Nasza księgarnia

Bitwa pod Quatre Bras 1815

Posted in Bitwy epoki napoleońskiej

W czasie rozmowy z Blücherem Wellington usłyszał strzały karabinowe, które dobiegały z południowego zachodu, a po chwili doszły do jego uszu głuche odgłosy armat. Obaj wodzowie pożegnali się natychmiast i rozjechali do swoich oddziałów.
Z daleka już Wellington widział, że na jego odcinku rozwijają się bataliony francuskie, popędził więc konia chcąc jak najszybciej znaleźć się na linii walki. Po kilku minutach książę i jego sztab byli na miejscu. Już na pierwszy rzut oka potrafili ocenić, że sytuacja jest groźna.
W tym samym czasie, gdy kończyło się spotkanie Wellingtona z Blücherem, marszałek Ney rozpoczął atak wzdłuż szosy brukselskiej. Jego celem było Quatre Bras.
Trzy dywizje II korpusu Reille'a w pierwszym uderzeniu wyparły siły dywizji niderlandzkiej z rejonu Frasnes i odrzuciły ją aż do skrzyżowania dróg. Wellington widząc ucieczkę oddziałów Perponchera powoli tracił cierpliwość. Sytuacja była poważna, ale z północy nadciągnął długo oczekiwany Picton ze swoją bitną 5 dywizją piechoty i z marszu wszedł do walki.
"Około godz. 12 - wspomina żołnierz 95 regimentu Kincayd - dostaliśmy rozkaz, aby zostawić tabory i ruszyć naprzód. Poczuliśmy się wtedy bardzo wojowniczo, mimo że nie spodziewaliśmy się nawiązać kontaktu z nieprzyjacielem tego samego dnia. Ale gdy tylko ruszyliśmy, natychmiast odczuliśmy zbliżanie się wroga. Najpierw spotkaliśmy wozy napełnione rannymi Belgami, a po przejściu Genappe do naszych uszu doszły salwy armat. Wszystkie nasze wątpliwości rozwiały się, gdy osiągnęliśmy wyżynę, na której znajdowało się Quatre Bras, i zobaczyliśmy dużą równinę przed nami, otoczoną z dwóch stron lasem, i dalej następną wyżynę, na której -dostrzegliśmy siły nieprzyjaciela, schodzącego w naszym kierunku. W Quatre Bras nie było więcej niż 3 - 4 domy, a nazwa pochodzi zapewne, jak sądzę, od połączenia czterech dróg... Wieś była zajęta przez Belgów księcia Orańskiego, którzy obsadzili dużą farmę przy drodze i skraj lasu".
Perponcher tracił teren i około godz. 15 Francuzi podeszli prawie pod samo Quatre Bras, co groziło utratą tego ważnego punktu. Wtedy właśnie rozwinęła się do ataku 5 dywizja gen. Pictona. Jako awangarda do akcji wszedł 1 batalion 95 regimentu tzw. zielonych strzelców, którzy otworzyli ogień ze swoich sztucerów. Pod osłoną kanonady rozpoczęto kontratak siłami całej dywizji. [...]
Działanie lekkich kompanii angielskich nie doprowadziło jednak do odzyskania Gémioncourt i Piraumont, ponieważ Francuzi zaraz po zajęciu tych punktów podciągnęli armaty. Ogień dział skierowany był w pierwszym rzędzie na Quatre Bras, ale wiele kartaczy pękało nad głowami rozrzuconej w tyralierę lekkiej piechoty. Za drogą, tuż za Quatre Bras Picton powstrzymywał ruch swojej dywizji, gdyż atak pod gwałtownym ogniem dział francuskich mógł skończyć się masakrą. Francuzi, gdy tylko dostrzegli nowe oddziały angielskie, momentalnie zdwoili ogień i obsypali przeciwników prawdziwym gradem śmiercionośnych pocisków. [...]
Książę Wellington obserwował uważnie zmagania tyralierów i strzelców [...] aż dostrzegł maszerującą wzdłuż szosy silną kolumnę piechoty. [...] Wellington nie wierzył, że lekka piechota powstrzyma ruch tej kolumny i dlatego przywołał do siebie Thomasa Pictona.
Generał Picton na rozkaz księcia przygotował kontratak. [...] Gdy kolumny batalionowe nieprzyjaciela podeszły do pozycji piechoty angielskiej, rozpoczęła się gwałtowna wymiana ognia. Zanim rozwiał się dym, Anglicy uderzyli na bagnety. Kolumny francuskie poniosły ciężkie straty od ognia, a nagły atak powstrzymał ich ruch. Anglicy i Francuzi rozpoczęli ciężką walkę na bagnety i kolby, w której górę poczęła brać luźna linia angielska nad mało ruchliwymi, choć zaciekle broniącymi się kolumnami francuskimi.
W walce tej straty były z obu stron bardzo wysokie. Francuzi musieli w końcu ustąpić. Książę brunszwicki Fryderyk Wilhelm stojąc ze swoimi oddziałami przy drodze postanowił częścią sił rozwinąć powodzenie angielskiej piechoty. Regiment czarnych huzarów brunszwickich i szwadron ułanów ruszyły do szarży. Idące kłusem szwadrony przeszły łagodnie w galop i gwałtownie uderzyły na Francuzów.
Tutaj jednak spotkał ich tragiczny zawód.
Francuzi, choć w odwrocie, nie mieli zamiaru pójść pod szable. Kilka równych salw ostudziło zapędy brunszwickich jeźdźców. Huzarzy i ułani tracąc około sześćdziesięciu ludzi cofnęli się, a widząc nadciągających kirasjerów francuskich poszli w rozsypkę. Nieudany atak jazdy ściągnął gwałtowny ogień artylerii francuskiej na grupę, w której znajdował się książę brunszwicki. Piechurzy rozpoczęli odwrót, a karne dotąd bataliony straciły spoistość i w popłochu rzuciły się do ucieczki.
Nie pomogły nawoływania bohaterskiego księcia, który w chwilę potem otrzymał śmiertelną ranę. Znajdujący się blisko mjr von Wachholtz wraz z kilkoma oficerami odniósł ciężko rannego spod ostrzału, ale nim złożyli go na ziemi, już nie żył. Płk Olfermann chcąc osłonić odwrót resztek piechoty rzucił do szarży pozbieranych ułanów brunszwickich, ale ci na widok lansjerów francuskich rozpierzchli się na wszystkie strony.
Lansjerzy, którzy tak przestraszyli ułanów brunszwickich, należeli do 2 dywizji jazdy generała Pirego. Były to 5 i 6 pulki gen. barona Wathieza. Po rozpędzeniu. ułanów lansjerzy uderzyli na stojące w życie kompanie 42 i 44 regimentu pieszego. Szkoci bronili się w grupach, ostrzeliwując szarżujących przeciwników i walcząc z nimi na bagnety.
Warto zauważyć, że Szkoci, mimo iż zostali zaskoczeni, nie ulękli się i cały czas powstrzymywali dzielnie ataki Francuzów. Najcięższe walki toczyły się wokół małej grupki żołnierzy 44 regimentu, którzy zaciekle bronili swojego sztandaru. Jeden z lansjerów chwycił za drzewce sztandaru, a szablą ranił w głowę chorążego Christie. Christie z twarzą zalaną krwią wyglądał okropnie, ale słabnącymi dłońmi utrzymał sztandar. Jego koledzy zabili w tym czasie zdeterminowego lansjera.
Na pomoc lansjerom marszałek Ney wysłał kirasjerów. Opancerzeni, na ogromnych koniach, z pałaszami w rękach, wyglądali wspaniale budząc podziw i przerażenie. Rozpoczęli gonitwę za upartymi Szkotami, którzy twardo bronili swoich zroszonych krwią pozycji w stratowanym życie.
Część kirasjerów Kellermanna zainteresowała się szczupłym orszakiem księcia Wellingtona, który uratował się dzięki ucieczce do wnętrza czworoboku 92 regimentu płk. Gordona.
Sytuacja była bardzo ciężka. Lada chwila mógł zostać ponowiony atak francuskiej piechoty, która rozbiłaby z łatwością mocno już zmęczonych Anglików.
Gen. Picton chcąc zakończyć niebezpieczne utarczki z jazdą przeciwnika zdecydował się na rzecz niezwykłą. Stanął na czele nie niepokojonego jeszcze przez nieprzyjaciela l batalionu 28 regimentu oraz 3 batalionu l regimentu królewskiego i ruszył do ataku. Oba bataliony uderzyły w pełnym biegu na kawalerię przeciwnika i, o dziwo, wyparły ją aż do Gémioncourt.
Po tym epizodzie około godz. 17 nastąpiła krótka przerwa w zmaganiach. Ney, który montował nowy atak, otrzymał pismo od Soulta z Fleurus informujące o rozpoczęciu bitwy pod Ligny:
"Panie marszałku, napisałem Panu godzinę temu, że Cesarz zamierza zaatakować wroga o 2.30 na pozycji Bry i Sombreffe.
W tym momencie bitwa trwa i nabiera rozmachu. Jego Wysokość obarczył mnie obowiązkiem przekazania Panu Jego woli. Ma Pan wykonać manewr w ten sposób, aby wyjść na prawą flankę wroga i jego tyły. Jeśli zaatakujecie szybko, armia ta będzie zgubiona.
Los Francji jest w Pana rękach. Więc nie wahajcie się ani chwili i wykonujcie manewr nakazany przez Cesarza kierując się na Bry i Saint Amand, aby przyczynić się do decydującego zwycięstwa".
Ney trzymał jeszcze w dłoni pismo szefa sztabu, kiedy dostrzegł nadchodzące nowe siły nieprzyjacielskie, które zatrzymały się na zachodnim krańcu Quatre Bras. W tej sytuacji marszałek chciał jak najszybciej wyprzeć przeciwnika, którego siły wzrastały z godziny na godzinę, co mogło przeszkodzić w realizacji cesarskiego rozkazu.
Mimo pewnych sukcesów oddziały francuskie nie doszły jednak dalej niż do Gémioncourt, a bliskość lasu nie pozwalała na uderzenie szerszym frontem. W tej sytuacji marszałek postanowił przynaglić I korpus gen. d'Erlona, maszerujący właśnie w kierunku pola bitwy, aby użyć go do rozstrzygającego ataku.
Tymczasem jednak Ney zdecydował się na natychmiastowy atak w celu wyrzucenia nieprzyjaciela z lasu Bossu. Dywizja gen. Foya poszła więc prosto w kierunku lasu, a szwadrony kirasjerów Kellermanna uderzyły na centrum szyku angielskiego. Walka rozpoczęła się na nowo.
Z przeciwnej strony do akcji włączyła się także 5 brygada piechoty angielskiej Haiketta. Brygada przechodząc przez pole została jednak zaatakowana przez kirasjerów.
"Pole, na które weszliśmy - wspomina żołnierz 73 regimentu Thomas Morris - zasiane było żytem wysokim na prawie siedem stóp, które utrudniało obserwację, chociaż sami byliśmy niewidoczni. Maszerując dalej zdradziliśmy naszą pozycję błyskami bagnetów, co ściągnęło na nas niespodziewanie spory oddział kirasjerów. Nie mając czasu na sformowanie czworoboku zmuszeni byliśmy wycofać się, a rączej uciec do lasu, przez który wcześniej przeszliśmy. Kiedy zbieraliśmy się, 69 regiment pechowo stracił swój sztandar".
Sytuację uratowała dopiero bateria artylerii konnej mjr. Kuhimanna, która: ogniem na wprost ostrzelała kirasjerów i zmusiła ich do odwrotu. Szef sztabu wojsk angielskich gen. Barnes widząc ucieczkę kirasjerów porwał do ataku l batalion 92 regimentu. Szkoci uderzyli na bagnety i odzyskali teren. Utracili jednak swojego dowódcę, ppłk. Johna Camerona, który padł prowadząc regiment do walki.
Ney widząc porażkę swojej jazdy wpadł we wściekłość, którą podsyciła jeszcze informacja, że korpus d'Erlona zamiast iść wprost na Quatre Bras zboczył nagle na wschód i doszedł do miejscowości Villers Perwin. Marszałek nie rozumiał, co się stało, ponieważ Soult nie powiadomił go, że to właśnie cesarz wezwał d'Erlona. Chcąc jednak mimo wszystko rozstrzygnąć bitwę na swoją korzyść, Ney jeszcze raz zażądał od d'Erlona szybkiego przybycia.
Można sobie wyobrazić, w jakie zakłopotanie wprawiły gen. d'Erlona sprzeczne i ciągle ponawiane rozkazy.
Korpus d'Erlona należał z woli Napoleona do lewego, dowodzonego przez Neya skrzydła armii, ale rozkaz Soulta był rozkazem wodza naczelnego. Dlatego właśnie d'Erlon wraz ze swoim korpusem zmieniał kilkakrotnie kierunek marszu nie wiedząc komu powinien się podporządkować.
Tak więc ani Ney, ani walczący pod Ligny Napoleon nie otrzymali wsparcia od manewrującego zawile w rejonie Villers Perwin korpusu d'Erlona.
Marszałek Ney pod wieczór 16 czerwca zrozumiał, że jego wojska są zbyt słabe, aby uchwycić Quatre Bras w obliczu wzrastających sił przeciwnika. Zdobycie Gémioncourt i Piraumont było dopiero połową sukcesu, ponieważ Wellington trzymał się mocno w lesie Bossu i wcale nie zamierzał wycofać się z Quatre Bras. Korpus Reille'a był już długo w walce i poniósł dotkliwe straty, podobnie zresztą jak kawaleria Kellermanna, szarżująca kilkakrotnie na piechotę przeciwnika, bez większych zresztą sukcesów.
Gdyby chociaż Reille miał wszystkie swoje cztery dywizje - niestety, pod wieczór dysponował tylko dwoma: 5 dywizją gen. barona Bachelu i 9 dywizją gen. hrabiego Foya. Następną, 7 dywizję gen. hrabiego Girarda Napoleon miał pod Ligny, a 6 dywizja księcia Hieronima Bonapartego minęła dopiero Gosselies.
Ney, pozwolił sobie wbrew wyraźnemu zakazowi wezwać siły Kellermanna, ale ten zabrał tylko brygadę Guitona, gdyż obawiał się gniewu cesarza. Oba pułki kirasjerskie z brygady gen. Guitona, 8 i 11, wzięły udział w walkach i utraciły wielu ludzi. Dywizja jazdy gwardii Lefebvre-Desnouettesa długo stała na północ od Villers Perwin, a potem odeszła do Ligny.
Jeśli więc rano 16 czerwca Ney miał wyraźną przewagę nad nieprzyjacielem, to już po południu stosunek sił zmienił się na jego niekorzyść. Tymczasem armia Wellingtona znacznie wzrosła.
Przed wieczorem przybyła l dywizja gwardii gen. Cooke'a, a zaraz po niej dwa bataliony lekkie strzelców brunszwickich i kilka nowych baterii dział.
Około godz. 20 Wellington zdecydował się na atak, którego celem było wyparcie Francuzów aż za Frasnes. Ruszyły więc gęste linie tyraliery angielskiej powoli oczyszczając przedpole Quatre Bras z woltyżerów francuskich.[...]
Zaraz po odparciu ostatniego ataku kirasjerów Guitona książę Wellington wydał rozkaz, aby do akcji włączyła się gwardia i oczyściła z nieprzyjaciela rejon lasu Bossu. Gwardziści wyparli przeciwnika na dość znaczną odległość, co pozwoliło Wellingtonowi wprowadzić szerokim frontem 5 dywizję Pictona i 5 brygadę Haiketta. Siły te były wystarczające, aby odrzucić Francuzów na ich pozycje wyjściowe, czyli do samego Frasnes.
W trakcie walk strzelcy 95 regimentu odzyskali Gémioncourt oraz Piraumont i przepędzili lekką jazdę gen. Pirego.
Oceniając bitwę pod Quatre Bras można dostrzec, że była bitwą straconych szans dla obu stron. Rano Ney miał wszelkie szansę pobicia słabych sił przeciwnika i mógł zająć Quatre Bras bez większego wysiłku. Nie chciał jednak ryzykować i postanowił poczekać na maszerujące w kierunku pola bitwy oddziały.
Po południu układ sił zmienił się diametralnie, kiedy przybyły nowe oddziały angielskie realizując rozkaz o koncentracji. Uzyskanej przewagi dowódca angielski nie wykorzystał prawdopodobnie ze względu na brak informacji spod Ligny, a może nie chciał narażać swoich sił głównych na nową bitwę w zbyt dużej, jak mu się wydawało, odległości od Brukseli. Wellington zadowolił się odrzuceniem słabnącego Neya do Frasnes i na pozycjach zajmowanych dotychczas postanowił czekać na informację od Blüchera. Informacji jednak nie otrzymał ani wieczorem, ani nawet w nocy, czekał więc bezskutecznie nadal.

Źródło: T. Malarski, Waterloo 1815