Nasza księgarnia

Bitwa pod Lipskiem 1813

Posted in Bitwy epoki napoleońskiej

W początkach października przewaga liczebna sprzymierzonych była już tak znaczna, że postanowili oni rozegrać decydującą batalię. Do takiego starcia dążył też Napoleon, widząc w tym jedyną szansę odwrócenia niekorzystnego dla siebie przebiegu kampanii. Większość sił francuskich skoncentrowana była w trójkącie Torgau-Budziszyn-Drezno. Kiedy jednak Napoleon podczas pobytu w Duben dowiedział się, że na stronę wrogiej koalicji przeszła Bawaria, zdecydował się przesunąć swe siły w rejon Lipska. Tam też zmierzały armie sprzymierzonych, których celem było odcięcie Bonapartego od Francji, a następnie otoczenie i zmuszenie do kapitulacji. W takich warunkach doszło w dniach 16-19 października do batalii pod Lipskiem zwanej też Bitwą Narodów, bo uczestniczyli w niej żołnierze kilkunastu ówczesnych krajów europejskich.
   Mając wyraźnie mniejsze siły, Bonaparte wybrał wariant bitwy z położenia środkowego. Lipsk leży nad Elsterą, która wraz z dopływami Partą i Pleissą tworzy gęstą sieć przeszkód wodnych, utrudniających współdziałanie wojsk, które chciałyby atakować to miasto. Starą część Lipska otaczały średniowieczne mury i na wpół zasypana fosa, wokół której biegły szerokie bulwary wysadzane drzewami. W murach przebite były cztery bramy: na północy Halska, na wschodzie Grimma, na południu Św. Piotra, a na zachodzie Randstadska, przez którą wiodła jedyna droga odwrotu ku miasteczku Lindenau. Przedmieścia - wschodnie i południowe - osłaniane były niezbyt wysokimi murami; te od północy nie miały takiego zabezpieczenia, ale dostęp do nich utrudniała bagnista Parta.
   Już w pierwszych dniach października cesarz zorientował się, na czym polega plan sprzymierzonych. Z północy zdążały armie Bemadotte'a i Blüchera, z południa natomiast wojska Schwarzenberga, które - jak łatwo było przewidzieć - miały spotkać się w rejonie Lipska i siłą 300 tys. żołnierzy uderzyć na Wielką Armię. Cesarz uznał, że ma spore szansę na zwycięstwo w zmaganiach z samą tylko Armią Czech. Zamierzał rozegrać ten bój na południowych przedpolach Lipska, o kilkanaście kilometrów od miasta. Tam też skierował zasadniczą część swoich sił, a więc korpusy: Lauristona, Poniatowskiego, Oudinota, Victora, Augereau i Macdonalda, pod ogólną komendą Murata. W rezerwie - jak zawsze - zatrzymał gwardię. W tym samym czasie korpusy Marmonta, Souhama i Reyniera miały bronić dalekich przedmieść na północy, aby nie dopuścić do połączenia Bemadotte'a i Blüchera ze Schwarzenbergiem. Komendę nad tymi trzema korpusami objął Ney. Cesarz liczył, że zdąży rozegrać bitwę ze Schwarzenbergiem, zanim Armie Północy i Śląska pojawią się pod Lipskiem. Stało się jednak inaczej, bo Blücher, znany ze swej zapalczywości, pojawił się pod miastem już 15 października, pociągając za sobą korpus szwedzki.
   Pierwszy dzień Bitwy Narodów - 16 października - to trzy odrębne starcia, rozgrywane w odległości kilkudziesięciu kilometrów od siebie. Na południu toczył się bój zwany bitwą pod Wachau, gdzie Francuzi nie tylko potrafili odeprzeć ataki Rosjan i Austriaków, ale także zyskać nieco terenu i wziąć sporo jeńców. Zadali też przeciwnikowi trzykrotnie większe straty w zabitych i rannych, niż sami ich doznali. Było to wynikiem znakomitego działania artylerii. W walkach tych odznaczył się 8 korpus polski. Jego dowódca ks. Józef Poniatowski otrzymał marszałkowską buławę.
   W tym samym czasie na północ od Lipska trwała bitwa pod Mockem. W wyniku liczebnej przewagi Blüchera korpusy podporządkowane Neyowi musiały oddać część pozycji. Było to rezultatem błędnej decyzji marszałka, który słysząc kanonadę spod Wachau, posłał tam z pomocą dwie dywizje gen. Souhama. Te 15 tys. żołnierzy przez cały dzień wędrowało po bitewnym polu, nie oddawszy ani jednego strzału.
   Wreszcie do trzeciego starcia doszło na zachód od Lipska, w rejonie miasteczka Lindenau. Austriacki korpus gen. Giulaya próbował zająć tę osadę - udało mu się to na kilka kwadransów - aby przeciąć Francuzom drogę odwrotu. Wojska Bertranda potrafiły jednak odzyskać te pozycje i odrzucić Austriaków na południe. Pierwszy dzień Bitwy Narodów może być słusznie uznany za zwycięski dla Napoleona.
    17 października okazało się jednak, że sprzymierzeni otrzymali posiłki. Przede wszystkim dołączył do nich szwedzki korpus Bemadotte'a. Trzeba było skrócić linię obrony, a więc wycofać francuskie korpusy o kilka kilometrów ku zabudowaniom Lipska. Ten dzień upłynął na porządkowaniu oddziałów, zbieraniu rannych z pobojowiska, zajmowaniu nowych stanowisk. Pod wieczór zaczęto nalegać na Napoleona, aby wydał rozkaz odwrotu. Wśród generałów i wyższych oficerów dominowało przekonanie, że nie ma szans na pokonanie sprzymierzonych, jeśli zdołali oni zgromadzić w jednym miejscu tak znaczne siły. Cesarz wahał się jednak, bo odwrót oznaczał rychłą kapitulację tych francuskich garnizonów, które pozostawione zostały w Saksonii, nad Odrą i w Księstwie Warszawskim. Z chwilą gdy fortece te złożyłyby broń, sprzymierzeni otrzymaliby kilkadziesiąt tysięcy świeżego wojska, zajętego do tej pory blokowaniem owych twierdz.
    18 października walka została wznowiona. O godzinie 8.00 od południa uderzyły trzy wielkie kolumny Rosjan i Austriaków. Tę z prawej, złożoną z oddziałów Bennigsena i Klenaua, prowadził sam Schwarzenberg. Tę środkową, składającą się z wojsk Wittgensteina i Kleista, dowodził Barclay de Tolly. Wreszcie tę z lewej strony, uformowaną przez żołnierzy Bianchiego, Nostitza i ks. Lichtensteina, oddano pod komendę następcy tronu Hesji. Każda z kolumn miała 50 tyś. szabel i bagnetów. Napoleon mógł im przeciwstawić tylko 80 tys. ludzi. Szczególnie zaciekły bój toczył się o wioski Dolitz i Probstheyda, które parokrotnie przechodziły z rąk do rąk. I znowu odznaczył się tu 8 korpus polski.
   W pewnym momencie od strony wioski Reudnitz leżącej na wschód od Lipska rozległa się kanonada. Wśród żołnierzy francuskich w mgnieniu oka rozeszła się wieść, że to szwedzki korpus zdrajcy Bemadotte'a przyłączył się do ataku na miasto. W tym samym czasie od północy uderzył Blücher, któremu udało się zająć miasteczko Schonefeldt. Na stronę sprzymierzonych na tym odcinku frontu przeszła dywizja saska należąca do korpusu Reyniera, a także dwa pułki wirtemberskie. Ledwie znalazły się one pośród Prusaków, natychmiast przystąpiły do ostrzeliwania Francuzów. Osłupiały gen. Reynier popędził za nimi, próbując nakłonić do powrotu. Jeden z młodych oficerów saskich zatrzymał go i zawołał:
    - Generale, oszczędź nam dodatkowej hańby! Uciekaj stąd, bo inaczej będziemy musieli wydać cię Prusakom!
Dywizja gen. Durutte'a, zaskoczona przez Sasów, poszła w rozsypkę i schroniła się pośród żołnierzy korpusu Marmonta. Wierny Napoleonowi pozostał tylko saski generał Zeschau z 500 ludźmi. Po tej zdradzie powstała taka wyrwa w linii francuskiej obrony, że trzeba było cofnąć wojska Neya, aby jakoś uporządkować front. 28 tysięcy żołnierzy napoleońskich broniło się przed 90 tysiącami sprzymierzonych.
Miasteczko Schonfeid siedem razy przechodziło z rąk do rąk. Trzymająca się tam dywizja gen. Lagrange'a, będąc u kresu fizycznej wytrzymałości, wzmocniona została żołnierzami Ricarda. Walka była wyjątkowo zacięta, dość powiedzieć, że padł szef sztabu Marmonta gen. Richemont, ośmiu jego adiutantów było rannych lub dostało się do niewoli, sam marszałek został dwukrotnie ranny i miał pod sobą kolejno zabite cztery konie.
Kiedy o godzinie 19.00 bój dobiegł końca, dowódca artylerii wojsk liniowych gen. Sorbier i gwardii gen. Dulauloy zameldowali cesarzowi, że wystrzelono tego dnia 95 tys. pocisków armatnich. Pozostało jeszcze tylko 16 tys. kul działowych, co wystarczało na dwugodzinną kanonadę. W samym Lipsku nie było żadnych magazynów amunicji. Można ją było uzupełnić tylko w Magdeburgu lub Erfurcie. Cesarz zdecydował iść na Erfurt, a więc cofać się ku Francji.
   W późnych godzinach wieczornych Bonaparte wydał dyspozycje. Miasta będą bronić: dywizja Durutte'a z korpusu Reyniera oraz polska dywizja Dąbrowskiego w rejonie bramy Halskiej; 6 korpus Marmonta z jedną dywizją 3 korpusu na wschodzie; Lauriston i Poniatowski na południu pod ogólną komendą Macdonalda. Korpusy Victora, Augereau i Neya oraz kawaleria miały natychmiast rozpocząć odwrót przez most Lindenau na zachód. W ciągu nocy wycofano także znaczną część artylerii.
    19 października około godziny 9.00 Napoleon udał się do pałacu królewskiego, by pożegnać się z Fryderykiem Augustem i jego rodziną. Monarcha, który od 1806 roku dochowywał wierności cesarzowi, był wyraźnie za kłopotany zdradą wojsk saskich. Bonaparte zachęcał go, aby porozumiał się ze sprzymierzonymi i próbował ratować swe królestwo. Wizyta trwała zaledwie dwadzieścia minut, ale wszyscy ponaglali cesarza, aby czym prędzej opuszczał miasto. Strzelanina była coraz bliżej i lada moment droga na zachód mogła być odcięta. Okazało się później, że jeden z batalionów heskich, wysłany ku Lindenau, opuścił nagle kolumnę marszową i opanowawszy sąsiednie domy, zabarykadował się tam, by następnie ostrzeliwać Francuzów. Napoleon, pożegnawszy się z Fryderykiem Augustem, pośpieszył ku bramie Randstadskiej, ale ta była tak zatłoczona wozami taborowymi, że musiał zawrócić i wydostał się z miasta dopiero przez bramę Św. Piotra. Niemal w ostatniej chwili przejechał most w Lindenau, który został za wcześnie wysadzony przez francuskich saperów. Sądzili oni, że lada moment pojawi się tam pruska piechota.
   Zniszczenie mostu w Lindenau oznaczało, że z Lipska nie może już tą drogą wycofać się ariergarda. Ranny Poniatowski przebył wprawdzie błotnistą Pleissę, ale utonął w następnej przeszkodzie wodnej - Elsterze. Pułkownik saperów Marion rozkazał ściąć kilka drzew i przerzucić je ponad rzekę. Na pnie nałożono drzwi i okiennice wyrwane z pobliskich domów. Po takiej prowizorycznej przeprawie wycofało się kilkuset Francuzów. Kiedy dotarł tam Macdonald, drzwi i okiennice były już zniesione wartkim nurtem. Marszałek wszedł wobec tego na pień drzewa i krok za krokiem zaczął posuwać się do przodu. Gdy był już przy zbawczym brzegu zachodnim, zsunął się nagle do wody, ale na szczęście rzeka nie była tu zbyt głęboka. Po chwili saperzy wyciągnęli go z odmętów. Ze wschodniego brzegu doszły go wołania:
    - Panie marszałku, ratuj swych żołnierzy! Ratuj swoje dzieci!
Macdonald stał oniemiały pod gradem pruskich kul, bezsilnie patrząc, jak piechota Blüchera likwiduje bagnetami szesnastoletnich francuskich rekrutów.
    O godzinie 14.00 walka dobiegła końca. Na Wielkim Placu spotkali się, by pogratulować sobie zwycięstwa, car Aleksander, cesarz Franciszek i król Fryderyk Wilhelm. Dołączył do nich Bemadotte, ale przyjęto go bardzo chłodno. Król saski Fryderyk August próbował także zaznaczyć, że należy już do obozu zwycięzców, ale car nie zgodził się na żadną z nim rozmowę.
   Wyniki bitwy były tragiczne dla Wielkiej Armii. Oprócz Poniatowskiego zginęli generałowie: Vial, Rochambeau i Delmas. Ranni zostali marszałkowie Ney i Marmont oraz generałowie: Souham, Compans, Latour-Maubourg, Frederics, Maison. Do niewoli dostali się dowódcy korpusów Lauriston i Reynier oraz generałowie: Charpentier, Hochberg, Rożniecki, Dorsenne, Estko, Małachowski, Couloumt, Aubry i Bertrand. Zginęło 20 tysięcy żołnierzy i oficerów, 7 tysięcy zostało rannych, a do niewoli poszło 23 tysiące.

Źródło: R. Bielecki, Marszałek Ney