Grabowski Michał (1773-1812)
Syn króla Stanisława Augusta i jego domniemanej morganatycznej małżonki Elżbiety z Szydłowskich (od r. 1769 generałowej Grabowskiej). Michał Grabowski urodził się w 1773 r. w Warszawie. Przez całe życie towarzyszyła mu protekcja najpierw króla, a następnie królewskiego "synowca" - ks. Józefa Poniatowskiego. Wbrew kalwińskim tradycjom w rodzie Grabowskich, Michał został wychowany w wierze katolickiej i od dzieciństwa poddany został starannej opiece królewskiej. Przeznaczony do służby wojskowej, po wstępnych naukach w Wilnie kształcił się w Strasburgu. W kampanii 1792 r. był już majorem 5. p.p., a w czasie insurekcji kościuszkowskiej jako pułkownik został raniony. Mimo świadectwa odwagi danej mu przez komendanta Warszawy Mokronowskiego, jako do adiutanta króla odnoszono się do Grabowskiego nieufnie, a nawet wrogo (strzelano do niego). Po trzecim rozbiorze Polski, młody Grabowski przez pewien czas towarzyszył królowi w Grodnie, a następnie w Petersburgu.
Po powrocie do Warszawy, Grabowski znalazł się w środowisku ówczesnej hulaszczej młodzieży z kręgu pałacu "Pod Blachą". Oprócz oczywistych związków z Poniatowskimi, był też spokrewniony poprzez matkę z Kickimi, Sobolewskimi, a nawet ks. Sułkowskim. Stał się osobą popularną na arystokratycznych salonach. Był bardzo dobrym tancerzem i we francuskim teatrze "socjety" celował poprawnością wymowy. Maria Radziwiłłowa pisała o nim w 1799 r., że miał "bardzo piękną fizjognomię w rodzaju rzymskim... układ arcysalonowy", i dlatego towarzyszył mu tytuł "ulubieniec dam". Naturalny syn Stanisława Augusta należał także do klubu pijaków, któremu w stolicy przewodził za pruskich czasów Stanisław Dąmbski.
Po wkroczeniu Napoleona do Polski, na wezwanie księcia Józefa, Grabowski powrócił do służby wojskowej (od 4 stycznia 1807 r.) biorąc udział w kampanii 1807 r., jako dowódca 1 p.p. Po zakończeniu kampanii jego pułk został odznaczony krzyżami orderu Virtuti Militari. Jak wspomina Dembowski "Pułk 1 ustawiony był pod koszarami zwanymi litewskimi, orły salutowały, a ks. Józef, przypiąwszy krzyże, każdego żołnierza całował. Pułkownik Grabowski miał mowę, po czym wznoszono okrzyki: Niech żyje cesarz! Nazajutrz pułkownik Grabowski dał wielki obiad dla księcia Poniatowskiego, generałów i dekorowanych żołnierzy, którzy siedzieli u tegoż samego stołu".
Rok później, w 1808 r. Grabowski został awansowany na generała brygady i mianowany komendantem placu w Gdańsku, gdzie dał się poznać jako orędownik politycznych i gospodarczych związków tego miasta z Polską. "Można przypuszczać, że wyznaczenie Grabowskiego na stanowisko komendanta placu w Gdańsku nie było sprawą przypadku. Niewykluczone, że Poniatowski celowo wysłał tam swojego przyjaciela. Wiadomo, że w latach 1808-1811 pozostawali ze sobą w stałym kontakcie. Działalność generała wychodziła poza ramy obowiązków służbowych. Być może była w jakiś sposób inspirowana lub uzgodniona z kołami rządzącymi Księstwem Warszawskim" (Czubaty). Grabowski prowadził ożywioną działalność propagandową skierowaną przeciwko wpływom pruskim w Wolnym Mieście. Pod nieobecność gen. Rappa (m.in. podczas kampanii 1809 r.) praktycznie pełnił też obowiązki wojskowego gubernatora miasta. Rapp darzył go dużym zaufaniem i określał jako "wspaniałego człowieka". Kiedy wojska austriackie stanęły pod Toruniem, Grabowski zaciekle zwalczał emisariuszy majora Ferdynanda Schilla, próbujących wywołać antyfrancuskie powstanie i umożliwić angielski desant. Kazał wówczas drukować proklamacje Poniatowskiego i Fryderyka Augusta oraz komunikaty o sukcesach polskiego i francuskiego oręża. To prawdopodobnie z inicjatywy Grabowskiego w sierpniu 1810 r. odwiedził Gdańsk z inspekcją polskich pułków ks. Józef Poniatowski, co było również polityczną demonstracją. Jak pisał prezydent gdańskiego senatu Hufeland, Grabowski to "szczególnie przyjemny człowiek", który u rodaków cieszył się "zawsze szczególną miłością i szacunkiem".
Z okresu gdańskiego pochodzi bardzo ciekawa anegdotka, którą opisał w swych pamiętnikach Antoni Białkowski. Rzecz cała dotyczyła buntu żołnierzy z 10. i 11. p.p., którym przez kilka miesięcy nie płacono żołdu: "Gdy zaraportowano to wyższej komendzie, jenerał Michał Grabowski, dowódca tejże brygady, przybywszy na plac, przedstawił łagodnie żołnierzom, aby wstydu wobec wojsk sprzymierzonych imieniu polskiemu nie czynili. Gdy zdołał cokolwiek wzburzone umysły uspokoić, zabrawszy brygadę, zaprowadził ją sam między baterie zewnętrzne Gdańska, starając się o takie miejsce, aby był z brygadą ukryty i nie widziany od nikogo. Zamknąwszy pierwej za sobą wszystkie wejścia, kazał sformować czworościan tak, aby linia frontowa była wewnątrz. Dopiero przywołał do siebie, to jest do środka, wszystkich oficerów. Skoro się koło niego zebrali, odzywa się do żołnierzy, że kiedy oficerów okryli hańbą takowego nieposłuszeństwa, oficerowie są niegodni, aby im dowodzili. Zakomenderował mówiąc: - "Baczność, na moją komendę! Nabijanie dowolne z ładunkami, nabij broń!". Żołnierze bez namysłu nabili broń ostrymi ładunkami, po czym jenerał zakomenderował - "Bataliony - Tuy!" Co też brygada wykonała, a dopiero odzywa się do nich - "Teraz dacie ognia do nas wszystkich, a po wystrzelaniu nas możecie się rozejść, a nas uwolnicie od dowodzenia takimi jak wy, hardymi, nieposłusznymi i niewytrwałymi". Dopiero komenderuje - "Bataliony, cel!". Żołnierze się przyłożyli naturalnie do środka, w kierunku ku swoim oficerom, a na ostatku komenderuje - "Pal!". Ani jeden żołnierz nie wystrzelił. Jenerał powtarza po raz drugi, trzeci raz, a gdy nie wystrzelono, w największym gniewie wpada do kompanii grenadierskiej, a stanąwszy przed wymierzoną bronią, woła - "Dlaczego jeszcze okazujecie nieposłuszeństwo?". W końcu dodał, że jeśli nie będą posłuszni, użyje środków najostrzejszych, a gdy i to nie pomogło, zaczął szpadą bić żołnierzy, zacząwszy od prawego do lewego skrzydła. Na to żołnierze odzywają się z płaczem, że proszą, aby najpierw była komenda wykonana: "odstaw". Gdy to nastąpiło, rzucili się hurmem do nóg, nie tylko jenerała, ale i wszystkich oficerów, przyrzekając największą wytrwałość i posłuszeństwo."
Grabowski był też krótki czas komendantem placu w Modlinie, który fortyfikowano w gwałtownym tempie. W 1811 r. posłował do Drezna z memoriałem przedstawiającym nagłe potrzeby kraju, a zwłaszcza wojska. W kampanii 1812 r. gen. Michał Grabowski dowodził II brygadą 18. dywizji w V korpusie Wielkiej Armii. Jeszcze podczas przemarszu przez terytorium Księstwa doszło do konfliktu generała z ambitnym podkomendnym - płk Janem Krukowieckim (dowódcą 2 p.p.). Do poważnej scysji doszło w czasie marszu nad Narwią. "Znany z tupetu, awanturnictwa i ostrego słowa płk Krukowiecki powiedział publicznie o generale Grabowskim: "co to mi za generał, którego ja bym nie chciał na kaprala do mego pułku" (Zajewski). Wg Kukiela Krukowiecki odmówił wykonania rozkazu danego mu przed frontem pułku. W każdym bądź razie Grabowski wyzwał impertynenta na pojedynek, ale ponieważ zbliżała się wojna i obaj poróżnieni oficerowie różnili się stopniem, sekundanci (generałowie Czesław Pakosz i Franciszek Paszkowski) ustalili, że owa "sprawa honorowa" rozstrzygnięta zostanie po najbliższej bitwie. Według innych źródeł (Gajewski, Szyndler), do scysji i wyroku sekundantów dojść miało dopiero przed bitwą o Smoleńsk. Tymczasem na postoju w Grodnie 4 lipca 1812 r. Michał Grabowski złożył swój akces do Konfederacji Generalnej. Chwilowo miał powierzone gubernatorstwo Mohylewa.
Kliknij aby powiększyć
Zdążył pod Smoleńsk w przededniu bitwy, która miała zadecydować o jego losie. Według jednej z wersji zdarzeń, pojedynek miał zostać odłożony, a wydarzenia, które później nastąpiły zostały sprowokowane przez Krukowieckiego (otrzymawszy od Grabowskiego rozkaz poprowadzenia ze swym pułkiem natarcia, Krukowiecki miał go wezwać do osobistego udziału w walce). Zajewski z kolei pisze, iż to Grabowski wezwał Krukowieckiego, aby udowodnił swą odwagę i towarzyszył mu w ataku na miasto.
17 sierpnia obydwaj adwersarze (w towarzystwie adiutanta ks. Józefa Ludwika Kickiego) z karabinami w dłoniach poszli do walki na czele kolumny szturmowej przed frontem pierwszej grenadierskiej kompanii 2 p.p. Grabowski poległ na samym początku szturmu w tzw. "wyłomie Zygmuntowskim" trafiony trzema kulami, a ciężko rannego Krukowieckiego zniesiono z pola walki. Kukiel tak relacjonuje te wydarzenia: "Pułk 2 miał dotrzeć poprzez ulice przedmieścia raczyńskiego do starego wyłomu w murze. Drogę wskazywał żołnierz, który dawniej służył w pułku rosyjskim, stojącym w Smoleńsku i znał dobrze miasto. Grenadyerzy 2. pułku wpadli już w ulicę naprost wyłomu, już pochylają bagnety, zdwajają kroku - gdy grad kul miotanych przez 2 armaty rosyjskie i setki karabinów zasypały szturmujących. Pada przeszyty kilkoma kulami generał Grabowski, szef batalionu Gaward; pułkownik Krukowiecki ciężko ranny z placu musi ustąpić."
Nie wiadomo, co się stało z ciałem generała. Eustachy Sanguszko pisze w swych pamiętnikach, że "O jego (Grabowskiego) zwłokach żadnego opytu wziąć nie można było. Dym i pył był wielki, ochłonięty przez ogień, zgorzeć musiał". Z kolei jeden z dowódców rosyjskich - ks. Eugeniusz Wirtemberski twierdził, że podczas kontrataku na Raczenkę rozpoznał obnażonego trupa gen. Grabowskiego, którego następnie zabrali Rosjanie.
Śmierć lubianego generała odbiła się szerokim echem w Wojsku Polskim. Po śmierci Grabowskiego ks. Antoni Sułkowski pisał "Wszyscy żałują szanowanego Grabowskiego. To naprawdę bardzo wielka strata". W 1814 r. poeta A. Górecki uczcił jego pamięć "Dumą o generale Grabowskim." Korespondencja gen. Grabowskiego znajduje się w zbiorach Biblioteki Czartoryskich.
Apacz & Castiglione