Nasza księgarnia

Kampania 1806-1807

Posted in Kampanie 1792-1815

Polityka Napoleona po klęsce Prus i przystąpienie Rosji do wojny

Jegrzy rosyjscy z lat 1806-1807   Rząd angielski szybko pojął, że tym razem Napoleon rzucił mu wyzwanie na śmierć i życie. W tej sytuacji Londyn ponownie "uderzył z płaczem" do mocarstwa, które już dwukrotnie (1799 i 1805 r.) ratowało Anglię z opresji. Po raz kolejny Aleksandrowi I oferowana była daleko idąca pomoc finansowa, jeśli znowu wystąpi przeciwko Napoleonowi i postara się ocalić Prusy (a raczej to co z nich pozostało).
Rząd angielski starał się także "uśmiechnąć" do Austrii, ale ta nie doszła jeszcze do siebie po straszliwej klęsce pod Austerlitz, a tak poza tym, z ledwie skrywaną radością obserwowała upadek Prus, które w ubiegłym roku odmówiły udziału w trzeciej koalicji antyfrancuskiej. To teraz miały za swoje.
Natomiast w Petersburgu przygotowania do wojny były już zapięte na ostatni guzik. Napoleon, miał całą armię szpiegów i agentów w każdym kraju europejskim i w każdej stolicy, a szczególnie w rosyjskiej stolicy. Dzięki temu, cesarz na bieżąco był informowany o rozmowach angielsko-rosyjskich, o przygotowaniach wojennych Aleksandra I i o obietnicach Londynu udzielenia carowi pomocy pieniężnej w razie wypowiedzenia Francji wojny.
Mając czasowo kwaterę główną w Berlinie, Napoleon nie tracąc czasu wydał dwie dyrektywy: pierwsza dotyczyła praktycznej strony przestrzegania blokady kontynentalnej Anglii przez kraje europejskie, zaś druga (najważniejsza) dotyczyła szybkiej koncentracji armii i przygotowania jej do mającego rychło nastąpić spotkania z armią rosyjską, spieszącą już z odsieczą ginącym Prusom.
Kroki wojenne Aleksandra I miały tym razem dużo głębsze podstawy niż w roku ubiegłym. Po pierwsze, tym razem napoleońska armia przesuwając się na wschód od pruskiej stolicy, ewidentnie nastawała na całość rosyjskiego imperium. Nic już bowiem nie stało na przeszkodzie, aby granice obu cesarstw spotkały się. A tego nikt w Petersburgu nie chciał. Prusy były dotąd naturalnym kordonem izolującym Rosję od Francji. Teraz tej bariery zabrakło. Równowaga sił uległa zachwianiu.
Po drugie, sprawa polska. Napoleon miał dylemat. Czy podpisać pokój z Prusami na korzystnych dla Francji warunkach, które ofiarował mu Fryderyk Wilhelm III, błagając o ich przyjęcie? Czy też przerzucić armię na linię Odry, Wisły i Bugu, co miało doprowadzić do ostatecznego unicestwienia państwa pruskiego i było równoznaczne z podjęciem sprawy polskiej, a tym samym do niechybnego konfliktu z Rosją? Aleksandrowi I, gdy przystępował do czwartej koalicji antyfrancuskiej, nie chodziło tylko o sojusz z Fryderykiem Wilhelmem III, który po odebranych cięgach był praktycznie bezsilny i wypadł z rywalizacji europejskich monarchów. Niepokoił go natomiast fakt, że napoleońska armia niebezpiecznie blisko podeszła zachodnich granic rosyjskiego imperium.
Napoleon, wydając rozkaz do przekroczenia linii Odry, grał o dużą stawkę. To musiało nieuchronnie doprowadzić do zwarcia z cesarstwem rosyjskim. Pobił Aleksandra I w grudniu 1805 roku pod Austerlitz, ale wtedy pole bitwy (Morawy) były odległe od rosyjskich granic, wobec czego można było liczyć na dogadanie się z Moskalem. Teraz było inaczej. Ziemie polskie, wschodni przedsionek państwa pruskiego, to dla Aleksandra I stanowczo za blisko. Tutaj musiało dojść do krwawej konfrontacji. I to natychmiast.
Nie należy się jednak oszukiwać, że Napoleon podejmując się sprawy polskiej, czynił to z miłości do narodu polskiego. Skłoniły go do tego okoliczności wynikające z ogólnej gry politycznej. Początkowo sądził przecież, że zakończy wojnę w Berlinie, potem jednak uświadomił sobie, że nie ma co marzyć do trwałym pokoju, jeśli nie uporządkuje spraw w Europie Środkowej. Postanowił więc całkowicie zdruzgotać (czytaj: pozbyć się) państwo Hohenzollernów, jako mu szczególnie niechętne. Jakie organizmy państwowe miały powstać na ruinach państwa pruskiego, tego jeszcze nie był pewien. Może Polska? Napoleon, jako cesarz Francji, król Włoch i protektor Związku Reńskiego, nie miałby nic przeciwko temu, aby do swoich trzech tytułów dodać czwarty - króla Polski. A może lepiej odpłacić Rosji za neutralność wschodnią (czytaj: polską) częścią likwidowanego państwa pruskiego i dopuścić rosyjską granicę aż pod Wisłę, aby mieć z Petersburgiem "pokój wieczysty"? Nie miał co do tego skrystalizowanych poglądów. Tak naprawdę, sprawy Europy Środkowej były dla niego raczej pochodną głównego punktu polityki imperialnej Francji - rywalizacji z Anglią o hegemonię nad światem.
I po trzecie w końcu. Jasne było, że jeśli Napoleon chce, by dekret o blokadzie kontynentalnej nie pozostał martwą literą, musi skłonić (czytaj: zmusić) Rosję do przyjęcia berlińskiego dokumentu. Aleksander I wiedział, że rosyjska gospodarka nie może sobie na to pozwolić. Dla niej byłby to wyrok śmierci. Anglia była gigantycznym rynkiem zbytu dla rosyjskiego rolnictwa, a w dodatku uderzyłoby to mocno rosyjską walutę, która i tak nie była szczególnie silna.
Tak więc, nie licząc już chęci odwetu za haniebną klęskę pod Austerlitz, Aleksander I miał sporo powodów do wojny z Napoleonem. Tym razem jednak, przygotowywano się do niej dużo poważniej niż do fatalnej kampanii austriackiej. Tym razem nikt w Petersburgu nie lekceważył już francuskiego cesarza i jego armii.

Kampania zimowa 1806 roku.
Bitwy pod Pułtuskiem i Gołyminem
(26 grudnia 1806 roku)

Pałac biskupi w Pułtusku, z okien którego Napoleon obserwował ruchy wojsk rosyjskich nad Narwią   Napoleon postanowił uprzedzić wkroczenie rosyjskiej armii na ziemie polskie. Już 1 listopadzie 1806 roku francuska armia przekroczyła granicę Wielkopolski, zaś korpus Davouta dokonał uroczystego wjazdu do Poznania.
W Petersburgu postanowiono czym prędzej pchnąć przeciwko Napoleonowi 140-tysięczną armię pod ogólną komenda gen. Aleksandra Kamieńskiego (nie był to specjalnie udany wybór cara - ten 75-letni generał okazał się zbyt ociężały wobec młodziutkiego 37-letniego cesarza Francji). Cała ta potęga była podzielona na trzy części. 60-tysięczną 1. armię polową (pod rozkazami gen. Leontija Bennigsena) tworzyły cztery dywizje (korpusy) - gen. Aleksandra Ostermana - Tołstoja, Fabiana Osten - Sackena, Dmitrija Golicyna i gen. Siedmorackiego. 50-tysięczną 2. armię polową tworzyły także cztery dywizje (korpusy) - gen. Nikołaja Tuczkowa, Dmitrija Dochturowa, Iwana Essena i gen. Anreppa - pod ogólnym dowództwem gen. Fiodora Buxhoewdena. Dodatkowo, w trakcie formowania była 30-tysięczna 3. armia polowa, składająca się z dwóch dywizji (korpusów) - księcia Wołkonskiego i gen. Mellera. W późniejszym okresie z Rosji miała nadejść także doborowa gwardia carska wielkiego księcia Konstantego. Na marginesie sprawa naczelnego dowództwa - chociaż Kamieński nie sprosta oczekiwaniom Petersburga pozostanie na stołku, jednak będzie na tyle rozsądny, że po pierwszych wpadkach przekaże prowadzenie kampanii młodszym i bardziej energicznym podkomendnym - Bennigsenowi (to on, nieoficjalnie, obejmie główną komendę) i Buxhoewdenowi (tego ostatniego trudno raczej nazwać energicznym, biorąc pod uwagę jego ślamazarność w czasie bitwy pod Austerlitz). Co do tego pierwszego, to miał on jedną wadę - umiał przygotowywać dobre plany bitewne, ale kiepsko je później realizował.
W tym czasie Napoleon rozporządzał około 150-tysięczną armią podzieloną na: 1. korpus marsz. Jean Bernadotte'a (dywizje piechoty - gen. Pierre Duponta, gen. Rivauda i gen. Jean - Baptiste Droueta d' Erlona oraz brygada jazdy lekkokonnej gen. Tilly'ego), 3. korpus marsz. Louisa Davouta (dywizje piechoty gen. Charlesa Moranda, Louisa Frianta i Charlesa Gudina oraz brygada jazdy lekkokonnej gen. Marulaza), 4. korpus marsz. Nicolasa Soulta (dywizje piechoty gen. Louisa Saint Hilaire'a, gen. Levala i gen. Claude Legranda oraz brygada jazdy lekkokonnej gen. Guyota), 5. korpus marsz. Jean Lannes'a (dywizje piechoty gen. Louisa Sucheta i Honore Gazana oraz brygada jazdy lekkokonnej gen. Treilharda), 6. korpus marsz. Michela Neya (dywizje piechoty gen. Marchanda i Charlesa Gardana oraz brygada jazdy lekkokonnej gen. Colberta), 7. korpus marsz. Pierre Augereau (dywizje piechoty gen. Jacques Desjardinsa i gen. Heudeleta oraz brygada jazdy lekkokonnej gen. Antoine Durosnela), gwardia cesarska pod osobistą komendą Napoleona oraz dwa korpusy kawalerii - 1. marsz. Joachima Murata (dywizje konnicy ciężkiej gen. Etienne'a Nansouty'ego, Jean - Louis Espagne, gen. Dominique Kleina, Marc - Antoine Beaumonta i gen. Bekera oraz brygady jazdy lekkokonnej gen. Antoine Lasalle'a, Edouarda Milhauda i gen. Wathiera) i 2. marsz. Jean - Baptiste Bessieres'a (dywizje konnicy ciężkiej gen. Emmanuela Grouchy'ego, gen. Sahuca i Jean Hautpoula).
Chociaż stosunek sił był wyrównany, zaś marszałkowie francuscy przewyższali rosyjskich generałów pod względem umiejętności i doświadczenia, to jednak należy pamiętać, że ta kampania została przyjęta przez Napoleona niejako z przymusu, a korpusy francuskie były mocno osłabione dotychczasową, ponad miesięczną kampanią pruską. Teraz przyszło im się spotkać ze świeżą, agresywną i bitną armią rosyjską.
Pod koniec listopada 1806 roku Napoleon odebrał informację, że forpoczta Bennigsena wkroczyła do Warszawy. Natychmiast pchnął w kierunku miasta korpusy Davouta i Murata. 27 listopada konnica Murata przejechała ulicami polskiej stolicy, z której poprzedniego dnia wynieśli się Rosjanie, odchodząc za Wisłę i paląc za sobą mosty. Tego samego dnia do Poznania przybył Napoleon, zaś rankiem 19 grudnia cesarz wjechał uroczyście do Warszawy.
W chwili gdy forpoczty napoleońskie docierały do Warszawy, armia Bennigsena wyszła nad środkową Wisłę, między Toruniem a Warszawą, utrzymując tym samym styczność z ostatnim pozostałym jeszcze korpusem pruskim gen. Lestocqa, broniącym Torunia. Już 17 listopada pod miasto podszedł korpus Lannes'a, jednak pozbawiony artylerii nie ryzykował szturmu, odchodząc pod Bydgoszcz. 6 grudnia na brzeg Wisły pod Toruniem wyszedł korpus Neya. Marszałek natychmiast rozpoczął przeprawę. W miarę jak strumień francuskiej piechoty płynął przez rzekę, Lestocq ewakuował miejski arsenał, po czym uszedł z miasta i ruszył w stronę Królewca. Tymczasem Bennigsen uważając, że nie jest dość silny, pozwolił Napoleonowi przejść z armią na prawy brzeg Wisły, a sam ustąpił w kierunku Narwi.
Głównym celem cesarza stało się teraz rozbicie osamotnionej armii Bennigsena. Na początek, przez Toruń, a także Płock i Zakroczym, przeprawiły się na prawy brzeg Wisły korpusy Neya, Soulta, Augereau i Bernadotte'a. Miały one uderzyć z kierunku północno - zachodniego prostu w lewe skrzydło armii Bennigsena. Równocześnie korpus Davouta ruszył spod Warszawy w kierunku północnym i po przekroczeniu Wkry, w pobliżu jej ujścia do Narwi, w nocy z 23 na 24 grudnia maszerująca w forpoczcie dywizja gen. Charlesa Moranda dopadła pod Czarnowem rosyjski korpus gen. Aleksandra Ostermana - Tołstoja. Była to jedna z nielicznych bitew nocnych epoki napoleońskiej. Davout rozegrał tę partię po mistrzowsku. Najpierw piechota Moranda zajęła wyspę na Wkrze, a następnie, po silnym przygotowaniu artyleryjskim, przedostała się z prawego brzegu rzeki na lewy. Utraciwszy nadrzeczne wzgórza Osterman - Tołstoj, pozostawiwszy ok. 1,7 tys. poległych i rannych, odszedł w stronę Nasielska. Ten błyskotliwy sukces Davout opłacił stratą ok. 700 poległych i rannych.
Po tej pierwszej porażce Bennigsen ustąpił z armią pod Pułtusk i Gołymin. Podczas gdy prawe skrzydło francuskie (korpusy Davouta, Lannes'a i Murata) energicznie ścigało unikających bitwy Rosjan, to lewe skrzydło (korpusy Neya, Soulta, Augereau i Bernadotte'a) prowadziło pościg z dużo mniejszą energią, żeby nie powiedzieć opieszale.
Po bitwie pod Czarnowem Napoleon sądził, że Rosjanie ustępują w kierunku północno - zachodnim, by utrzymać styczność z pruskim korpusem gen. Lestocqa. Dlatego skierował korpusy Davouta i Murata w stronę Nasielska, gdzie 24 grudnia doszło do zaciętej, lecz nierozstrzygniętej potyczki z korpusem Ostermana - Tołstoja. Dopiero wtedy cesarz uświadomił sobie, że Rosjanie odeszli w kierunku północno - wschodnim (!), ku Ostrołęce.
Tymczasem 40-tysięczna armia Bennigsena okopała się na przedpolu Pułtuska. Rankiem 26 grudnia doszło tu do pierwszej poważnej bitwy. Bitwy, która przekonała francuskie dowództwo z Napoleonem osobiście, że tym razem napoleońscy żołnierze mają do czynienia nie z upadłymi na duchu Prusakami, lecz z pełnymi sił i otuchy żołnierzami rosyjskimi. Marsz. Jean Lannes, starając się zdobyć strategiczne mosty na Narwi, uderzył na Bennigsena około godz. 10, mimo iż dysponował dwukrotnie słabszym, bo tylko 20-tysięcznym korpusem. Bitwie towarzyszyła gwałtowana burza śnieżna, zaś rozmokły grunt uniemożliwiał użycie dużych związków kawaleryjskich. Rosjanie bronili się z niezwykłym uporem i Lannes napisał później w raporcie, że nigdy jeszcze w swojej karierze wojskowej nie spotkał się z taką determinacją po drugiej stronie. Korpus Lannes'a przez cały dzień szturmował umocnienia rosyjskie i dopiero po południu nadeszła odsiecz w postaci jednej z dywizji korpusu Davouta. Tej bitwy francuscy marszałkowie wygrać nie mogli. Byli praktycznie osamotnieni, gdyż Bernadotte, jak zwykle, czekał z ofensywą nie wiadomo na co.
Bennigsen nie skorzystał jednak z okazji, że dysponując dwukrotną przewagą liczebną mógłby pokusić się o silne przeciwuderzenie, które z pewnością postawiłoby Francuzów w trudnej sytuacji. Pozostał jednak bierny, pasywnie przyjmując francuskie ciosy. Rosyjski generał był przekonany bowiem, że ma przed sobą tylko forpocztę Napoleona i że cesarz przygotował dla niego "niespodziankę" - wciągnie go w pułapkę, aby kilka godzin później uderzyć z siłami głównymi. Pod koniec dnia Bennigsen dał rozkaz do generalnego odwrotu na wschód, w stronę Ostrołęki. W bitwie tej Rosjanie stracili około 5 tysięcy poległych i rannych. Straty francuskie były nieco niższe.
Bitwa pod Pułtuskiem pozostała nierozstrzygnięta, i jak zwykle w takich przypadkach, obie strony przypisały sobie sukces. Lannes poinformował Napoleona, że pobił Rosjan i odrzucił ich od miasta, natomiast Bennigsen zakomunikował Aleksandrowi I, że pokonał samego Napoleona, chociaż ten przebywał wtedy daleko od Pułtuska.
Tego samego dnia, gdy siły główne Bennigsena broniły Pułtuska, 18-tysięczny korpus księcia Dmitrija Golicyna okopał się pośród lasów i bagien pod Gołyminem, na północny - zachód od Pułtuska. Tutaj doszło do drugiej, równie zaciętej, choć już nie tak krwawej bitwy, kiedy Napoleon skierował przez Gołymin korpusy Augereau i Murata, a w drugiej połowie dnia także Davouta. Chodziło mu o wyjście na lewe skrzydło armii Bennigsena i doprowadzenie do generalnej rozprawy, która miała zakończyć wojnę jeszcze w bieżącym roku. Cesarz był pewien sukcesu. Jego marszałkowie rozporządzali blisko 38 tysiącami żołnierzy, wobec 18 tysięcy Rosjan. Taka odwrócona dysproporcja sił, jak pod Pułtuskiem. Francuzi nie docenili jednak uporu rosyjskiego żołnierza, fatalnej pogody i przemęczenia korpusów trwającą niemal nieprzerwanie od października kampanią.
Około godz. 10 korpus Murata uderzył na konnicę Golicyna, zaś dywizje Heudeleta i Desjardinsa natarły na linie obrony dywizji gen. Fabiana Osten - Sackena, stojącej na drodze do Ciechanowa. Pod potężnym naporem francuskiej piechoty Rosjanie poczęli ustępować w kierunku Makowa. W międzyczasie konnica Murata odrzuciła jazdę Golicyna. Przybyła w drugiej połowie dnia dywizja gen. Charlesa Moranda z korpusu Davouta nacierała z trudem, przebijając się przez gęsty sosnowy las, uniemożliwiający rozwinięcie szyku. W tej sytuacji marszałek rzucił do szarży brygadę dragonów gen. Jean Rappa, który uderzył wzdłuż drogi. Niestety, Rosjanie przygotowali tam uprzednio pułapkę. Jazda francuska poniosła dotkliwe straty w zmasowanym ogniu karabinowym i nie mając możliwości manewru oddała pole. Bitwa dobiegła końca z nastaniem zmroku. Golicyn odszedł do Makowa pozostawiając pod Gołyminem ok. 1 tysiąca poległych i rannych. Straty francuskie były nieprzekroczyły 0,6 tys. poległych i rannych.
Bitwy pod Pułtuskiem i Gołyminem zakończyły kampanię zimową 1806 roku. Przekonały one Napoleona, że musi przerwać ofensywę z uwagi na przemęczenie armii i fatalny stan rozmiękłych dróg. W dniu 1 stycznia 1807 roku cesarz wydał rozkaz o przejściu armii na kwatery zimowe pod Warszawą. Z kolei Bennigsen ustąpił z armią do Prus wschodnich, poza barierę jezior mazurskich, gdzie połączył się z pruskim korpusem gen. Lestocqa. Z Petersburga nadeszła też nowa dyrektywa na nowy rok: odepchnąć Napoleona za Wisłę, nie dopuścić do upadku Królewca i przyjść z odsieczą oblężonemu Gdańskowi.

Kampania zimowa 1807 roku.
Bitwa pod Pruską Iławą (7-8 lutego 1807 roku).

Kliknij aby powiększyć   Przerwę zimową obie strony chciały poświęcić na uzupełnienie stanów posiłkami przybywającymi z głębi kraju. Armia napoleońska w Polsce liczyła około 150 tysięcy żołnierzy, z czego 30 tysięcy stacjonowało jako garnizony miejsce oraz na linii Toruń - Grudziądz, w przypadku ofensywy pruskiej spod Kłajpedy (chociaż Fryderyk Wilhelm III był tam praktycznie pozbawiony sił wojskowych). Z kolei Rosjanie rozporządzali na ziemiach polskich ok. 80-90 - tysięczną armią.
Bennigsen wykonując rozkaz cara rozpoczął zimową ofensywę przeciwko odpoczywającym korpusom francuskim, a raczej rozbijającym się na zimowych kwaterach. Korpus Bernadotte'a stanął nad Drwęcą, osłaniając siły główne na lewym brzegu Wisły. Najbliżej niego, ale dopiero pod Mławą i Nidzicą, stał korpus Neya. Bennigsen, który obecnie przejął ogólną komendę z rąk nieudolnego Kamieńskiego, uznał, że nadarza się okazja do rozbicia osamotnionego korpusu Neya, a potem Bernadotte'a. W połowie stycznia 1807 roku armia rosyjska uzupełniona pruskim korpusem Lestocqa przekroczyła Łynę, a potem w okolicach Ostrołęki wyszła nad dolną Wisłę. Plan był prosty: po rozbiciu obu izolowanych korpusów francuskich, przebić się na tyły Napoleona i odciąć jego linie komunikacyjne od Prus.
Napoleon był bardzo zadowolony z takiego obrotu sprawy. Przewidywał bowiem, że będzie mógł wciągnąć Bennigsena w pułapkę. Podczas gdy Rosjanie będą naciskać na ustępującego Bernadotte'a, siły główne uderzą ze skrzydeł i pochwycą ich w potrzask. W dniu 18 stycznia forpoczta Bennigsena uderzyła na zimujący pod Lidzbarkiem Warmińskim korpus Neya, który począł oddawać pola. Następnego dnia konnica rosyjska przebiła się pod Morągiem przez kolumny taborowe Bernadotte'a. Napoleon czekał. Sytuacja rozwijała się po jego myśli. Czekał teraz na dogodny moment uderzenia w kierunku Olsztyna, przejęcia przepraw przez Łynę i zmuszenia Bennigsena do bitwy z odwróconym frontem. Na linii Szczytno - Nidzica - Wielbark - Chorzele - Myszyniec skupił blisko 70-tysięczną armię, gotową do chwycenia Rosjan za kark. Niestety, Bennigsen okazał się bardzo podejrzliwy. Najpierw nieufnie patrzył jak korpusy Neya i Bernadotte'a ustępują przed nim, unikając konfrontacji. Tak Francuzi nigdy nie postępowali. Niepewność rozwiała się, gdy Rosjanom udało się pochwycić francuskiego kuriera z depeszami Napoleona dla Bernadotte'a, w których przedstawiony był plan cesarza. Natychmiast też Bennigsen, widząc, że Napoleon przygotował "niespodziankę", przerwał ofensywę i rozpoczął pospieszny odwrót w kierunku północnym, ku Pruskiej Iławie.
Tymczasem korpusy francuskie, maszerując w trzech kolumnach, podeszły pod Wielbark tocząc nieustanne potyczki z ariergardami kozackimi. 1 lutego korpusy Davouta, Soulta i Murata ruszyły na Olsztyn, do którego wkroczyły bez jednego strzału. Wbrew oczekiwaniom Napoleona, siły główne Rosjan nie stały na lewym brzegu rzeki Pasłęki, ale nad Łyną, w okolicach Dobrego Miasta. Forpoczty francuskie natknęły się na nie 3 lutego pod wioską Jonkowo, na północny - zachód od Olsztyna, w wąskim korytarzu między Pasłęką i Łyną. Napoleon chciał tutaj wydać Bennigsenowi walną bitwę w dniu następnym, polecając Soultowi (w ramach przygotowań do niej) zająć strategiczny most na Łynie w Bergwałdzie (na marginesie był to jedyny ocalały most w okolicy). Marszałek uderzył na most praktycznie z marszu, nie chcąc tracić czasu. Rozgorzała zacięta bitwa trwająca aż do zmierzchu. Dywizje Legranda i Levala odrzuciły dywizję gen. Aleksandra Kamieńskiego ze wsi, jednak Rosjanie uparcie trzymali się małego przyczółka przy moście. Gdy jednak nie nadeszły oczekiwane posiłki - rozpoczęli odwrót. Kiedy 4 lutego Napoleon skoncentrował pod Jonkowem odpowiednie siły, gotów uderzyć na armię Bennigsena, okazało się, że nie ma jej pod Dobrym Miastem, gdyż odeszła w nocy w kierunku północnym, w stronę Królewca.
Napoleon czym prędzej ruszył w pościg śladem Bennigsena, prowadząc korpusy Augereau, Soulta i Murata oraz gwardię cesarską. Na jego lewym skrzydle korpus Neya, a tuż za nim Bernadotte'a, odrzucili korpus Lestocqa spod Dobrego Miasta do Ornety. Na prawym zaś skrzydle korpus Davouta ruszył na Lidzbark Warmiński, gdzie 6 lutego doszło do zaciętej, lecz nierozstrzygniętej potyczki z rosyjskimi ariergardami. Tego samego dnia korpus Murata dopadł ariergardę Bennigsena pod Dwórznem, ponad 30 kilometrów na północny - zachód od Lidzbarka Warmińskiego. 12 batalionów rosyjskiej piechoty okopało się między wioską a pobliskim lasem. W centrum przebiegła głęboka rozpadlina, skutecznie broniąca Rosjan przez szarżą francuskiej konnicy. Nad parowem przerzucony był most. Pierwsze uderzenie dywizji huzarów nie powiodło się z zmasowanym ogniu karabinowym rosyjskiej piechoty. Podobnie było z szarżą dywizji dragonów. Dopiero trzecie, potężne uderzenie dywizji kirasjerów gen. Jean Hautpoula przejechało pędem przez most i rozerwało linie rosyjskie. W tej sytuacji Rosjanie rozpoczęli szybki odwrót, pozostawiając na pobojowisku prawie 2 tysiące poległych i rannych.
Bennigsen w obliczu nowego oskrzydlenia przyspieszył odwrót i w ciągu trzech dni nieprzerwanego marszu odszedł z armią aż 85 kilometrów, stając w końcu o dzień marszu na południowy - wschód od Królewca pod Pruską Iławą. Tutaj stanął przed dylematem: ratować Królewiec (jak chciał tego car), czy też porzucić, i tak już przegranych, Prusaków i ratować armię przechodząc z nią na prawy brzeg Niemna, do Rosji. To jednak byłoby przyznanie się do porażki. Bennigsen musiał przyjąć bitwę. Dalej nie było już gdzie się cofać.
Napoleon starał się jak najszybciej doprowadzić do rozstrzygającej bitwy z Rosjanami. Nie udało się to pod Dwórznem, kiedy więc 7 lutego dopadł Bennigsena pod Pruską Iława, celowo dał spokój z skomplikowanymi manewrami oskrzydlającymi i w obawie, że Rosjanie ponownie uchylą się od bitwy, uderzył na nich z marszu. Tak doszło do dwudniowej bitwy, która była jedną z najkrwawszych bitew owego czasu. Zaciętością i poniesionymi stratami przewyższała ona poprzednie bitwy stoczone przez Napoleona. Ponownie jednak jej szala nie miała się przechylić na żadną ze stron. Ale nie ubiegajmy faktów.
Manewr cesarza był bardzo ryzykowny. Bennigsen dysponował 74,5-tysięczną armią z blisko 500 armatami. Dodatkowo 8,5-tysięczny korpus pruski gen. Lestocqa stał w tym czasie w okolicach Królewca i mógł przybyć na pole bitwy następnego dnia. Tymczasem Napoleon dysponował słabszą, bo tylko 55-tysięczną armią z blisko 200 armatami. Oczywista dysproporcja sił nie niepokoiła szczególnie cesarza. Dopiero gdy uświadomił sobie fakt 2,5-krotnej przewagi rosyjskiej w artylerii poczuł prawdziwą niepewność. Jak się miało okazać, całkiem słusznie. W dodatku uderzenie z marszu nie pozwalało Francuzom na przeprowadzenie stosownej koncentracji sił, co odbiło się niekorzystnie w drugim dniu bitwy, kiedy Napoleon znajdzie się u progu porażki.
7 lutego o godz. 14. doszło do pierwszej próby sił. Korpusy Soulta i Murata uderzyły na miasto i po ośmiu godzinach ciężkich walk odrzuciły Rosjan. Jednak do decydującej bitwy miało dojść dopiero następnego dnia. 8 lutego Bennigsen okopał armię na wschód od Pruskiej Iławy, ale tylko centrum frontu było solidnie umocnione. Oba skrzydła natomiast "wisiały w powietrzu" i wręcz zapraszały Napoleona do ich obejścia. Główną linię obrony tworzyły stojące od prawego skrzydła na lewe - dywizje gen. Nikołaja Tuczkowa, Iwana Essena, Fabiana Osten - Sackena i Aleksandra Ostermana - Tołstoja oraz gigantyczna bateria aż 170 armat. Konnica korpusu księcia Dmitrija Golicyna stała odwodem na tyłach i obu skrzydłach i rozporządzała 70 armatami artylerii konnej. Za pierwszą linią obrony stały dwie dywizje odwodowe - gen. Dmitrija Dochturowa i Aleksandra Kamieńskiego. Na skrajnym prawym skrzydle, pod wioską Schloditten, stał korpus gen. Markowa, natomiast na skrajnym lewym skrzydle usytuowano, poturbowane pod Pułtuskiem, korpusy gen. Karla Baggowuta i Michaiła Barclay'a de Tolly.
Armię Napoleona, wyczerpaną forsownymi marszami po błotnistych drogach, tworzyły: na prawym skrzydle 3. korpus marsz. Louisa Davouta (15 tys. piechoty i konnicy), w centrum 7. korpus marsz. Pierre Augereau (7,5 tys.), na lewym skrzydle 4. korpus marsz. Nicolasa Soulta (16,5 tys.), zaś w odwodzie, w centrum frontu, stał korpus Murata (10 tys. konnicy) i gwardia cesarska (6 tys.). Ponieważ korpus Davouta stacjonował aż 18 kilometrów na południe od pola bitwy, mógł przybyć dopiero z 2,5-godzinnym opóźnieniem. Dodatkowo 10-tysięczny 6. korpus marsz. Michela Neya nadal uganiał się za korpusem Lestocqa w okolicach Królewca, i mógł pojawić się na scenie dopiero o godz. 19, a więc nie mógł odegrać żadnej roli w nadchodzącej batalii. Ten brak pełnej koncentracji armii mógł Napoleona drogo kosztować.
Będąc świadomym liczebnej przewagi Rosjan, Napoleon skupił siły główne w miasteczku i jego najbliższym sąsiedztwie, trzymając na tyłach pod przysłowiową "parą" silne odwody, niezbędne do wymierzenia Bennigsenowi decydującego ciosu. Natychmiast po przybyciu do Pruskiej Iławy posłał kurierów po Davouta i Neya.
Bitwa rozpoczęła się 8 lutego już o godz. 7.30 potężnym przygotowaniem rosyjskiej artylerii. Bennigsen skoncentrował nawałę ognia i stali na miasteczku, które stanęło w płomieniach. Piechota Soulta i Augereau oraz gwardia cesarska stojące w centrum rosyjskiego piekła, poczęły spływać krwią, jednak czworoboki grenadierów stały niewzruszenie na miejscu. Sam Napoleon trwał na cmentarzu iławskim pod morderczym ogniem kartaczowym carskich baterii. Cesarz uważał, że generał nie powinien narażać się bez potrzeby. Ale tutaj, pod Pruską Iławą - jak kiedyś pod Lodi i Arcole - taka potrzeba była. Tylko, że w czasie bitew włoskich, Bonaparte rzucił się pod grad austriackiego ognia, by rozbudzić entuzjazm w zdziesiątkowanych szeregach, tutaj zaś przykład jego miał podtrzymać grenadierów do stania godzinami pod rosyjskim ogniem i nie ustąpić na kroku w tył.
Około godz. 10 na prawe skrzydło nadciągnął korpus Davouta, który z marszu uderzył na lewe skrzydło rosyjskie, w korpus Baggowuta, odrzucając go od wioski Serpallen i zmuszając Bennigsena do uruchomienia sporej części cennych odwodów - korpusu Golicyna i Ostermana - Tołstoja. Manewr Davouta doprowadził jednocześnie do wygięcia lewego skrzydła rosyjskiego frontem na południe. Równocześnie na prawym skrzydle dywizja Tuczkowa podjęła próbę obejścia linii francuskich od północy, ale jej natarcie zostało odrzucone przez dywizję Levala z korpusu Soulta. W międzyczasie korpus Essena uderzył w lewe skrzydło Napoleona, jednak czworoboki dywizji Levala, powitały rosyjską piechotę taką lawiną ognia karabinowego, że ta czym prędzej oddała pole.
O godz. 10.30 Napoleon uznał, że nadszedł czas na wymierzenie Bennigsenowi rozstrzygającego ciosu. Na jego polecenie korpus Augereau (dywizja Desjardinsa na lewym skrzydle i dywizja Heudeleta na prawym) rozwinął się na południe od miasta, w pobliżu cmentarza iławskiego, i zwarte kolumny piechoty ruszyły na lewe skrzydło rosyjskie. Sam marszałek, cierpiący na reumatyzm, "niemal tracący przytomność umysłu", rozkazał przywiązać się do konia, by nie zawieść cesarza. W tym samym czasie gen. Alexandre Senarmont, d-ca artylerii w korpusie Augereau, skoncentrował podległą mu artylerię w potężną baterię, z którą wysforował się 400 metrów przed pierwszą linię francuską. Następnie morderczy ogień kartaczowy spadł na korpus Ostermana - Tołstoja, wyrywając w nim krwawe luki.
W tym momencie rozpętała się burza śnieżna, a dmiąca od wschodu wichura sypała śniegiem i gradem prosto w oczy maszerującej piechoty francuskiej. I stało. W tej nieprzeniknionej białej kurzawie korpus Augereau zboczył niebezpiecznie w lewo i zamiast uderzyć w lewe skrzydło Rosjan, kolumny francuskie przedefilowały przed ich centrum, nadziewając się na potężny ogień 100 armat Dochturowa bijących z prawego boku do bezbronnych czworoboków Augereau. Za chwilę też z drugiej strony plunęło ogniem kolejnych 100 armat Tuczkowa. To już nie była bitwa. To była egzekucja. Francuzi nie mieli żadnych szans na jakikolwiek manewr. Odległość nie przekraczała 100 kroków! Tego nikt nie mógł wytrzymać. To nie był jeszcze koniec tej masakry. Bennigsen rzucił następnie do generalnej szarży konnicę Golicyna, której nawałnica ostatecznie odrzuciła skrwawiony korpus Augereau z powrotem. To była klęska. Rosyjskie kartacze rozszarpały ponad 1 tysiąc francuskich żołnierzy, a blisko 4 tysiące zostało ciężko rannych. Korpus przestał istnieć. Centrum francuskie przestało istnieć. I to w ciągu 15 minut.
Był to najbardziej krytyczny moment całej bitwy. Na południe od Pruskiej Iławy powstała szeroka luka w liniach francuskich. W dodatku korpus Davouta i dywizja Saint - Hilaire'a z korpusu Soulta trzymając się resztkami sił pod Serpallen, straciły styczność z siłami głównymi. Bennigsen natychmiast skorzystał z nadarzającej się okazji i pchnął korpus Golicyna przez lukę w linii frontu. Rosyjska konnica przebiła się na tyły dywizji Saint - Hilaire'a, która znalazła się w opałach. W tym momencie Napoleon rzucił do desperackiego uderzenia cały korpus Murata. Kolejno rozpędzały się dywizje - dragonów Grouchy'ego, kirasjerów Hautpoula i dragonów Milahauda. Potężny walec francuskiej konnicy od razu obalił pierwszą linię rosyjską, zaś drugą odrzucił do tyłu. Rosjanie szybko podciągnęli artylerię i ogniem kartaczowym poczęli hamować rozpędzone szwadrony Murata. W tej sytuacji na rozkaz Napoleona poderwało się 6 szwadronów grenadierów konnych gwardii cesarskiej prowadzonych przez pułkownika Louisa Lepica, a tuż za nim sunął regiment strzelców konnych gwardii cesarskiej z gen. Dahlmannem na czele. Uderzenie to ostatecznie odrzuciło Rosjan, tratując i rozrywając ich linie, zaś Murat mógł na nowo skoncentrować korpus na tyłach frontu. To zmasowane natarcie francuskiej konnicy przeszło do legendy jako "szarża 80 szwadronów", choć w rzeczywistości uczestniczyło w niej tylko 52 szwadrony.
Nie był to jednak koniec kryzysu. Kiedy konnica Murata biła korpus Golicyna, 4-tysięczna dywizja grenadierów z korpusu gwardii carskiej gen. Andrieja Kołogriwowa uderzyła bezpośrednio na miasto, przebijając się przez burzę śnieżną i resztki korpusu Augereau niemal do cmentarza, gdzie kwaterował Napoleon ze sztabem. Cesarz natychmiast rzucił przeciwko podchodzącym Rosjanom doborowy batalion grenadierów gwardyjskich, który prowadzony przez gen. Jean - Marie Dorsenne'a uderzyła z marszu na bagnety. Gwardia przeciwko gwardii. Jednocześnie służbowy szwadron strzelców konnych gwardii cesarskiej uderzył na Rosjan z boku, zaś dwa regimenty strzelców konnych z dywizji Lasalle'a od tyłu. Wzięta w potężne kleszcze dywizja rosyjska została wybita do nogi w ciągu 30 minut. Niestety, Napoleon nie dysponował już żadnymi odwodami, które mógłby rzucić w osłabione centrum Bennigsena i pogrążyć go ostatecznie.
Tymczasem w tarapatach znalazł się odosobniony korpus Davouta. Zdziesiątkowana dywizja Saint - Hilaire'a mogła co prawda przegrupować się na nowo na tyłach, ale jej odwrót odsłoniłby sąsiednią dywizję Moranda. Na szczęście gen. Dominique Klein, który brał u boku Murata udział w "szarży 80 szwadronów", dostrzegł całą sytuację i skierował Morandowi z pomocą część podległej mu dywizji dragonów. Uderzenie francuskiej jazdy ciężkiej pozwoliło utrzymać front. W chwilę potem przybył sam Davout, który osobiście uporządkował szeregi dywizji Moranda oraz przyjął pod swoje skrzydła podrzuconą mu przez Murata dywizję dragonów Milhauda. Następnie marszałek uderzył całością sił w lewe skrzydło Rosjan, spychając je do tyłu.
O godz. 16 nastąpił kolejny kryzys. Na polu bitwy pojawił się 8,5-tysięczny korpus pruski gen. Lestocqa, któremu udało się chwilowo wymanewrować ścigającego do Neya. Ten błąd marszałka mógł drogo kosztować. Na szczęście Lestocq także popełnił błąd. Gdyby korpus pruski natychmiast, z marszu, uderzył w lewe skrzydło Napoleona, w korpus Soulta, prawdopodobnie przechyliłby szalę bitwy na stronę Bennigsena. Ten jednak rozkazał przegrupować korpus Lestocqa na swoje lewe skrzydło przeciwko korpusowi Davouta, który ponownie poderwał się do natarcia. Na szczęście o godz. 19 nadeszły forpoczty korpusu Neya, które brawurowym uderzeniem na bagnety odrzuciło korpus Markowa z wioski Schloditten. W tym samym czasie piechota Davouta przebiła się do wioski Auklappen, gdzie jeszcze niedawni stał korpus Dochturowa. To ostatecznie skłoniło Bennigsena do przerwania bitwy i odwrotu, obawiał się bowiem rysującego się już okrążenia. Zdziesiątkowana, ale nie pobita armia rosyjska ustąpiła spod Pruskiej Iławy jedyną wolną jeszcze drogą odwrotu między wioskami Schmoditten i Auklappen.
Bitwa pozostała nierozstrzygnięta, chociaż pole bitwy pozostało w rękach Napoleona. Ten jednak wiedział, że tego krwawego dnia nie udało mu się tak naprawdę pokonać Rosjan. Bitwa ta nie bez słuszności przeszła do historii jako "rzeź iławska". Straty poniesione przez obie strony były przerażające. Poległo lub zostało rannych ponad 20 tysięcy francuskich żołnierzy, a blisko 5 tysięcy dostało się do francuskiej niewoli. Praktycznie przestał istnieć korpus Augereau, który stracił prawie 70 procent stanu. Został on następnie rozformowany, a jego resztki wcielono do innych korpusów. Był to pierwszy przypadek tego typu od czasów Boulogne. Napoleon nie mógł być zadowolony. Poniósł ciężkie straty, sięgające 40 procent stanu armii. W dodatku, z uwagi na wyczerpanie korpusów i konieczność uzupełnienia braków w korpusie konnym Murata, nie miał co myśleć o nowej ofensywie, a nawet o bardziej energicznym pościgu za Bennigsenem, który ustąpił z armią tylko kilka kilometrów ku Królewcowi. To dobitnie świadczyło, jak bardzo armia napoleońska wykrwawiła się pod Pruską Iławą. Cesarz, ze względów propagandowych, rozkazał wieczorem 8 lutego - rzecz niebywała - że armia będzie kwaterowała na pobojowisku przez 8 kolejnych dni, pośród poległych i konających. Chciał w ten sposób zaprzeczyć stwierdzeniom, jakoby przegrał tę bitwę. Miało to jeden aspekt pozytywny. Francuzi mogli dużo troskliwej niż dotąd zająć się ratowaniem rannych żołnierzy.
Napoleon wiedział też, że armia rosyjska nie uległa rozproszeniu i nie utraciła sprawności bojowej. Nadal pozostawała niebezpieczną machiną wojenną. Straty Bennigsena były jeszcze cięższe. Przekroczyły grubo trzecią część stanu armii. Poległo lub zostało rannych ponad 27 tysięcy rosyjskich żołnierzy i około 3 tysięcy pruskich. Bennigsen uważał, że już sam fakt, iż nie został pokonany, może świadczyć o tym, że to on wygrał tę bitwę. Kiedy Napoleon odszedł w końcu spod Pruskiej Iławy, Rosjanie natychmiast wkroczyli do miasta, a następnie ruszyli dalej na południe, gdzie pod Lidzbarkiem Warmińskim utworzyli potężny kompleks warowny, gdzie armia miała przetrwać zimę.
Po masakrze iławskiej tak Francuzi, jak i Rosjanie byli tak wyczerpani, że trzeba było na ponad 3 miesiące zakopać topór wojenny i raz jeszcze postawić armie na kwaterach zimowych, w kompletnie spustoszonej Polsce i Prusach Wschodnich. A zima tego roku była bardzo surowa.

Kampania wiosenna 1807 roku.
Bitwy pod Lidzbarkiem Warmińskim (10 czerwca)
i Frydlandem (14 czerwca).

Bitwa pod Friedlandem   Wykrwawiona armia francuska ustąpiła kilkadziesiąt kilometrów na południe, za rzekę Pasłękę, nad którą stanęły teraz korpusy Bernadotte'a, Soulta i Davouta. Murat kwaterował z konnicą w Ostródzie, a gwardia cesarska w Kamieńcu Suskim. Korpus Neya pozostał w okolicach Dobrego Miasta, prowokacyjne wysforowany przed siły główne, jako przynęta dla Bennigsena. Lannes natomiast miał bronić dostępu do Warszawy. Nadal trwało oblężenie Gdańska przez 18-tysięczny 10. korpus marsz. Francois Levebre'a. Miasta bronił 14-tysięczny korpus pruski feldmarszałka Friedricha von Kalkreutha oraz przybyła z odsieczą 4-tysięczna dywizja rosyjska. Początkowo sądzono, że Gdańska, tak jak inne twierdze pruskie szybko skapituluje, a jego upadek mógłby być odpowiednio spożytkowany przez propagandę o zatarcia nieprzyjemnych komentarzy po bitwie iławskiej. Niestety, Prusacy docenili rolę miasta jako strategicznego węzła komunikacyjnego i musiały minąć dwa miesiące oblężenia nim Gdańsk został zmuszony do uległości. W tym czasie Napoleon kwaterował w dawnej fortecy krzyżackiej w Ostródzie, a potem przeniósł się do Kamieńca Suskiego.
Cesarz postanowił dać sobie spokój z nową kampanią aż do wiosny. Obecnie skupił się na ściąganiu świeżych uzupełnień, aby odbudować siły armii nadszarpniętej mocno pod Pruską Iławą. Bonaparte uwzględniał także tę okoliczność, że Bennigsen był prawie w domu, o kilka kroków od macierzystej granicy, on zaś kwaterował z armią daleko od Francji, odseparowany przez państwa niemieckie, pokonane i uległe, lecz szczerze mu niechętnie i czekające tylko, aż podwinie mu się noga. Szczególnym problemem była kwestia dostaw prowiantu i paszy dla koni. Żywność musiała być sprowadzana z odległych zakątków państwa pruskiego, gdyż prowincje miejscowe same przymierały głodem, uciskane kontrybucjami tak przez Rosjan, jak i Francuzów.
Przez pewien czas Napoleon chciał się dogadać a dworem pruskim przebywającym w Królewcu. Jednak warunki oferowanego pokoju zostały uznane przez Fryderyka Wilhelma III za zbyt surowe, tym bardziej, że bitwa pod Pruską Iławą nieco podniosła pruskiego monarchę na duchu. Ostatecznie na kategoryczne żądanie Aleksandra I rozmowy te zostały przerwane.
Cała Europa była tak wystraszona, że robiła to co Napoleon chciał; rozkazywał nawet krajom z którymi nie prowadził wojny. Na przykład, ściągając posiłki do wojny z Rosją, postanowił "poprosić" rząd hiszpański o 15-tysięczny korpus. Nie miał do tego najmniejszych podstaw prawnych, tym bardziej, że Hiszpania nie toczyła wojny ani z Rosją, ani z Prusami. Bonaparte umotywował prośbę w sposób następujący - owych 15 tysięcy żołnierzy hiszpańskich przebywa w kraju bezużytecznie, gdy tymczasem jemu bardzo się przydadzą. Ten argument (innych Napoleon nie miał i nie mógł mieć) został uznany przez Madryt za całkowicie przekonujący, że natychmiast przerzucono cały korpus do Prus Wschodnich, a częściowo do północnych Niemczech.
Tymczasem Bennigsen przyjął taktykę niepokojenia rozproszonych korpusów francuskich, starając się przy tym doprowadzić pomoc do oblężonego Gdańska. Wyrazem tych starań rosyjskiego dowództwa było uderzenie korpusu gen. Iwana Essena na Ostrołękę w dniu 15 lutego. W tym czasie komendę nad korpusem Lannes'a (który był chory) objął marsz. Andre Massena. Nie był on szczególnie zadowolony z nowego przydziału, ściągnięty w błota i śniegi Mazur z pięknej i słonecznej Kalabrii. Jego rozkazodawstwo było raczej miękkie, jednak udało mu się odrzucić Essena na przedpolach Ostrołęki. Również kolejne próby przebicia się do Gdańska spaliły na panewce. 12 maja w Wisłoujściu angielska eskadra przetransportowała 8-tysięczny korpus rosyjski gen. Siergieja Kamieńskiego. Napoleon natychmiast pchnął pod miasto korpus Mortiera. 15 maja doszło do zaciętej bitwy. Stojąca w pierwszej linii dywizja grenadierów gen. Nicolasa Oudinota spisała się na medal. Nie przepuściła Rosjan ani o metr. Nie mając nadziei na skuteczną odsiecz, Kalkreuth postanowił skapitulować 26 maja. Upadek twierdzy bardzo poprawił ogólne położenie armii napoleońskiej; poważnie skróciło linie komunikacyjne prowadzące na zachód. Nie trzeba już było przechodzić przez Toruń. Teraz konwoje mogły iść przez Gdańsk, położony dużo bliżej Warmii, przyszłego pola bitwy.
Nadchodziła godzina ostatecznej konfrontacji. Armia rosyjska, także uzupełniona po bitwie iławskiej, odzyskała pełną sprawność bojową. Problemem jednak nadal była logistyka. Tutaj Rosjanie zdecydowanie ustępowali Francuzom. Ciężkie było życie żołnierza francuskiego w zimie 1807 roku w tym spustoszonym kraju, lecz żołnierzom carskim powodziło się o niebo gorzej. Korupcja i biurokracja skutecznie podkopywały siły i morale armii rosyjskiej. Toteż Rosjanie cierpieli na froncie głód i mróz oraz choroby, które niejednokrotnie dziesiątkowały całe bataliony i regimenty. Oczywiście, ze zjawiskami tymi, choć na dużo mniejszą skalę, mieliśmy do czynienia również w armii francuskiej. Jednak tam Napoleon wypowiedział nadużyciom oficjalna wojnę. Nie udało mu się jednak całkowicie wykorzenić tej plagi.
Aleksander I bał się panicznie nowego Austerlitz. Nie chciał więc czekać, aż Napoleon będzie gotów narzucić nową kampanię. Również car, podobnie jak król pruski, dał się ponieść przechwałkom Bennigsena, jakie to lanie spuścił Bonapartemu pod Pruską Iławą. W tej sytuacji popychał swojego generała do ofensywy uważając, że nie należy tracić czasu i teraz, kiedy zima minęła, a drogi znowu stały się przejezdne, należy jak najszybciej przejąć inicjatywę.
Na początku maja Napoleon dokonał koncentracji podległych mu korpusów, rozproszonych do tej pory po wsiach i miastach, i w krótkim czasie cesarz był gotów do uruchomienia nowej ofensywy.
Pod koniec miesiąca Bennigsen, naciskany przez cara, nie chcąc czekać biernie na uderzenie Napoleona, postanowił uderzyć pierwszy. W pierwszych dniach czerwca przystąpił do realizacji swojego planu strategicznego, polegającego na izolowaniu i rozbijaniu kolejnych korpusów francuskich pozostających jeszcze na kwaterach zimowych. Na początek skoncentrował siły główne w okolicach ufortyfikowanego Lidzbarku Warmińskiego, a następnie postanowił wymierzyć silny cios korpusowi Neya stojącemu pod Dobrym Miastem. Aby odwrócić uwagę Napoleona, rozkazał, by pruski korpus gen. Lestocqa uderzył na korpus Bernadotte'a nad dolną Pasłęką. 4 czerwca Lestocq starł się z Bernadotte'm. Od początku marszałek nie przejawiał dużej ochoty do wojaczki, szczególnie teraz, gdy ranny z ulgą oddał komendę gen. Claude'owi Victorowi. Ten szybko ustabilizował sytuację i odrzucił Lestocqa.
To było jednak tylko preludium. Następnego dnia korpus gen. Piotra Bagrationa uderzył w korpus Neya pod Dobrym Miastem. Jednocześnie korpus kozacki atamana Matwieja Płatowa przeprawił się przez rzekę Łynę. Ney pod osłoną ognia artyleryjskiego począł ustępować w pełnym porządku, a po ciężkich walkach ulicznych oddał miasto. Było to nieuniknione przy takiej dysproporcji sił - 10 tysięcy Francuzów przeciwko 30 tysiącom Rosjan. Korpus Neya po utracie Dobrego Miasta, kontynuował odwrót aż do Gietrzwałdu nad Pasłęką.
Napoleon nie spodziewał się ofensywy Bennigsena tak szybko. Sam ustalił termin nowej kampanii na 10 czerwca. Widząc, że Rosjanie uprzedzili go, natychmiast przygotowuje nowy plan. W krótkim czasie ściąga korpus Davouta spod Olsztyna ku Ostródzie, a sam pospieszył z Kamieńca Suskiego do Gietrzwałdu, gdzie stanął Ney. W ciągu kilku kolejnych dni skoncentrował pod Morągiem korpusy Lannes'a, Murata i Mortiera. Liczył na to, że Bennigsen posunie się odpowiednio głęboko na południe, tak by jego siły główne mogły zmasowanym uderzeniem rozbić prawe skrzydło Rosjan, przebić się na ich tyły i odciąć ich armię od Lidzbarku Warmińskiego. Gdyby tak się stało Napoleon niechybnie rozbiłby armię Bennigsena w proch i Aleksander i musiałby poprosić o rozejm. Niestety, 6 czerwca Bennigsen poczuł, że coś się święci (korpus Neya ustępował "zbyt szybko") i nie ryzykując "niespodzianki" przerwał ofensywę Bagrationa, zawracając go spod Gietrzwałdu do Dobrego Miasta, a następnie poprowadził armię z powrotem do Lidzbarku Warmińskiego. 9 czerwca do Dobrego Miasta dotarł Napoleon z korpusami Neya, Davouta, Lannes'a i Murata oraz gwardią cesarską. Miasto płonęło, podpalone przez rejterujących Rosjan. Żywcem spłonęło wtedy kilkuset żołnierzy rosyjskich i francuskich przebywających w szpitalach, rannych w pierwszej bitwie.
Napoleon szybko skoncentrował korpusy Victora, Soulta, Lannes'a, Neya, Davouta i Murata oraz elitarną gwardię cesarską (w sumie około 125 tysięcy piechoty i konnicy) i wydaje swoim marszałkom rozkaz ogólnego uderzenia na armię Bennigsena, która liczyła około 100 tysięcy żołnierzy.
Bennigsen, obawiając się oskrzydlenia, ustąpił z armią pod Lidzbark Warmiński, gdzie na tamtejszych fortyfikacjach skupił ponad 90 tysięcy piechoty i konnicy. Tutaj 10 czerwca doszło do krwawej bitwy z forpocztą Napoleona. Murat i Soult, mając kilkakrotnie mniejsze siły niż Bennigsen, nieopatrznie uderzyli na okopaną armię rosyjską. To zuchwalstwo mogło ich drogo kosztować.
Na początek ciężka konnica Murata, niczym pancerny walec, przetoczyła się przez pierwszą linię Rosjan, jednak tuż za nią natrafiła na ścianę ognia i stali postawioną przez rosyjską artylerię. Dalszy natarcie było niemożliwe. Dopiero nadejście korpusu Soulta chwilowo poprawiło sytuację, gdy francuskie baterie, które akurat nadeszły, poczęły mocno odgryzać się carskim kanonierom. W tym momencie jednak Bennigsen rzucił do gwałtownego uderzenia ciężką jazdę z korpusów Bagrationa i Uwarowa. Rosyjska nawałnica zwarła się z śmiertelnych zapasach z konnicą Murata, skrwawioną już przez carską artylerię. Na odsiecz spychanemu marszałkowi, Napoleon natychmiast pchnął dwa regimenty strzelców pieszych gwardii cesarskiej pod komendą gen. Anne - Jean Savary'ego. Jej perfekcyjnie wymierzone uderzenie odrzuciło rosyjską konnicę, co odsłoniło prawe skrzydło Bennigsena. Nim jednak Napoleon mógł skorzystać z podarunku, z drugiej strony Łyny przemówiły baterie gwardii carskiej wielkiego księcia Konstantego, który pokrył ogniem kartaczowym pole oddane przez Bagrationa i Uwarowa. Przez to ogniowe piekło nikt nie odważyłby się przejść. I o to Rosjanom chodziło. W tej chwili tak Soult, jak i Bennigsen zrezygnowali z jakichkolwiek manewrów oskrzydlających, koncentrując się na wymianie ciosów ogniem ciężkiej artylerii.
W końcu poturbowani marszałkowie napoleońscy dali za wygraną i późnym popołudniem poczęli ustępować z pola bitwy. W tym momencie jednak nadciągnął korpus Lannes'a, który wymógł na cesarzu zgodę na jeszcze jedno uderzenie. O godz. 22, a więc już po zmroku, czworoboki francuskiej piechoty ruszyły w ciemnościach w kierunku linii rosyjskich. Bennigsen natychmiast postawił armię w stan alarmu. Rozgorzała krótka co prawda, lecz niezwykle zaciekła bitwa na bagnety. Regimenty Lannes'a przebiły się przez pierwszą linię rosyjskich okopów, lecz przypłaciły to 2 tysiącami poległych i rannych. Gdyby Bennigsen rzucił teraz swoją armię do generalnego przeciwuderzenia, klęska francuskich marszałków byłaby niemal pewna. Ten jednak pozostał bierny, zaś wieczorem 11 czerwca przeprawił się z powrotem na prawy brzeg Łyny, na drogę do Królewca. Bitwa ta szczególnie drogo kosztowała korpusy Napoleona, które pozostawiły pod Lidzbarkiem Warmińskim blisko 10,6 tysięcy poległych i rannych, podczas gdy Rosjanie stracili około 8 tysięcy.
Według obliczeń Bennigsena bitwa pod Lidzbarkiem Warmińskim powinna była nieco przystopować Napoleona. Ten początkowo miał dylemat do rozwiązania: którym brzegiem Łyny ruszyć za Rosjanami. Jeśli pchnie armię prawym brzegiem rzeki, to będzie spychał ich w kierunku Królewca i stojącego tam korpusu Lestocqa, co już po kilku dniach musiało doprowadzić do ich połączenia. Cesarz uznał więc, że korzystniej będzie ruszyć lewym brzegiem i w ten sposób odciąć Bennigsena od Lestocqa. Napoleon słusznie przewidywał, że Rosjanie będą chcieli przede wszystkim bronić dostępu do głównego miasta Prus Wschodnich. Dlatego ten szybko pchnął siły główne przez Iławę Pruską w stronę Królewca. I rzeczywiście, o godzinie 3.00 w nocy 14 czerwca, forpoczty korpusu Lannes'a stwierdziły, że armia Bennigsena, która poprzedniego dnia stanęła we Frydlandzie, rozpoczęła przeprawę na lewy brzeg Łyny, by ruszyć stamtąd w kierunku Królewca.
W przeddzień spotkania się obu armii sytuacja na froncie przedstawiała się następująco. Ostatni istniejący jeszcze korpus pruski gen. Lestocqa (20 tysięcy - dwie dywizje pruskie i jedna rosyjska) schował się w Królewcu, zapędzony tam przez korpusy Murata i Soulta. Główne siły Bennigsena stały na prawym brzegu Łyny. Naprzeciwko "jak samotny, biały żagiel" korpus Lannes'a, który miał zablokować okoliczne mosty i uniemożliwić Rosjanom przeprawę na drugi brzeg rzeki, a jednocześnie pospieszyć z odsieczą oblężonemu Królewcowi. W tym czasie siły główne Napoleona stały pod pamiętną Pruską Iławą i zależnie od okoliczności cała ta potęga miała ruszyć na Królewiec, lub na Frydland.
Już 13 czerwca Bennigsen, przygotowując przeprawę, uderzył na forpoczty Lannes'a, spychając je na lewy brzeg rzeki. Kolejne uderzenie odepchnęło marszałka z mostów, a następnie miasteczka. Rosjanie byli przekonani, że mają przed sobą tylko jeden francuski korpus (i mieli rację), który osłania siły główne Napoleona od wschodu, a sam cesarz "urzęduje" z 50 kilometrów dalej na zachód, zmagając się z Lestocqem pod Królewcem. Byłaby to więc doskonała okazja do całkowitego rozbicia korpusu Lannes'a, który Bonaparte miał tak nieostrożnie pozostawić swojemu losowi.
Już 14 czerwca o godz. 3.00 rano armia rosyjska poczęła przechodzić na lewy brzeg Łyny. Ta gigantyczna masa wymusiła na Bennigsenie konieczność zbudowania dodatkowego mostu pontonowego, chociaż Rosjanie dysponowali trzema dużymi mostami stałymi w samym Frydlandzie. Tak rozpoczęła się pierwsza faza bitwy, jeszcze bez udziału Napoleona.
Na początek 40-tysięczny korpus gen. Aleksandra Gorczakowa rozwinął się na północ od Frydlandu, podczas gdy 27-tysięczny korpus gen. Piotra Bagrationa obsadził okolice na południe od miasta, od wioski Sortlack do okolicznego lasu. Lannes natomiast skoncentrował korpus pod wsią Posthenen, na drodze z Królewca do Pruskiej Iławy, lokując tu swoją najlepszą dywizję - grenadierów gen. Nicolasa Oudinota. Marszałek rozciągnął korpus cienkim kordonem na szerokości 2,6 kilometra, wypełniając wolną przestrzeń między laskami Sortlack i Georgenau. Udało się mu tym oszukać chwilowo Rosjan, że jest dużo silniejszy niż w rzeczywistości, co oczywiście musiałoby skłonić Bennigsena do ostrożności. Ta z kolei oznaczało czas. Czas na przybycie posiłków od Napoleona, po którego ruszyli kurierzy już o świcie.
Przez cztery godziny Lannes doskonale odgrywał rolę małej armii, wiążąc ręce Bennigsena tak długo, aż około godz. 7.00 nadeszły tak oczekiwane posiłki, a z nimi sam Napoleon. Cesarz poinformowany o wydarzeniach przez marszałka natychmiast pchnął całą armią pod Frydland. Jako pierwsza, od strony Pruskiej Iławy, nadciągnęła dywizja dragonów gen. Emmanuela Grouchy'ego, która obsadziła wioskę Georgenau, a następnie dywizja kirasjerów gen. Etienne'a Nasouty'ego, która podeszła od strony Królewca i z miejsca uderzyła na korpus gen. Dmitrija Golicyna. Ciężka konnica francuska natarła z furią na jazdę rosyjską, która tym razem nie dotrzymała pola i ustąpiła z wioski Heinrichsdorf, odgrywającej kluczową rolę w północnej części pola bitwy. Teraz stanęła tu dywizja piechoty gen. Alberta. Golicyn nie chciał jednak ustąpić po pierwszej porażce. O godz. 9.00 60 szwadronów konnicy rosyjskiej uderzyło niczym pancerny taran na dywizję Nansouty'ego. Takiej nawałnicy nie można była się oprzeć. Na szczęście dla Nansouty'ego, w tym momencie nadciągnęła dywizja piechoty gen. Dupasa z korpusu Mortiera, która zluzowała dywizję Alberta, wykrwawioną ciągłymi utarczkami z korpusem Gorczakowa.
Ale Bennigsen nie miał ochoty pozwolić Francuzom na przegrupowanie sił. Potężne uderzenie piechoty Gorczakowa oraz konnicy Golicyna i Uwarowa odbiło wioski Heinrichsdorf i Schwonau. Rosjanie mieli teraz na lewym brzegu Łyny ponad 69 tysięcy piechoty i konnicy, podczas gdy Francuzi tylko 25 tysięcy. Stosunek sił był więc jak prawie 3:1. O godz. 10.00 nadciągnęła dywizja piechoty gen. Verdiera, która zwarła się mocno z korpusem Bagrationa, odpychając go od wioski Sortlack. Pozwoliło to Lannes'owi przystopować parcie Rosjan w centrum frontu. W tej sytuacji Bennigsen uznał, że dostatecznie "dokopał" Francuzom i postanowił dać armii pół dnia odpoczynku. Jedynie baterie obu stron nieprzerwanie obsypywały się ogniem i stalą. Ten błąd będzie Rosjan kosztował porażkę.
Tymczasem Napoleon już w godzinach porannych ruszył pod Frydland. Przodem pchnął korpusy Neya i Mortiera, a sam podążył za nimi z korpusem Victora (dawnym Bernadotte'a), gwardią cesarską i dywizjami ciężkiej konnicy Grouchy'ego, Nansouty'ego i Espagna (Murat był niestety nieobecny). W południe cesarz stanął w Posthenen i od razu dostrzegł fatalny błąd Bennigsena, który chcąc jak najszybciej przeprawić armię na lewy brzeg Łyny skupił ją ciasno w zakolu rzeki. Stłoczona armia była pozbawiona swobody ruchu. Odwrót na drugi brzeg mógł się zakończyć katastrofalnie. Chociaż siły Rosjan były oceniane na ok. 80 tysięcy, a francuskie na 60 tysięcy, Napoleon postanowił nie czekać i jeszcze tego samego dnia uderzyć na Bennigsena. Czekał jednak do godz. 17.00, aż nadciągną w komplecie siły główne.
Plan cesarza był prosty. Podczas gdy Lannes, Mortiera i Grouchy będą hamować frontalne uderzenie Gorczakowa wzdłuż szosy królewieckiej, korpus Neya miał zluzować Lannes'a w lasku Sortlack, rozerwać linie Bagrationa i posiłkowany przez Victora, a w razie potrzeby przez gwardię cesarską, odbić Frydland i mosty na Łynie. Następnie siły główne miały przyprzeć Bennigsena do rzeki. Rosjanom nie pozostałoby nic innego jak ratować się ucieczką lub skapitulować.
O godz. 17.00 korpus Neya, zluzowawszy wyczerpanego Lannes'a, uderzył na korpusy Bagrationa i Kołogriwowa. Rosjanie mieli jednak na prawym brzegu rzeki silną baterię, której ogień kartaczowy dosłownie zdziesiątkował nacierającą dywizję gen. Louisa Marchanda. Krwią spłynęły także czworoboki dywizji gen. Bissona. Słabnącego Neya, który nacierając w mocno zwartym szyku stracił już część korpusu, uratowało desperackie uderzenie dywizji huzarów gen. Marie Latour - Maubourga. O godz. 18.00 piechota Bissona przebiła się pod Frydland, ale tu spadła na nią ulewa rosyjskiego ognia. Szczególnie mordercze w "odchudzaniu" szeregów francuskich okazały się carskie baterie bijące bezpośrednio z prawego brzegu. Napoleon czym prędzej podparł chwiejącego się Neya korpusem Victora, tym bardziej, że Bennigsen rzucił do potężnego uderzenia na lewym skrzydle elitarną gwardię carską Konstantego.
Wymierzony przez nią cios mógł się okazać morderczy. W tej krytycznej sytuacji gen. Alexandre Senarmont skupił 30 armat w jednym miejscu i po mistrzowsku kierując jej ogniem, rozbił rosyjskie baterie na prawym brzegu rzeki, które tak bardzo dały się we znaki piechocie Neya. Następnie francuska artyleria przeniosła ogień na Frydland, który stanął w płomieniach. Senarmont podprowadził teraz baterię na 150 metrów od czworoboków rosyjskiej piechoty i zalał je ogniem kartaczowym. Bagration, widząc topniejące szeregi, rzucił do desperackiej szarży na francuskie baterie całą konnicę, jednak ta poniosła ciężkie straty w gwałtownym ogniu zaporowym i została odrzucona. Korzystając z porażki Bagrationa, dywizja gen. Pierre'a Duponta potężnym natarciem na bagnety odepchnęła rosyjską gwardię. Bagration, mając już mało miejsca, z rzeką za plecami, rozpoczął stopniowy odwrót na prawy brzeg Łyny.
Bennigsen, szczęśliwy, że udało mu się uratować trzecią, najlepszą, część armii, wydał rozkaz podpalenia mostów na rzece. Na jej lewym brzegu pozostał jednak jeszcze 42-tysięczny korpus Gorczakowa. Ten widząc, że Frydland stoi w płomieniach, przerwał szturm na linie Lannes'a i Mortiera, po czym rozpoczął odwrót ku miasteczku. Nie wiedział, że mostów już nie ma.
O godz. 19.00 piechota Neya zdobyła szturmem Frydland, kluczowy punkt na tyłach rosyjskiej armii. Tymczasem korpus Mortiera, posiłkowany przez gwardię konną gen. Anne Savary'ego, raz jeszcze uderzył na ustępującego Gorczakowa. W międzyczasie, stojącemu na jego prawym skrzydle, rosyjskiemu korpusowi gen. Charlesa Lamberta udało się ujść z pułapki, drogą prowadzącą ku Wehlau, na północy. Pod naciskiem Mortiera, Gorczakowowi nie pozostało nic innego jak przeprawiać się na prawy brzeg Łyny przez bród w Kloschenen pod ogniem francuskiej artylerii. Tylko nielicznym udało się tam dotrzeć, a próbując pokonać rzekę wpław, potonęło w bagnistej Łynie.
Bitność i poświęcenie rosyjskich żołnierzy nie uratowała ich od klęski. Zgubiła ich fatalna pomyłka Bennigsena. Rażeni ogniem kartaczowym Rosjanie rzucili się do rzeki. Ucieczka była jedynym ratunkiem przed całkowitym unicestwieniem armii. Klęska Bennigsena tym razem była całkowita. Na pobojowisku pozostawił ponad 25 tysięcy poległych i rannych oraz 80 armat. Armia rosyjska przybita rozmiarami porażki podupadła na duchu, cofając się pospiesznie za Niemen.
Triumf Napoleona tym razem nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Mając 54-tysięczną armię rozbił 69-tysięczną armię Bennigsena, tracąc około 12 tysięcy poległych i rannych. Tym razem straty cesarza ledwie przekroczyły 20 procent stanu, podczas gdy Rosjanie pozostawili pod Frydlandem prawie 40 procent armii.
Nazajutrz po bitwie korpus Soulta wkroczył do Królewca, zaś 19 czerwca forpoczty Napoleona stanęły nad Niemnem, pod Tylżą, na granicy rosyjskiego imperium. Niedobitki armii Bennigsena zdążyły już przeprawić się na drugi brzeg. Ostatnim sukcesem Rosjan, choć już bez znaczenia, było połączenie się w okolicach miasta z korpusem Lestocqa, któremu udało się uciec z Królewca.
Tego samego dnia wieczorem do linii francuskich nad rzeką przybył parlamentariusz rosyjski, prosząc o doręczenie Muratowi listu od Bennigsena. Była to prośba o miesięczny rozejm. Murat natychmiast dostarczył list Napoleonowi, a ten wyraził zgodę. Rozejm został podpisany 21 czerwca. Krwawa kampania dobiegła końca.

Traktat pokojowy w Tylży
(7 lipca 1807 roku)

Napoleon i Aleksander na Niemnie

  Aleksander I do ostatniej chwili nie uważał sprawy za przegraną. Dopiero rankiem 15 czerwca do kwatery głównej cara w Tylży dotarły pierwsze informacje o klęsce pod Frydlandem: trzecia część doborowej gwardii carskiej przepadła, prawie cała drogocenna artyleria, z górą przeszło trzecia część armii Bennigsena pogrążyła się w falach Łyny, żołnierze rosyjscy bili się mężnie, ale są wyczerpani i podupadli na duchu, nie chcą już wojować. Bennigsen nie wie co robić dalej. Klęska jest tak bolesna jak pogrom spod Austerlitz. Napoleon może lada chwila przekroczyć rosyjską granicę.
W tych okolicznościach Bennigsen poprosił Aleksandra I o zgodę na podpisanie rozejmu. Tym razem car był dużo bardziej ustępliwy. Napoleon z miejsca przyjął propozycję Petersburga. Był świadomy bezcelowości kontynuowania tej krwawej wojny. Prusy były rozgromione, zaś upokorzoną Rosję można było teraz bez wojny "przekonać" do przyjęcia blokady kontynentalnej. W tej chwili tylko o to mu chodziło.
W dniu 22 czerwca delegacja Aleksandra I przybyła do Tylży, gdzie kwaterował Napoleon. Ten rozpoczął rozmowy w ten sposób, że podszedł do stołu z mapami i pokazując na Wisłę powiedział: "Oto granica dwóch imperiów; po jednej stronie ma panować państwa monarcha, po drugiej - ja". Z oświadczenia francuskiego cesarza wynikała jednoznacznie, że chciał on wymazać z mapy Europy monarchię pruską i podzielić przy tym państwo polskie.
Ciężkie chwile przeżywał Aleksander I w Szawlach, gdzie czekał na powrót posłów z Tylży. Były to chwile cięższe niż po klęsce pod Austerlitz. Za 10 dni Napoleon mógł bowiem, gdyby chciał, stanąć z armią pod Wilnem. Los Prus był mu w tym momencie całkowicie obojętny. Radość dworu carskiego nie miała granic, kiedy nadeszła informacja, że Napoleon wyraził zgodę na rozejm i pokój. Rosja została uratowana. Uszczęśliwiony car oświadczył Bonapartemu, że gorąco pragnie sojuszu między obu cesarstwami, gdyż tylko on może przynieść światu pokój. Taka diametralna zmiana polityki Aleksandra I zajęła mu... tylko 24 godziny. Czas jaki upłynął, od kiedy dowiedział się o klęsce pod Frydlandem. Po ratyfikacji rozejmu car wyraził chęć osobistego spotkania się z francuskim cesarzem.
Nadeszła chwila, kiedy Aleksander I musiał poinformować Fryderyka Wilhelma III, że nie może już liczyć na rosyjską pomoc. Monarcha pruski mógł w tej sytuacji uczynić tylko jedno: także poprosić Napoleona o rozejm. Jego nadzieje na litościwe traktowania bardzo szybko się rozwiały.
W dniu 25 czerwca o godz. 14.00 odbyło się pierwsze spotkanie cesarzy Rosji i Francji. Aby Aleksander I nie musiał przejeżdżać przez francuski brzeg Niemna lub też Napoleon na brzeg rosyjski - zakotwiczono na środku rzeki prom, na którym ustawiono dwa ekskluzywne namioty dla obu monarchów. Na francuskim brzegu stanęła w zwartym szyku cała gwardia cesarska, zaś na rosyjskim świta Aleksandra I.
Przez cały czas rozmowy obu cesarzy, Fryderyk Wilhelm III siedział na rosyjskim brzegu Niemna, mając nadzieję, że lada chwila i jego poproszą. Tak się jednak nie stało. Napoleon oświadczył mu, że spotka się z nim osobno... następnego dnia. Po rozmowie z Aleksandrem I poprosił na uroczysty obiad tylko jego, podczas gdy królowi pruskiemu skinął głową na pożegnanie i oddalił się.
Od razu podczas pierwszego spotkania stało się jasne, że Napoleon chce wykreślić Prusy z mapy Europy. Zaproponował carowi nabytki terytorialne na prawym brzegu Wisły, zaś te na lewym brzegu rzeki miałyby zostać przyłączone do cesarstwa francuskiego.
Fryderyk Wilhelm III, ogarnięty panicznym strachem, gotów był dosłownie na wszystko, byle by ratować monarchię. Aleksander I, który jeszcze niedawno ślubował dozgonną przyjaźń z pruskim monarchą, napomknął jedynie Napoleonowi, aby jednak coś z tych Prus mu pozostawić. Tylko temu, że cesarz nie chciał od razu zrażać do siebie cara i zależało mu, aby przełknięta przez niego pigułka kapitulacji nie okazały się bardzo gorzka, postanowił ocalić "niegodne" Prusy.
Ostatecznie Berlinowi pozostawiono tylko "stare" Prusy, Pomorze, Brandenburgię i Śląsk. Kosztem pozostałych posiadłości Hohenzollernów Napoleon postarał się na nowo uporządkować sprawy w Niemczech. Z Hesji, części Hanoweru i prowincji pruskich na lewym brzegu Łaby utworzone zostało Królestwo Westfalii dla Hieronima Bonapartego. II i III rozbiór pruski miały posłużyć do utworzenia nowego sojusznika, Księstwa Warszawskiego z królem Saksonii Fryderykiem Augustem na czele, jednakże bez okręgu białostockiego, który miał przypaść Rosji. Gdańsk został ogłoszony wolnym miastem pod protektoratem Prus i Saksonii. Dodatkowo pokonane Prusy obciążono potężną kontrybucję wojenną w wysokości 150 milionów franków. Jednocześnie, dumna niegdyś armia pruska została zredukowana do 42 tysięcy.
Rosja podpisywała natomiast sojusz wojskowy z Francją (choć tak naprawdę była sojusznikiem tylko z przymusu), obiecywała zerwanie stosunków dyplomatycznych z Anglią i automatyczne przystąpienie do blokady kontynentalnej.
W dniu 7 lipca 1807 roku traktat tylżyński został oficjalnie podpisany. Dwa dni później poniżone Prusy złożyły swój podpis na dokumencie.
Tylża oznaczała szczyt potęgi Napoleona w Europie. Granice francuskiego cesarstwa jeszcze do niedawna wykraczające trochę poza Ren, teraz przesunęły się aż nad Niemen. Napoleońska Francja przekroczyła nawet granice dawnego Cesarstwa Rzymskiego. Trwały pokój nie miał być jednak Europie podarowany. Już po powrocie z Tylży Napoleon rozpoczął przygotowania do nowej kampanii wojennej. Tym razem francuskie armaty miały przemówić na Półwyspie Iberyjskim.

 

Opracował: Szymon Jagodziński