Fiszer Stanisław (1769-1812)
Stanisław Fiszer niewątpliwie należał do najlepszych oficerów polskich epoki napoleońskiej. I choć z urodzenia był raczej Niemcem, to jednak z duszy i przywiązania bez wątpienia Polakiem. Jak pisał Kukiel: "był Fiszer jednym z najpiękniejszych typów oficera polskiego, rzadkim przykładem cnoty żołnierskiej... żywił w nikłej postaci duszę prawdziwie wielką".
Stanisław Fiszer pochodził z osiadłej w Polsce rodziny niemieckiej (być może pruskiej - ojciec miał majątek pod Elblągiem). Był synem Karola Ludwika Fischera, który przeszedłszy do wojska polskiego ze służby rosyjskiej (ok. 1761 r.) w stopniu ppłk, od 1767 był adiutantem królewskim, a w 1771 r. został awansowany na stopień pułkownika w 1 regimencie piechoty im. Królowej. W 1767 r. Fischer otrzymał od Stanisława Augusta indygenat szlachecki z herbem Tarczała, a w 1774 r. stopień generała majora. Był żonaty z Joanną Luizą Elżbietą z domu von Luck.
Ochrzczony imieniem patrona Polski, a zarazem jej ówczesnego władcy, Stanisław urodził się 3 października 1769 r. na Mazowszu jako najmłodszy z czwórki rodzeństwa (miał najstarszą siostrę Joannę, i dwóch starszych braci - Wilhelma Ludwika Sebastiana i Karola Jana Leonarda). Pomimo niemieckich korzeni wszyscy Fiszerowie wiernie służyli swej przybranej Ojczyźnie, zarówno podczas insurekcji, jak i za czasów Księstwa Warszawskiego. Stanisław Fiszer rozpoczął służbę w korpusie Kadetów w latach 1783-1788. Przyjęty do regimentu swego ojca jako kadet w 1775 r., w 1780 r. awansowany na stopień chorążego a następnie podporucznika, a w 1792 r. porucznika. W tej randze odbył chlubnie kampanię w obronie konstytucji 3 maja i został odznaczony krzyżem kawalerskim ustanowionego właśnie orderu Virtuti Militari. Zyskał także awans na kapitana, a przede wszystkim zaufanie Kościuszki, którego był ulubieńcem (nazywał go "Fiszerkiem"). Na jego zlecenie Fiszer pozostał w armii po przystąpieniu króla do Tagrowicy. W 1792 r. przyjęty do gdańskiej loży masońskiej zawiązał tam tajemne sprzysiężenie. Wspólnie z Dąbrowskim usiłował zorganizować opór przeciw Prusakom zajmującym w 1793 r. Pomorze z Gdańskiem i Toruniem, jednak plan użycia do tej akcji wojska polskiego nie powiódł się z powodu interwencji rosyjskiego ambasadora Igelströma.
W czasie insurekcji Fiszer awansował na stopień majora, a od 30 kwietnia 1794 r. pełnił funkcję adiutanta Naczelnika i nieformalnego szefa jego sztabu. To Fiszer pod nieobecność Kościuszki podpisywał jego rozkazy, co niekiedy było powodem nieporozumień z dowódcami. Ranny pod Maciejowicami od ciosu zadanego kozacką spisą, został wzięty przez Rosjan do niewoli gdzie "razem z wolnością utracił wszystko oprócz jedynie honoru". Zwolniony z niej "na parol" zaniósł do obozu powstańczego wiadomość o ranieniu i pojmaniu Kościuszki. Towarzyszył Naczelnikowi w zesłaniu. Przewieziony do Niżnego Nowogrodu podczas ciężkich mrozów, odmroził sobie nogi (do końca życia nie odzyskał już w nich pełnej władzy). Jak pisze Skałkowski: "Po wstąpieniu na tron Pawła i uwolnieniu Kościuszki za jego przykładem musiał złożyć przysięgę poddańczą, o której pamięć ciążyć mu będzie aż do samej śmierci". Wyemigrował do Francji, gdzie wegetował w Paryżu "z heroizmem znosząc najczarniejszą nędzę, karmiąc się chlebem i wytłoczynami z winogron, mdlejąc na ulicy z głodu" (Kukiel).
Po powrocie Kościuszki z Ameryki, Fiszer udał się do popieranej przez Naczelnika legii naddunajskiej, w której został szefem brygady i sprawnym organizatorem piechoty legionowej. 3 czerwca 1800 r., podczas rekonesansu pod Offenburgiem wpadł w ręce ułanów Merveldta z oddziału gen. Walmodena. Fiszer w tej potyczce "nadstawiał się z życiem, lecz lekko tylko raniony w niewolę się dostał" (Kukiel). Askenazy przypisuje ten wypadek złemu wzrokowi Fiszera (był krótkowidzem). Austriaccy ułani wśród których było wielu kościuszkowskich weteranów, poznali byłego adiutanta Naczelnika. Fiszer jednak, jak sam potem relacjonował to zdarzenie Kościuszce "ogarnięty wściekłością na widok Polaków, bijących się przeciwko Polakom (...) nie mogłem się wstrzymać, by nie powiedzieć hr. Wallmoden, by nie oddawał mnie pod eskortę oficera ułańskiego; na pytanie zaś dlaczego? odrzekłem otwarcie, że nie dziwię się wprawdzie prostym żołnierzom Polakom, że służą w armii austriackiej, bo zostali do tego przymuszeni, ale każdego oficera Polaka, który zgodził się dobrowolnie służyć jednemu z trzech mocarstw poczytuję za niegodnego tego miana!" Harda postawa Fiszera tylko pogorszyła jego sytuację. Traktowany bardziej jako więzień polityczny niż jeniec, został odesłany do Czech, gdzie był więziony w Königgrätz (Hradec Kralove) aż do 1 lutego 1801 r. kiedy to m.in. dzięki zabiegom Kościuszki i gen. Moreau został wymieniony za ks. Lichtensteina (wziętego zresztą do niewoli przez polskich ułanów z legii naddunajskiej).
Fiszer powrócił do szeregów legionowych, lecz zawarty właśnie pokój w Luneville pozbawił Polaków politycznych nadziei. Kiedy po dymisji rozgoryczonego Kniaziewicza, legia naddunajska pozostała bez dowódcy, "Oczy wszystkich zwrócone były na skromnego "stoika", dowódcę piechoty legionowej, szefa brygady Fiszera, który właśnie, zamieniony na ks. Lichtensteina, wrócił z niewoli austriackiej. Ceniono w nim towarzysza i przyjaciela Kościuszki, surową prawość obywatela i wysoki punkt honoru oficera" (Askenazy). Fiszer zasięgnął rady Kościuszki i po naradzie z towarzyszami broni postanowił odprowadzić polskie oddziały do Włoch, gdzie legia naddunajska połączyć się miała z włoską. Nie chciał jednak obejmować dowództwa legionów, i tak jak wielu oficerów złożył dymisję, po czym latem 1801 r. opuścił służbę. Następnie, jak pisze Skałkowski: "Heroicznie znosił w ciągu studiów podjętych w Paryżu biedę tułacza; aby jej zapobiec, Naczelnik swatał go z Wirydianną Kwilecką, z domu Radolińską, i starał się dlań o dzierżawę w kraju". Zanim jednak powrócił do Polski, odbył podróż do Włoch, Anglii, Holandii i Niemiec, gdzie w tamtejszych bibliotekach studiował dzieła wojskowe. Latem 1802 r. odwiedził w Warszawie ks. Józefa Poniatowskiego. Osiadł następnie w Wielkopolsce, gdzie Mycielscy dali mu w dzierżawę majątek. Tymczasem Wirydianna uzyskała wreszcie rozwód z pierwszym mężem, i mogła poślubić Fiszera. Małżeństwo to było bezdzietne i raczej nieudane. Fiszer jednak troskliwie opiekował się swym pasierbem, którego później przybrał za adiutanta.
Spokojne życie na gospodarstwie zburzyła kolejna wojna, i wkroczenie do Wielkopolski francuskich wojsk goniących rozbitych pod Jeną i Auerstaedt Prusaków. Kiedy otrzymał list Wybickiego (wysłany w Berlinie 4 listopada), Fiszer wbrew obietnicom złożonym żonie i obiekcjom samego Kościuszki, natychmiast zgłosił się do służby, oddając się do dyspozycji Dąbrowskiemu. Wódz legionów wysłał go 18 listopada 1806 r. razem z delegacją wielkopolską do Napoleona, aby doręczył cesarzowi raport o stanie organizacji polskich sił zbrojnych na wyzwolonych terenach. Wówczas też, na wniosek Dąbrowskiego awansowany został do stopnia generała brygady. Po powrocie z tej misji, w końcu listopada 1806 r., został wysłany do departamentu kaliskiego, gdzie pod jego opieką formowały się nowe pułki piechoty. Nie miał jednak czasu na szkolenie rekrutów, gdyż zaledwie w dwa dni po przybyciu do Kalisza (8 stycznia 1807), dostał rozkaz aby podległe sobie wojska wyprawić w kierunku Pomorza, gdzie trwały walki z Prusakami. Wściekły Fiszer przesłał raport że "cudów robić nie umie" i "żeby mu albo dać czas potrzebny do uorganizowania", albo pójdzie do jakiegokolwiek korpusu francuskiego służyć bezpłatnie w jakimkolwiek stopniu. Dymisji jednak nie złożył. Nie brał udziału w walkach o Tczew, co przypisują mu niektórzy historycy, myląc go z jego starszym bratem Karolem. W końcu lutego 1807 r. objął obowiązki szefa sztabu I legii. Kiedy Rosja otwarcie włączyła się do walk po stronie Prusaków, Fiszer pamiętny przysięgi złożonej przy zwolnieniu z rosyjskiego więzienia, przeżywał jako człowiek honoru niemałe rozterki. Pełnił wówczas funkcję szefa sztabu w grupie gen. Zajączka osłaniającej komunikację pomiędzy Warszawą a rozłożoną na Mazurach kwaterą cesarską. Stosunki z wodzem legionów stopniowo pogorszyły się jeszcze podczas organizacji nowych pułków w Wielkopolsce, jednak czary goryczy dopełnił incydent, kiedy po bitwie frydlandzkiej żołnierzom z dywizji Dąbrowskiego podczas ogołacania okolicznych wsi kazano mówić, że są z brygady Fiszera. Dąbrowski, jeśli nie był pomysłodawcą tego "figla" jak mówił, to z pewnością przymknął na niego oko, przez co skargi na postępowanie polskich żołnierzy skupiły się na Bogu ducha winnym Fiszerze.
Od 11 listopada 1807 r. Fiszer został inspektorem generalnym piechoty, a po ustąpieniu z Księstwa Warszawskiego sprawującego nad nim kuratelę marszałka Davouta, zatrzymując dotychczasowe funkcje objął szefostwo pierwszego w historii polskiej wojskowości sztabu generalnego. Sołtyk pisze o nim: "Wszechstronnie uzdolniony, chłodny i systematyczny, przyjaciel porządku i najsurowszej karności, Fiszer, jako doskonały szef sztabu głównego, stał się prawą ręką naczelnego wodza, który polegał na nim we wszystkich szczegółach służby dotyczących". Fiszer zbliżył się do ks. Józefa, stając się jednym z jego najbliższych współpracowników. Porównywany był nieraz do Berthiera ze względu nie tylko na pełnioną funkcję, ale także skrupulatność i nie najłatwiejszy charakter. "Zresztą niewątpliwie rola jego przy księciu Józefie była większa niźli Berthiera przy cesarzu, był nie tylko wykonawcą, ale i doradcą najwięcej wpływowym" pisze Skałkowski. Kukiel zauważa, że "towarzysz nieodłączny prac naczelnego wodza, był on w wojsku duchem porządku i karności, surowością swoją łagodził złe następstwa miękkości księcia Józefa. Na polu bitwy odznaczał się zawsze stoickim męstwem." Po raz kolejny przyszło mu udowadniać owo męstwo w wojnie z Austrią w 1809 r. Jeszcze pod koniec stycznia 1809 r. gościł w Paryżu, gdzie omawiał sprawy związane z reorganizacją armii Księstwa Warszawskiego. Po powrocie do kraju w drugiej połowie marca, zdając sobie sprawę z nadciągającego konfliktu, rozpoczął gorączkowe do niego przygotowania.
Wkroczenie na terytorium Księstwa korpusu arcyksięcia Ferdynanda nie było dla Fiszera zaskoczeniem. Już w pierwszej bitwie, pod Raszynem, tak jak naczelny wódz osobistym przykładem dodawał odwagi żołnierzom. Był wówczas ponownie ranny, i z pola bitwy został wyniesiony na żołnierskich płaszczach. Przez miesiąc leczył ranę w Toruniu, ale już 26 maja stawił się w Trześni w swoim sztabie. Na naradzie wojennej po wyjściu wojsk polskich z Warszawy, Fiszer podobno doradzał ewakuację wojsk polskich do twierdzy gdańskiej. Podczas kampanii galicyjskiej, sztab główny przechodzący wówczas swój chrzest bojowy podejmował, nieraz bezowocne, wysiłki koordynowania działań polskich dowódców, którzy często patrząc tylko na osobistą sławę nie przejawiali chęci do współdziałania. Oprócz powodowanej ambicją samowoli Zajączka, Sokolnickiego czy Rożnieckiego, Fiszer musiał jednak uwzględniać także groźne zamiary wiarołomnego "sojusznika" rosyjskiego. Po zajęciu Krakowa prowadził z ks. Golicynem trudne rozmowy na temat linii demarkacyjnej pomiędzy obydwoma armiami, które zakończyły się podpisaniem tzw. konwencji tarnowskiej. Fiszer za bitwę pod Raszynem został odznaczony krzyżem kawalerskim Legii Honorowej. Odznaczony był także krzyżem komandorskim Virtuti Militari.
20 marca 1810 r. Fiszer został awansowany do stopnia generała dywizji. Nominacja ta, oraz bliskie kontakty z wodzem naczelnym umocniły pozycję Fiszera wśród polskiej generalicji. Jak pisze Dembiński: "powszechnego używał szacunku i był duszą porządku w armii". Był to jednak szacunek nieraz powodowany strachem. Jeden z młodych adiutantów sztabu pisał o swym szefie: "My też wszyscy Fiszera się bali, bo nie znał się na żartach, nic w bawełnę nie obwijał i miał wymowę bardzo przekonywającą". Byli jednak i tacy, którzy szefa sztabu generalnego oceniali według jego powierzchowności. Młody wówczas oficer jazdy - Aleksander Fredro tak go wspominał z czasów kampanii galicyjskiej: "Mały, ułomny, w czapce ułańskiej, z krótką fajką w ustach, na dużej bułanej kobyle, był zanadto dziwaczną kopią obok pięknego oryginału (ks. Józefa), aby często nie wzbudzał szyderczego śmiechu". Była to jednak opinia na którą miały pewnie wpływ tradycyjne animozje pomiędzy kawalerią i piechotą. Współcześni i potomni powszechnie doceniali zalety szefa sztabu. Skałkowski pisał o nim: "miał we krwi, usposobieniu, charakterze pewne znamiona odróżniające go wybitnie od towarzyszów broni, jak zwłaszcza tak cenną obowiązkowość, systematyczność, pracowitość". Doceniali go również wrogowie. W raporcie wywiadowczym armii rosyjskiej gen. Essen określa Fiszera jako najzdolniejszego polskiego generała. Krytycznie wypowiadał się za to o szefie sztabu generalnego książę Antoni Sułkowski, który w jednym z listów z kampanii 1812 r. pisał: "Fiszer to imbecyl, który nienawidzi każdego, kto ni jest głupi jak on sam". Była to jednak opinia odosobniona, wywołana niechęcią ambitnego arystokraty do gorzej urodzonego, surowego szefa sztabu, któremu podlegał. Fiszer starał się nie mieszać w waśnie pomiędzy generałami, choć jeszcze w 1810 r. widziano go już na stanowisku ministra wojny którego "Poniatowski dogadzając swemu lenistwu rad by się pozbył" (Kossecki). Nazwisko Fiszera wymienia Orchowski wśród malkontentów popierających antynapoleoński spisek Senffta. Trudno jednak jest zweryfikować wiarygodność tej informacji.
W 1811 r. Fiszer wydał przerobiony przez siebie "Przepis musztry i obrotów dla piechoty francuskiej wydany w r. 1791" o którym Kukiel pisze, że "wykazywał tendencje do pogodzenia papierowego regulaminu z rzeczywistością pola bitwy". W tym samym czasie Fiszer pełnił także funkcję szefa polskiego wywiadu wojskowego. Zdawał więc sobie najlepiej sprawę ze zbliżającego się konfliktu z Rosją. W liście do gen. Kosińskiego z czerwca 1811 r. pisał: "Moskale, którzy niedawno zjeść nas chcieli na jedno śniadanie i otwarcie z tem powszechnie odgrażali się, dziś zupełnie ucichli o wojnie, do której jednak szczerze i mocno się gotują i o której może dziś więcej w rzeczy samej, jak dawniej myślą. My skromniejsi nieco od nich, staramy się ile możliwości, aby im śniadanie zrobić jak najmniej strawnym". Od zimy 1810/1811 r. aż do wybuchu wojny Fiszer stale sprawdzał stan zaopatrzenia i wyszkolenia podległych sobie pułków piechoty, zmuszając korpus oficerski do wytężonej pracy. Podczas ciągłych objazdów i przeglądów badał "ze skrupulatnością inkwizytora" nie tylko broń i musztrę, ale także zawartość żołnierskich tornistrów. Wymagał od oficerów troski o żołnierzy, gdyż jak mówił: "Trzeba się starać, by żołnierza do siebie przywiązać; w takim razie w czasie boju żołnierz potrafi się za to swemu oficerowi wywdzięczyć". Podczas przeglądu "zapytywał oficerów o nazwisko każdego żołnierza, kazał kompanii robić w tył zwrot i znów pytał oficerów, jak się który żołnierz nazywa. Twierdził bowiem, że kapitan tak powinien znać swoich żołnierzy, aby mógł po samym głosie w nocy ich poznawać" (Kukiel). Dobra postawa polskiej piechoty w nadchodzących kampaniach była również zasługą generalnego inspektora tej broni. W toku przygotowań nie zapominał jednak o kosztach jakie ponosiła ludność Księstwa. Podczas wymarszu wojska do wojny z Rosją w 1812 r. Fiszer wydał 10 maja odezwę do polskich pułków, wzywając do dobrowolnego opodatkowania się na rzecz zrujnowanych przemarszem wojsk chłopów.
W wojnie 1812 r. gen. Fiszer pełnił funkcję szefa sztabu polskiego korpusu. W czasie kampanii obarczano go odpowiedzialnością za złe rozplanowanie przemarszów polskich oddziałów, co miało wpłynąć na znaczne straty marszowe. Podczas bitwy o Smoleńsk osobiście prowadził do natarcia kolumny szturmowe polskiej piechoty. W rosyjskim ostrzale zginął wówczas jego adiutant Gajewski, a sam Fiszer odniósł kolejną ranę. Po bitwie został odznaczony przez Napoleona krzyżem oficerskim Legii Honorowej. Z kolei pod Borodino szef sztabu polskiej armii "od wybuchu kesonu silne odniósł kontuzye". 18 października 1812 r. pod Winkowem, kiedy zagrożony był wódz naczelny ze sztabem, jak wspomina Dembiński "sam jenerał Fiszer dobył szpady w tym ataku, a raczej obronie". Ranny najpierw w rękę, nie chciał mimo nalegań ks. Józefa opuścić pola walki. Kiedy następnie pędził do 18. dywizji Kniaziewicza, by w Teterince zaskoczoną "tę część wojska w porządek wprawić", został ostrzelany przez rosyjskich tyralierów. Trafiony kulą w czoło, generał Fiszer zmarł natychmiast. Po bitwie, jak pisze Kukiel: "ciało jego unieśli towarzysze z pobojowiska i pogrzebali w Woronowie z należną czcią". Siemoński dodaje: "wyjęte zaś serce uwiezione zostało przez adiutantów jego, podpułkownika Gajewskiego i kapitana Kwileckiego, pasierba poległego generała". Śmierć Fiszera była jednym z dotkliwszych ciosów dla morale polskich wojsk podczas kampanii 1812 r. Oprócz księcia Józefa Poniatowskiego, Stanisław Fiszer był najwyższym rangą wojskowym Księstwa Warszawskiego poległym w walce.
Gembarzewski tak charakteryzuje jego wygląd: "Wzrostu był nizkiego, twarz miał pociągłą, nos wielki, włosy jasne, łopatkę jedną wyższą"
Dziś śladów po nim jest niezwykle mało. Sam Fiszer napisał podobno wspomnienia, jednak zaginęły one prawdopodobnie podczas ostatniej wojny. Antoni Górecki poświęcił mu wiersz pt. "Śmierć Fiszera".
Apacz & Castiglione