potrzeba dawać."

Do jakiej ostateczności musiał być już doprowadzony, by w taki sposób przyjąć posła. Tracił już cierpliwość do opieszałości króla, który tylko potrafił przesyłać listy, w jego mniemaniu podnoszące na duchu i pocieszające ("wszystkie kobiety żywo przemawiają w Twojej obronie"). W tej sytuacji Książę niezmordowanie dalej raportował o tragicznej sytuacji w wojsku i sposobach jej zaradzeniu, jednak nie doczekał się reakcji. Pozbawiony amunicji, żywności oraz pomocy stanął pod Dubienką. Tam przejął dowodzenie nad zupełnie niekarną dywizją Lubomirskiego. Doprowadzony do ostateczności przez jednego z żołnierzy, który powiedział, że "w ogień nie pójdą", przeszył go pałaszem. Nie mógł się pogodzić z takim brakiem dyscypliny, a w połączeniu z piętrzącymi się problemami, które nie pozwalały mu należycie prowadzić działań wojennych, po prostu tracił cierpliwość. Pojawiali się kolejni posłowie, którzy tylko drażnili swoją obecnością, a Książę zaczął szukać innego rozwiązania. W jednym z rozkazów napisał:

Gdy trudne jest opatrzenie kawalerii w siano, przeto każdy korpus starać się miał kupić lub pożyczyć kosy dla zrobienia onego na swoją potrzebę.

W końcu, zdeterminowany napisał do króla:

Mam mocne postanowienie zostać tu i czekać Rosjan w tej pozycji. Na każdy krok w tył serce mi pęka, a Bóg wie, że to nie przewidzenie moje.

Jednocześnie miał wielki żal do stryja za jego postawę podczas tej wojny, za jego bierność, wręcz tchórzliwą obojętność i ewidentną uległość wobec Rosji. 14 lipca napisał:

Gdybyś Wasza Królewska Mość na początku tej kampanii - ponieważ ona nie była przewidziana wojskowo - był poruszył kraj cały, siadając na koń ze szlachtą, uzbrajając miasta i dając wolność chłopom, albo byśmy byli zginęli z honorem, albo Polska by się była utrzymała mocarstwem. Teraz nie wiem, co nastąpi, ale wszystko, co przewiduję, jest złowrogie.

Te słynne słowa głosiły idee, które wykorzystał 2 lata później Kościuszko, a w 15 - Napoleon dyktując konstytucję Księstwa Warszawskiego. Stanisław Szenic napisał o zachowaniu Księcia podczas tej kampanii:

Książę Józef, dowodząc armią pozbawioną ekwipunku i żywności, rozprzężoną wewnętrznymi intrygami i niesubordynacją okazywaną przez starszych od niego generałów, zmuszony był niejednokrotnie do podejmowania błyskawicznych, odpowiedzialnych decyzji. (...) Wśród trudów tej krótkiej kampanii z każdym dniem krzepnął duchowo, wodzirej z warszawskich arystokratycznych salonów, wkraczał na drogę bohaterstwa (...) honor żołnierski nie był dla niego frazesem.

Tymczasem Książę kontynuował odwrót. W obozie pod Kurowem dotarła do niego wieść o akcesie króla do Targowicy. Doniosła mu o tym Izabela Czartoryska, której odpisał:

Na wszystko byłem przygotowany, lecz nie na podobną nikczemność (...) Jestem zgnębiony, oszołomiony. Raczej należało bić się do zgonu niż oddychać hańbą.

Jego pierwszą myślą po tak oburzającej wieści było złożenie dymisji i wyjazd z kraju, by ostentacyjnie ukazać swój stosunek do postawy króla. Jednak później pomyślał, by może spróbować namówić stryja do zmiany decyzji. W Puławach powstał plan porwania króla i zmuszenia go do wierności Konstytucji. Książę miał wewnętrzne opory i długo nie potrafił podjąć decyzji, tym bardziej, że nie dostał jeszcze oficjalnej informacji od niego. W końcu zdecydował się napisać list:

...chodzą tu wieści po obozie (...) jakobyś W.K.Mość miał traktować z zdrajcami ojczyzny i tym sposobem pokój okupywać walecznemu narodowi. Same takie wieści wzbudziły już w wojsku niezmierne szemranie i nieukontentowanie. Konsekwencjom stąd wynikającym żadnym sposobem zapobiec nie mógłbym, ponieważ nie taję (...), że jestem ten, który podobnym oddycham uczuciem. (...) Przysięgaliśmy (...) z woli narodu, z woli Waszej Królewskiej Mości, chętnie więc i wesoło życie nasze poniesiem na ofiarę. Przybliżyliśmy się w tej ufności do Waszej Królewskiej Mości, że wojsko to, które żadnej skazy, żadnej plamy na siebie nie ściągnęło, będzie tak szczęśliwe, że oglądać będzie waszą Królewską Mość na czele swoim i że go własnymi piersiami okrywać będzie. O to Waszą Królewską Mość prosimy wszyscy, o to błagamy, o to na koniec będziemy się dobijać.

A więc uprzedza stryja o zamiarze użycia siły w przypadku jego odmowy. Z listem tym wysłał gen. Wielhorskiego i bryg. Mokronowskiego polecając im włożyć cywilne ubrania na znak, "że to obywatele udają się z prośbą do swego monarchy, a nie oficerowie grożący niesubordynacją głowie sił zbrojnych." (S. Szenic) Tego samego dnia nadeszło urzędowe pismo o akcesie oraz prywatne do Księcia, w którym król wyjaśniał swoją decyzję i wzywał go do Warszawy. Książę nie potrafił się z tym pogodzić. Zgnębiony i rozżalony od razu odpisał królowi:

Gdyby były wyrazy dość mocne na okazanie Ci rozpaczy, którą dusza moja napełnioną została, wybrałbym je wszystkie przekonawszy się z własnego Twego listu, że łączysz się z zdrajcami, z ludźmi okrytymi hańbą i ohydą, którzy dla swej miłości własnej sprzedali krew swych współobywateli (...) Mógłżebyś wahać się (...), wybrać raczej chwalebny zgon, zgon godny Ciebie, zgubę zupełną, ale zaszczytną, niż tę resztę panowania, niż tę resztę narodu skalaną intrygą, zdradą, nierządem i słabością (...) Należało poświęcić się, poświęcić nas wszystkich. Jak okrutna litość Twoja, kiedy ona kupiła dla nas hańbę i zakałę! (...) Szanować będziemy króla i w cichości boleć będziemy nad tym, iż nie możemy się już liczyć do jego obrońców.

Były to jedne z najcięższych dni w życiu Księcia. Trudno było mu podjąć zgodną z jego sumieniem decyzję tym bardziej, że król, którego kochał, całe życie opiekował się nim, zastępował mu utraconego w dzieciństwie ojca. A więc jego zawód był tym większy, że nadszedł od stryja, którego tak szanował, cenił i był mu winien wdzięczność. Książę stanął między młotem a kowadłem - między względami osobistymi, a honorem ojczyzny. Już wtedy wiedział, co jest ważniejsze. Jednak postępował ostrożnie pamiętając o wszystkim, co zawdzięczał królowi. Jak głębokie musiały być jego rozterki, kiedy rzucał się na czele jednego z posterunków na pułki kozackie "uzbrojony" jedynie w szpicrutę. Śmierć była mu obojętną, może nawet jej szukał...

Pod koniec lipca ogłoszono rozejm. Kiedy król przeczytał list od synowca, przestraszył się i odpisał do niego tonem rozpaczliwym, zaklinając na dobro ojczyzny i życie jego własne, by odstąpił swego zamiaru. Jednak w Puławach plan porwania króla dojrzał i nawet uzyskano zgodę Księcia. Sanguszko (który miał urzeczywistnić intrygę) ruszył już w drogę do Warszawy, gdy otrzymał "rozkaz przeciwny". Porwania króla zaniechano, jednak zaczęto mówić, że Książę dał się "uprosić, ułudzić, uwieść (...), że brakło mu stanowczości umysłów niepospolitych." Prof. Askenazy tak to skomentował:

Dziś, spokojnie rozważając sytuację, możemy orzec, iż Książę Józef, zaniechawszy w ostatniej chwili doradzanego mu zamachu, którym już niczego naprawić nie było podobna, uczynił roztropnie i dobrze, iż w tym pierwszym już swoim tragicznym przesileniu publicznym, jeśli poszedł za osobistym pociągiem uczucia, poszedł także za trafnym instynktem obowiązku obywatelskiego i zdrowego rozumu stanu. Postąpił wedle słów własnych "w sposób, jaki przystoi temu, który wprzód się uczył być posłusznym, nim zaczął rozkazywać".

Książę poprosił króla o dymisję. Ten próbował jeszcze przekonać go do zmiany decyzji, lecz Książę twardo postawił na swoim. Doprowadził wojsko do Kozienic i rozpoczął likwidację korpusu. Wojsko przygotowało mu piękne pożegnanie. Wręczono mu adres zbiorowy podpisany przez generałów, adiutantów, oficerów i szeregowców (łącznie ponad sto podpisów) z podziękowaniem oraz medalem specjalnie zaprojektowanym na tą okazję:

Aby zaś niniejszy hołd, który męstwu, cnocie, talentowi i szlachetności duszy Jego oddajemy, całemu światu był wiadomy, medal bić zalecamy, na którym z jednej strony ma być wyryty biust jego, a na drugiej ten napis: "Miles Imperatori".

Świadczyć to może jedynie o szczerym oddaniu podkomendnych i niewątpliwym sukcesie Księcia jako wodza, który dzięki swojej charyzmie potrafił wzbudzić tak wielkie zaufanie. W ciągu dwumiesięcznej kampanii "wyrobił wysokie poczucie honoru wojskowego i godności narodowej" (S. Sz.), rozpoczął nową epokę w dziejach oręża polskiego. Po przybyciu do Warszawy w jednym z dzienników ukazała się taka informacja:

wieczorem za wniściem J.O.Księcia jenerała Józefa na teatr przytomni wiele dowodów okazali wdzięczności za podjęte wojenne prace, tak dalece, iż przy oklaskach prawie go na ręku nosili.

Targowiczanie nie byli zadowoleni z pobytu w Warszawie potępiającego ich Księcia, więc w niedługim czasie król rozkazał mu opuścić kraj. Książę dostosował się, jednak pisał do króla o przygnębieniu, jakie wywołało to polecenie. Później stwierdził, że nie zasłużył na wygnanie, ma prawo nosić głowę wysoko i czeka na pozwolenie powrotu do kraju, za którym tęskni. Jednocześnie cały czas wspominał o sprawie konfederacji:

I tutaj wszyscy oprócz tych, co z urzędu głośno myśleć nie powinni, chwalą rząd obalony i Konstytucję 3 maja jako dzieło najpiękniejsze mądrości i wielkości duszy W.K.Mości. Żałują odmiany, która nastała, los nieszczęśliwy W.K.Mości, który Go poddał pod jarzmo dumnych, ambitnych i niegodziwych ludzi, których czyny innej cechy mieć nie mogą, jak hańbę wieczną, nieszczęście i upodlenie narodu.

I właśnie prawdopodobnie w Wiedniu napisał "Mes souvenirs sur la campagne 1792", by - jako Wódz Naczelny - przedstawić przebieg wojny oraz przyczyny jej przyspieszonego zakończenia.

Jeśli chodzi o postawę Księcia podczas dwumiesięcznej kampanii defensywnej roku 1792, z całą pewnością można stwierdzić, że rzucony na głęboką wodę, pośród piętrzących się problemów i trudności, Książę wywiązał się ze swego zadania najlepiej jak potrafił. Czy to ze skromności, czy też zbyt małej wiary w siebie, nie do końca był przekonany o słuszności decyzji stryja, który mianował go Wodzem Naczelnym. Nie czuł się na siłach podjęcia się tak trudnej misji, jednak nie unikał jej. Spełniał rozkaz króla i swój obowiązek. Przyszło mu walczyć nie tylko z silniejszym wrogiem, ale również z brakiem dyscypliny i karności we własnych oddziałach, ze zdradą swych podkomendnych oraz niesłusznymi oskarżeniami z odległej Warszawy, a także brakiem jakiejkolwiek pomocy ze strony władz, które pozostawiły go samemu sobie. Mimo młodego wieku, już wtedy bije od Księcia niezwykła determinacja, wytrwałość oraz siła, która pozwoliła mu jeszcze nie raz przezwyciężyć coraz większe trudności napotykane w codziennej mozolnej pracy budowania silnej armii. Najważniejszy był dla niego honor i to zaczynał wpajać swoim żołnierzom. Zdobywał ich szacunek i oddanie poprzez ogromną dbałość o ich dobro, poprzez utożsamianie się z nimi oraz osobiste prowadzenie ich do boju. Jego upór, konsekwencja przyniosły owoce, choćby takie, jak zbiorowy adres i medal z jego podobizną, który był najlepszym dowodem na jego sukces, jako Wodza.

Podstawowe zarzuty, co do postępowania Księcia to: Zieleńce, ustępowanie pola wrogowi, odwołanie porwania króla. Pod Zieleńcami mógł rozbić kolumnę Markowa. Mógł nie dopuścić do tego, by Rosjanie wycofali się w szyku. Czy miałoby to wpływ na przebieg wojny? Raczej nie, a Książę, jak sam napisał, nie miał wystarczająco WSZYSTKIEGO, począwszy od amunicji, poprzez żywność, a na bandażach skończywszy. Zbyt mała liczba wojska w stosunku do sił wroga zmuszała go do nieprzerwanej defensywy, nie pozwalając na podjęcie większej zbrojnej akcji umożliwiającej przechylenie szali zwycięstwa na naszą korzyść. Natomiast jego relacje z królem, opierały się na specyficznej więzi, którą trzeba zrozumieć. Mając to na uwadze, trzeba dojść do wniosku, że Książę zachował się tak, jak nakazywało mu uczucie wdzięczności i szacunku do króla, a jednocześnie z największą troską o kraj. Nie dopuścił do zamachu stanu, który na pewno nie poprawiłby sytuacji Polski. Podczas całej kampanii pokazał, że jest dojrzałym, świadomym swych decyzji, samodzielnym dowódcą, dla którego honor i dobro Ojczyzny było największą wartością.


Opracowała: Monika Żebrowska (Zorrita)