Włodzimierz Nabywaniec, Paryż 1814
Ranny oficer 1. pułku szwoleżerów-lansjerów, możliwe, że szef szwadronu, siedząc na ruinach umocnień miejskich, spogląda w dal. Nie widzimy jednak na czym skupił swój zrozpaczony wzrok… Wyraz twarzy krwawiącego ze skroni oficera zdaje się mówić: Dziś my się dowiedzieli, że nieprzyjaciel przez zdradę marszałka Marmonta zajął Paryż; ten do armat sześciofuntowych kazał przystawić dwunastofuntowe kule. Paryżanie wołali o broń, to jest pospólstwo, bo pierwsi rządzący, a raczej Talleyrand, to życzyli sobie końca. My, smutni, przewidując nasz przyszły los… (Adam Turno).
Na murze złożony sztandar z orłem. Napis, który dostrzegamy na jego płacie brzmi: MARENGO / JENA [EMPER]EUR DES FRANçAIS / … POLONAIS. U stóp żołnierza leżą porzucone w nieładzie ładownica, szabla i czapka…
…Szwoleżerska czapka, po którą szwadron wielokrotnie szarżował, aby nie wpadła w ręce nieprzyjaciela. Rogatywka, której nie miał prawa tknąć hiszpański guerrillero, ani doniec z armii rosyjskiej:
Gdy świtać zaczęło, poszedł porucznik Jaraczewski w pięćdziesiąt koni na podjazd, ujrzał istotnie szwadron geryllasów przed włością Melgar, a mając polecenie nie wdawać się w żadne rozprawy, zaczął w porządku swój odwrót; lecz Empecinando ośmielony tem wstecznem poruszeniem a nadto ufny w swe siły, kazał swoim huzarom żywo nacierać i kiedy ci mocno się zbliżyli, strzelając z ręcznej broni do naszych żołnierzy, zwrócił się Jaraczewski, uderzył w środek szwadronu Hiszpanów i w jednej chwili tych rozbiwszy, znów zaczął swój odwrót; w tej przeprawie miał dwóch ludzi zranionych, z których jednemu spadła czapka na ziemię, do niej więc leciały geryllasy, gdyż ta miała być ich całą zdobyczą; co widząc porucznik Jaraczewski, krzyknął do swoich ułanów: „Nie dajmy polskiej czapki Hiszpanom”, a uderzywszy na nich, powtórnie rozpędził, czapkę odebrał i trzech geryllasów wziął do niewoli… (Stanisław Hempel).
Gorliwość Jerzmanowskiego do tego dochodziła stopnia, że jeżeli się zdarzyło, iż w tych codziennych utarczkach tylnej straży, szwoleżer jaki przedmiot mundurowy utracił, np. że mu czapka spadła, formowano szwadron i robiono szarżę dla odzyskania straconego przedmiotu, żeby się nieprzyjaciel tym jakoby trofeem poszczycić nie mógł. Ten sposób jędrnej rejterady taki miał skutek, że kozacy przestali dokuczać mężnym, od których zawsze bywali gromieni… (Józef Załuski).
Trofeum, którym nikt od Madrytu po Moskwę nie mógł się poszczycić, teraz leży porzucone.
W zamglonym tle dostrzegamy Montmartre, kościół św. Magdaleny, Panteon i ledwie widoczne sylwetki żołnierzy koalicji antynapoleońskiej. To panorama Paryża w początkach kwietnia 1814 roku…
…Paryż zawsze stanowił Francję, czy podczas rewolucji 1789 r., czy później i dotychczas. Wyrocznia w Paryżu ogłoszona, stawała się wyrocznią dla całej Francji. Wojsko, cała Francja pałała duchem innym, lecz Paryż przemówił, a raczej w Paryżu ogłoszenie, wydane przez onych kilkunastu ludzi, zdziałało milczenie i poddanie się wyroczni. Odgłos „Paryż zdobyty! Paryż wzięty!” broń z rąk wytrącał i wszelkie umysły, wszelkie władze, cała ludność Francji się poddała… (Józef Grabowski).
Jak mogło do tego dojść? Gdzie byli wtedy polscy lekkokonni, że na to zezwolili?
Kampanię 1814 roku pułk szwoleżerów rozpoczął pod koniec stycznia w sile czterech szwadronów włączonych do Starej Gwardii. Stanowiły je przybyłe z Belgii i Holandii oddziały Kozietulskiego i uzupełnienia, które z zakładu w Chantilly przyprowadził Dautancourt. Pułk połączony w miasteczku Vitry pierwszą potyczkę kampanii stoczył z jazdą po większej części rosyjską (Załuski) w okolicach Saint-Dizier. Stąd dowódca pułku gen. Krasiński poprowadził szwoleżerów ku Brienne-le-Château na spotkanie wojsk Blüchera. Dnia 29-go stycznia – pisał dalej Załuski – maszerując w dyrekcyi Brienne przez pół zamarzłe, lesiste i dla kawaleryi bardzo trudne drogi, gdy szedłem na czele pułku, nadjechał Napoleon pytając mnie: kto jestem i kto prowadzi pułk. Na moją odpowiedź, że jenerał Krasiński – odrzekł: – Czemu idziecie stępem? Komenderuj waszmość kłusem! – i sam pośpiesznie pojechał dalej. Na moją komendę: – Kłusem! – nadjeżdża jenerał Krasiński i pyta mnie: – Jak możesz komenderować kłusem na takiej drodze?! – Cesarz mi kazał. – Konie połamią nogi, to być nie może i zakomenderował: – Stępo! – a sam pośpieszył za Cesarzem wytłumaczyć mu tę okoliczność... Jak się okazało cesarz popędzał swoją Gwardię nieprzypadkowo…
Zanim jednak dotrzemy z pułkiem pod Brienne-le-Château opiszmy zmiany, jakie w tym czasie zaszły na najwyższych stanowiskach oficerskich. Z pułku odeszli przede wszystkim gen. Dautancourt, który został odkomenderowany na dowódcę francuskiej brygady jazdy Gwardii oraz mjr Kozietulski, przeniesiony do 3. pułku eklererów, nad którym miał objąć komendę. Na czele pułku pozostał gen. dyw. Wincenty Krasiński, a szwadronami dowodzili Jerzmanowski (w trakcie kampanii awansowany na majora), Piotr Krasiński, Ambroży Skarżyński (potem przeszedł do eklererów) i Załuski (wzięty do niewoli pod La Rothière). Już w trakcie kampanii na szefów szwadronu awansowali Wincenty Dobiecki, Antoni Jankowski i Benedykt Zielonka. Wszyscy wspomniani odznaczyli się podczas krótkiej, ale bardzo intensywnej kampanii francuskiej.
Pierwsze poważniejsze starcie podczas kampanii 1814 roku stało się udziałem szwoleżerów pod Brienne-le-Château, gdzie kilkakrotnie szarżowali zwycięsko na kawalerię sprzymierzonych (Kujawski). Walki pod Brienne trwały do późnej nocy, a Napoleon – z małą bardzo armią napadł i pobił nierównie większą i dał naukę sprzymierzonym, że nie tak łatwo dostaną się do Paryża (Załuski). Trzy dni później – 1 lutego – w kolejnym starciu pod La Rothière, szwoleżerowie bili się ze zmiennym szczęściem. Wobec trzykrotnej przewagi wojsk sprzymierzonych cesarz musiał wycofać swe wojska z pola walki. My – pisał po latach Dobiecki – wytrzymawszy w rejteradzie okropny ogień, będąc w ostatniej ariergardzie straciliśmy dużo ludzi, lecz przeszedłszy pod małe miasteczko Lesmont, oswobodzeni zostaliśmy od pogoni, bo 20 armat ciężkiej artylerii gwardii przyjęło nacierających na nas, a mianowicie kawalerią nieprzyjaciół, która nam tył brać chciała.
W kolejnych dniach pułk szwoleżerów, jako integralna część dywizji jazdy Starej Gwardii gen. Guyota, znajdował się w ciągłym marszu i służbie przy Napoleonie. Nie brakowało też okazji do walki. I tak 10 lutego pod Champaubert odznaczył się szwadron służbowy Skarżyńskiego, a następnego dnia pod Montmirail Dobiecki wziął do niewoli batalion Prusaków, za co cesarz uczynił go szefem szwadronu. Nie było wtedy dnia, w którym szwoleżerowie nie znajdowali się w ogniu walki. W kolejnych szarżach rozbijali czworoboki rosyjskiej i pruskiej piechoty pod Château-Thierry i Vauchamps, a niedługo później ścigali uchodzące wojska Schwarzenberga pod Montereau. Jest to moment, w którym zabłysła znowu gwiazda Napoleona nad Francyą – pisał Marian Kukiel – Tem ściślej wiążą się ze sobą monarchowie sprzymierzeni na jego zgubę… Według Andrzeja Nieuważnego miesiąc luty kosztował pułk 40 zabitych (w tym pięciu Tatarów), 65 rannych i 8 jeńców.
Jeszcze bardziej intensywny pod względem walk okazał się dla pułku marzec. Zaczęło się od zaskoczenia Prusaków pod Rocourt i porażki szwadronu Piotra Krasińskiego pod Braisne. Dnia 5 marca nieśmiertelną sławą okrył się szef Skarżyński pod Berry-au-Bac: z 50 szwoleżerami gwardyi naprzód wysunięty, wpadł znienacka na czaty kozackie, wegnał je na most, wraz z niemi przeleciał przez rzekę, spisą kozacką, wrogowi wydartą, szerząc spustoszenie dokoła. (Kukiel). Skarżyński, choć w rzeczywistości na czele eklererów, sam jeden położył ponoć trzydziestu kozaków, a co ważniejsze otworzył przejście kawalerii Gwardii, co zaowocowało klęską Baszkirów i huzarów oraz wzięciem do niewoli księcia Fiodora Gagarina. Za ten czyn Skarżyński został baronem Cesarstwa.
Kolejne dni marca to pasmo nieustannych bojów, w których polski pułk gwardyjski poniósł znaczne straty od ognia artylerii pod Craonne i bronił ariergardy armii francuskiej pod Laon. Miejsce bitwy pod Reims okazało się polem chwały dla Wincentego Szeptyckiego, którego szwadron rozbił wycofującą się kolumnę nieprzyjacielską i zagarnął trzy działa rosyjskie, duży tabor i 1600 jeńców pruskich (Kujawski). Piękny czyn Szeptyckiego stał się inspiracją dla Juliusza Kossaka, który uwiecznił go na jednej ze swych akwarel.
Juliusz Kossak, Rheims
Wyczyny szwoleżerów pod Arcis-sur-Aube stały się z kolei tematem dzieł Aarona Martineta i Józefa Krzesza. W tej dwudniowej bitwie (20-21 marca) polskie szwadrony gwardyjskie biły się ze zmiennym szczęściem. Jako pierwsi spośród Polaków w boju znaleźli się eklererzy Kozietulskiego, którzy walcząc w ramach gwardyjskiej dywizji gen. Colberta zostali zaatakowani przez jazdę austriacko-rosyjską. Przeważające siły nieprzyjaciela zmusiły do ucieczki szwadrony Młodej Gwardii, które swą paniką zaraziły również dywizję Starej Gwardii gen. Exelmansa. Sytuację musiał ratować sam cesarz, który ze szpadą w dłoni, skutecznie powstrzymał rejteradę swych wojsk w okolicach mostu na rzece Aube.
Aaron Martinet, Napoleon pod Arcis sur Aube
Błąd Martineta, który zamiast w czworoboku piechoty, przedstawił na swej rycinie cesarza w otoczeniu polskich szwoleżerów, spowodował po latach sporo zamieszania. Już w 1855 roku Skarżyński żalił się Niegolewskiemu: Ponieważ nazwiska polskie dla Francuzów są trudne do wymówienia, więc mało na nie zwracają uwagi, byle się kończyły na ski. Taki sam błąd (jak Łubieńskiego z Kozietulskim) popełniono na rycinie bitwy pod Arcis sur Aube, gdzie zamiast mego nazwiska: Ambrożego Skarżyńskiego, położono: Jan Skrzynecki... wystawiając go nacierającego z boku i zatrzymującego nieprzyjaciela. Dowód, że to byłem ja, a nie Skrzynecki, jest ten: że nie było w pułku ani wyższego, ani niższego oficera tego nazwiska…
Ryciną Martineta zapewne zasugerował się Kukiel pisząc: Napoleon dobył pałasza i osłonięty przez pluton służbowy szwoleżerów polskich pod komendą Skarżyńskiego, przebił się do żelaznego czworoboku piechoty Nadwiślańskiej… Stwierdzenie Kukiela poddał w wątpliwość Kujawski, ripostując, że nie znalazł wiarygodnego potwierdzenia przyjętych w niektórych polskich opisach wersji, że szwadron czy pluton pod dowództwem Skarżyńskiego bezpośrednio osłonił wtedy Napoleona i wyrąbał go z obieży.
Ważną rolę w późniejszej fazie bitwy odegrał szef szwadronu Zielonka, który wykonał szarżę na wojska bawarskie ratując batalion Młodej Gwardii. Bitwa kosztowała życie 14 polskich eklererów i 12 szwoleżerów, a ranę odniósł sam gen. Krasiński.
Do końca kampanii szwoleżerowie toczyli jeszcze boje pod Vitry, Saint-Dizier i Bourget. Cesarz – wspominał Dobiecki – dowiedziawszy się pod Vitry-le-François, że cała armia nieprzyjacielska udała się do Paryża, zaraz zwrócił się do Fontainebleau, a my dniem i nocą za nim. Ale pomimo jego pośpiechu sprzymierzeni już go ubiegli i Paryż kapitulował. Gotowaliśmy się iść na Paryż, ale to wszystko na niczym się skończyło. Cesarz abdykował, a my byliśmy świadkami, jak wszyscy jego jenerałowie i adiutanci uciekali do Paryża i odstępowali go ohydnie.
Szczególnie ohydna była zdrada marszałka Marmonta, o której szwoleżerowie dowiedzieli się 5 kwietnia…
…Ranny oficer siedząc na ruinach umocnień miejskich, spogląda w dal. Wyraz jego twarzy zdaje się mówić: Dziś my się dowiedzieli, że nieprzyjaciel przez zdradę marszałka Marmonta zajął Paryż…
Obraz „Paryż 1814”, znany również pod tytułami „Siedzący szwoleżer” lub „Ranny Polak”, to niewielka kompozycja Léona Cognieta wystawiona po raz pierwszy w paryskim Salonie 1831 roku. Obraz stanowi pendant do innego dzieła artysty „Praga 1831”, które przedstawia równie dramatyczną scenę. Polski oficer pogrążony w rozpaczy, bez czapki, ze złamaną szablą i rękami skrzyżowanymi na piersi, ukazany jest na tle płonącej Warszawy. Oba niewielkie polonika Cognieta, które wystawiono w 1831 roku pod wspólnym tytułem „Poloniae”, Augustine Jal określił jako dwa dramaty polityczne w dwóch odsłonach. Pierwszy stanowił kres nadziei na odzyskanie państwa przy pomocy napoleońskiej Francji, drugi przedstawiał klęskę samotnych i pokonanych Polaków, których dramat politycy francuscy tego okresu skwitowali krótko: L'ordre règne à Varsovie… (Porządek [znów] zapanował w Warszawie – przyp. WN)
Znany ze swoich propolskich sympatii Léon Cogniet był synem rysownika zatrudnianego przez wytwórców tapet i uczniem Pierre-Narcisse Guérina. Pierwszy znaczący sukces osiągnął w wieku 21 lat zdobywając nagrodę za obraz „Bryzeida opłakująca Patroklosa”, ale znaczniejszą sławę przyniosły mu kompozycje „Mariusz na gruzach Kartaginy” i „Rzeź niewiniątek”. Cogniet – pisał Albert Soubies – wzniósł się na wyżyny swojego talentu malarskiego w późniejszych dziełach, plafonie z Luwru („Ekspedycja egipska”) uważanym przez niektórych krytyków za jego największe dokonanie, (…), czy takich dziełach jak „Grenadier w Moskwie”, „Oddanie Santony”, „Ranny Polak”...
…to olej na płótnie o wymiarach 33x25 cm, który jest wyrazem fascynacji czy może raczej mezaliansu malarza akademickiego z twórczością romantyków. Temat obrazu jest dość współczesny, ale mimo wszystko przeszły, odnoszący się do wydarzenia już historycznego. Uwaga widza koncentruje się na bohaterze pierwszoplanowym. Plan drugi, zamglony i ledwo zasygnalizowany, służy przede wszystkim identyfikacji sceny we właściwej przestrzeni geograficznej, a po części również historycznej.Kompozycja została namalowana poprawnie, choć bez jakichś większych fajerwerków artystycznych.
Szwoleżer Cognieta to typowy dla lat trzydziestych dziewiętnastego wieku dandys, o kroju spodni, których nie powstydziłby się wrażliwy na tę część garderoby Fryderyk Chopin. Po nieco bliższej lustracji również kurtka zdaje się tę szwoleżerską jedynie imitować. Jak kostium teatralny, w którym brak odpowiedniego galonu zastępuje zwykle to, co kostiumolog akurat miał pod ręką. Karmazynowy (czy jednak na pewno karmazynowy?) kolor spodni sugeruje, że mamy tu do czynienia z oficerem starszym, zaś epolet i akselbanty wskazują na szefa szwadronu. Czapka z wysmukłymi kwaterami przypomina raczej tę używaną przez francuskich lansjerów z okresu restauracji niż szwoleżerską rogatywkę.
Wspomniane wyżej niekonsekwencje kostiumologiczne, są dowodem na brak rzetelnej wiedzy historycznej Cognieta. W pierwszej połowie XIX wieku, tego typu mankamenty były jednak na porządku dziennym i nikt nie przywiązywał do nich większej wagi. Dopiero gruntowne studia Ernesta Meissoniera czy Édouarda Detaille zmieniły taki stan rzeczy.
Jeden z apologetów twórczości Cognieta – Augustine Jal pisał: Cogniet należy do moich ulubieńców; jest uduchowiony, energiczny, mocny bez ciężkości, kolorysta bez przesady, ekspresyjny, poprawny, czasami czysty, wzniosły, oryginalny. Nie znam talentu bardziej kompletnego. Oceniając jego obrazy wystawione w Salonie 1831 roku Jal zachwycał się „Portretem marszałka Maison” (wspaniały i solidny), a opisywane przez nas polonika to według niego równie dobre pociągnięcie pędzla, jak przemyślane.
Najbardziej pochlebne recenzje podczas paryskiego Salonu 1831 roku zebrał Eugene Delacroix za swoją słynną kompozycję „Wolność wiodąca lud na barykady”; niewielkie obrazki autorstwa Cognieta, nie wzbudziły większego zainteresowania i oddźwięku wśród krytyków sztuki. Podsumowując wystawę Gustave Planche napisał: Gros, Géricault i Delacroix to trzy wielkie nazwiska, jakie nasz wiek przekaże historii malarstwa! (…) Oto potężne latarnie, wokół których będą krążyć nasze wspomnienia i których oślepiające światło padnie na pozostałe nazwiska, aby je ocalić od zapomnienia…
Léon Cogniet, choć za życia cieszył się dużą popularnością, dziś jest artystą niemal zapomnianym. Kojarzony głównie z tego, że przez jego pracownię przewinęło się liczne grono uczniów, spośród których na największą uwagę zasługują Léon Bonnat, Ernest Meissonier, Tony Robert-Fleury, ale również Henryk Rodakowski, Józef Brandt czy Wojciech Gerson.
Niestety, podobnie jak osoba malarza, zapomniany jest jego „polski” obraz. „Ranny Polak” zajmuje miejsce gdzieś w magazynach Musée des Beaux-Arts w Angers i obecnie nie jest nawet wystawiany. Z danych uzyskanych w muzeum wynika, że obraz znajduje się tam od 1864 roku, a ostatnio pokazywany był publiczności w 1990 roku podczas wystawy prac Cognieta w Orleanie. Oprócz olejnej wersji tego tematu istnieje również akwarela wykonana przez artystę, która znajduje się w londyńskim Wallace Collection. Warto też zwrócić uwagę na wierne powtórzenie dzieła Cognieta jakim jest akwatinta Jean-Pierre Jazeta, którą w 2008 roku reprodukowało w Polsce Wydawnictwo Graf_ika. Inne „szwoleżerskie” obrazy Cognieta to znana z litografii Martina Lavigne „Obrona Sztandaru” oraz „Wspomnienie Paryża”, gdzie według słów wiersza Antoine Deschampsa, polski lansjer ginie dla Francji oddając ostatni cios szablą.
Jean-Pierre Jazet, Akwatinta
Dnia 7 kwietnia 1814 roku szwoleżerowie Gwardii Cesarskiej, do końca wierni swojemu cesarzowi, odbyli w Fontainebleau ostatnią rewię przed smutnym i jakby nieobecnym Napoleonem.
My Polacy – pisał Krasiński do innego już cesarza – służyliśmy zadziwiającemu człowiekowi stulecia i nie opuściliśmy go, pokąd on sam nas nie opuścił. Najjaśniejszy Panie! Zdecyduj o naszym losie i przyjmij w darze tę wierność, którą zachowaliśmy w najkrytyczniejszych okolicznościach i do ostatniej chwili dla nieszczęśliwego monarchy.
Piękny opis kolejnej rewii, w której wziął udział 1. pułk szwoleżerów-lansjerów, pozostawił młody wówczas kapitan Aleksander Fredro: Kiedy cesarz Aleksander zjechał z Paryża do St. Denis, aby odbyć rewię, a raczej wziąć w faktyczne posiadanie wojsko reprezentujące Polskę, ubraną jeszcze w nazwę Księstwa Warszawskiego, stanęliśmy w liniach cicho i ponuro. Na prawym skrzydle Les Chevaux legers lanciers de la Garde Impériale, o których można było powiedzieć, że ich łzy jeszcze nie oschły – tak jest, łzy. Bo wychodząc z Fontainebleau, kilkanaście dni temu, płakano, a gdzieniegdzie i głośno w szeregach tych weteranów, co od bitwy pod Sommo-Sierra aż do ostatniej pod Paryżem, sans peur et sans reproche (bez trwogi i skazy – przyp. WN), utrzymali wobec całego świata sławę polskiego żołnierza.
Bibliografia
Białostocki J., Pokonany bohater w sztuce romantyzmu, „Twórczość”, t. XXXVI, nr 11, 1980.
Bielecki R., Tyszka A., Dał nam przykład Bonaparte. Wspomnienia i relacje żołnierzy polskich 1796-1815, t. II, Kraków 1984.
Chrzanowski B., Ustęp z dziejów polskiej jazdy: historya pułku lekkokonnego polskiego gwardyi Napoleona, Poznań 1912.
Fiszka techniczna z Działu Dokumentacji Musée des Beaux-Arts d’Angers: Léon Cogniet, Polonais blessé / inv. MBA J 36.
Fredro A., Trzy po trzy. Pamiętniki, Kraków 1949.
Grabowski J., Pamiętniki wojskowe 1812-1814, Warszawa 2004.
Guinard P., Les thèmes polonais dans l,art français du XIXe siècle, [w:] Osieczkowska C., David P., Guinard P., Lauterbach A.J., Tatarkiewicz W., L,art polonais, art français. Études d’influence, Paris 1939.
Hempel S., Wspomnienia wojskowe, [w:] „Rozmaitości. Pismo Dodatkowe do Gazety Lwowskiej” 1843, nr 17.
Jal A., Salon de 1831: ébauches critiques, Paris 1831.
Jouin A. H., d’Angers P. J., Notice des peintures et sculptures du Musée d'Angers et description de la galerie David, Angers 1870.
Kujawski M., Wojska Francji w wojnach Rewolucji i Cesarstwa 1789-1815, Warszawa-Londyn 2007.
Kukiel M., Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej 1795-1815, Poznań 1996.
Nieuważny A., Morawski R., Wojsko Polskie w służbie Napoleona. Gwardia, Warszawa 2008.
Planche G., Salon 1831 roku [w:] Morawska H., Francuscy pisarze i krytycy o malarstwie 1820-1876, t. II, Warszawa 1977.
Rembowski A., Źródła do historii polskiego pułku lekkokonnego gwardii Napoleona I, Warszawa 1899.
Ryszkiewicz A., Jean Gigoux i romantyczny typ portretu wodza zwyciężonej armii. „Biuletyn Historii Sztuki” 1961, nr 1.
Soubies A., Les membres de l'Académie des beaux-arts depuis la fondation de l'Institut, Série 4, Paris 1904-1910.
TEKA GRAFIK SOMOSIERRA. Ozdobna, laminowana, kartonowa teka o formacie 860 x 670 mm; wewnątrz 24 grafiki oraz książka o formacie 297/420 mm z nadrukiem jednej z grafik na okładce i lakową pieczęcią cesarską, Warszawa 2008.
Z pamiętnika Adama Turno [w:] Skałkowski A., Fragmenty, Poznań 1928.
Załuski J., Wspomnienia, Kraków 1976.
Załuski J., Wspomnienia o pułku lekkokonnym polskim, Kraków 1865.